W uprzywilejowanej sytuacji przed rewanżem były Wigry. W pierwszym meczu wygrały 2:1 i teraz wystarczyło im dopełnić formalności. Jako że jednak krajowy puchar lubi niespodzianki, a murawę w Suwałkach pokrył śnieg, można było śmiało założyć właściwie każdy scenariusz.
W pierwszej połowie to Wigry były stroną przeważającą. Oddały pięć strzałów, w tym dwa celne (GKS ani jednego celnego przy dwóch próbach). Piłkę miały w posiadaniu znacznie częściej od przeciwnika (61 do 39 procent). W końcu strzeliły także gola. W 35 minucie Łukasz Wroński otrzymał podanie w polu karnym i zrobił z niego użytek, uderzając obok bramkarza.
- Proszę nas nie skreślać – apelował przed meczem trener GKS Jastrzębie, Jarosław Skrobacz. A jego podopieczni zaraz po przerwie dali temu dowód. Krótko po tym jak sędzia rozpoczął drugą część przepięknym strzałem wyrównał Damian Tront. Piłka uderzona z dystansu w trakcie lotu zaskakująco zmieniła swój tor, czym kompletnie zmyliła bramkarza, Hieronima Zocha.
GKS Jastrzębie nie rezygnował z ataków. Sam Tront zaraz po golu miał szansę na strzelenie kolejnego (Zoch przeniósł piłkę nad poprzeczką). Kolanem tuż obok słupka uderzył natomiast Daniel Szczepan, a próbę Dominika Szczęcha wybił przed siebie Zoch. Wigry przetrwały ten arcytrudny moment. Wynik nie uległ zmianie.
W półfinale los skojarzył Wigry Suwałki z beniaminkiem Ekstraklasy, Arką Gdynia.
Bohater meczu: Damian Tront
Atrakcyjność meczu: 6/10