- Niewiele wciąż wiemy. Jedynie tyle, że Wojtek spadł z nawisem śnieżnym - mówi Michał Słaboń, naczelnik GOPR w Krynicy-Zdroju. Szczegóły pozna od kolegów, uczestników wyprawy, dopiero kiedy powrócą do Polski. Na razie są w Sztokholmie. Trwa również załatwianie formalności związanych ze sprowadzeniem ciała do kraju.
- Był oddany górom, bardzo ambitny, mnóstwo czasu spędzał w Beskidach i Tatrach - dodaje naczelnik Słaboń. Podobnie zresztą jak jego ojciec, też ratownik górski. Ślubowanie składał w 2005 r.
To pierwszy goprowiec krynickiej grupy, którego zabrały góry. Zostawił żonę i małe dziecko. Wczoraj po południu dodzwoniliśmy się do jego przyjaciela Macieja Ludrowskiego. Zanim Wojtek przeprowadził się do Złotnego pod Nawojową, mieszkali obaj w Starym Sączu.
- Połączyła nas praca w GOPR, razem jeździliśmy na akcje, szkolenia - mówi Ludrowski. - Wojtek był pozytywnie zakręcony na punkcie gór. To było jego życie. Śmierć jest wielkim wstrząsem- dodaje. W sądeckiej restauracji "Ratuszowa" jest właśnie wystawa poświęcona krynickim ratownikom. Wśród wielu fotografii są także zdjęcia wykonane przez zmarłego tragicznie 32-letniego Wroniewicza.
Kryniccy goprowcy opublikowali w internecie relację ze swojej ubiegłorocznej wyprawy do Parku Narodowego Sarek (również z udziałem Wojciecha Wroniewicza). Wtedy nazwali to miejsce "najdzikszym zakątkiem Europy". Znajduje się tam ponad 200 szczytów sięgających ponad 1800 metrów nad poziomem morza i 100 lodowców. Park Sarek obejmuje północną część Gór Skandynawskich, leży za kołem polarnym. Nie ma żadnej infrastruktury turystycznej. Dwie wyprawy krynickich ratowników w Góry Skandynawskie nie były niczym wyjątkowym. Wielu goprowców łączy pracę zawodową z podróżniczą pasją - uprawiają wspinaczkę, nurkują, żeglują.