Przed kilkunastu laty skromne Karniowice koło Trzebini stały się głośne na cały kraj. Proboszcz tutejszej parafii ksiądz Stanisław Fijałek rozpoczął budowę kurhanu, wyjątkowej w swym rodzaju nekropolii, niemającej chyba odpowiednika w całym świecie.
Upór i przebojowość proboszcza przysporzyły mu zarówno przyjaciół, jak i przeciwników. W roku 1999 czytelnicy "Gazety Krakowskiej" przyznali mu tytuł Człowieka Roku. Cztery lata później został Zasłużonym dla Powiatu Chrzanowskiego. Wbrew wszelkim przeciwnościom, doprowadził swe dzieło do końca.
"Jestem czuły na punkcie równości. A dziś na cmentarzach równości nie widzę"
Wkrótce potem przeszedł jednak na emeryturę i bardzo ciężko zachorował. Wydawało się, że jego idea przepadnie. Przed niespełna trzema laty "Gazeta Wyborcza" zamieściła obszerny reportaż pod wiele mówiącym tytułem "Pusty grobowiec księdza Fijałka". Na jej internetowym forum ukazały się mocno niepochlebne komentarze, jeden z anonimowych internautów określił nawet kurhan jako "pomysł pogański w formie, a komunistyczny w treści".
A jednak "grobowiec księdza Fijałka" wcale już pusty nie jest.
Czyste niebo i zieleń
Alfred Jankowski, właściciel firmy budowlanej, która uczestniczyła we wznoszeniu betonowej konstrukcji tej podziemnej kaplicy, a jednocześnie wielkiego grobowca, mówi:
- To nie był obiektywny artykuł. Widać, jak ucieszył wrogów księdza. Głosili, że ludzie nie chcą być chowani w kurhanie, choć właśnie niewiele wcześniej miały w nim już miejsce pierwsze pochówki.
Wyłomu dokonała Józefa Dudzikowa, która prawo do pochowania w kurhanie swoich bliskich dosłownie wykłóciła sobie po urzędach.
- To nie było tak, że ludzie nie chcieli, bo po co by ten kurhan zbudowali i nie chcieli za to pieniędzy? - pyta retorycznie. - Komuś to przeszkadzało. Komu, tego nie wiem, ale jedna pani w sanepidzie powiedziała mi jasno: Niech pani poczeka trzy lata, to może wtedy będziemy mogli dać pani zgodę. Ja na to: Proszę pani, tyle czasu to ja nie mam. A ona wtedy po cichu: Nic nie poradzę, są naciski.
"Tradycyjny cmentarz to bomba ekologiczna. A tu czysta ziemia, powietrze, zero skażenia i zieleń"
Wreszcie latem 2006 roku nowy arcybiskup krakowski kardynał Dziwisz dał zgodę na pochówki. Dudzikowa natychmiast z tego skorzystała. Ekshumowała zwłoki męża i rodziców, spoczywających wcześniej na pobliskim cmentarzu parafialnym. Oddała je do kremacji i tak pierwsze urny trafiły do wnęki w kurhanie.
Nie jest to do końca zgodne z pierwotnym zamysłem księdza Fijałka, który przewidywał, że zwłoki będą poddawane tanatopraksji i składane do kurhanowych wnęk w trumnach, a następnie, po całkowitej mineralizacji, umieszczane w mniejszych pojemnikach. Proboszcz z Karniowic zdawał sobie sprawę, że palenie zwłok może się w Polsce źle kojarzyć. Nie zapominajmy też, że do soboru watykańskiego drugiego Kościół katolicki zabraniał kremacji, a i teraz, choć już jej nie potępia, to i nie zaleca.
Okazało się, że jednak ta forma pochówku szybciej została zaakceptowana przez część karniowickich parafian. Choć są i przeciwnicy, którzy zarzekają się, że w kurhanie nie pozwoliliby się pochować nawet za darmo.
Takich wątpliwości nie ma Maciej Dominik, młody jeszcze emeryt górniczy, bezinteresownie opiekujący się kurhanem. - Trochę pomagałem przy różnych pracach na cmentarzu i wiem, co woda robi ze zwłokami - mówi. - Kto raz to zobaczy, na pewno nie zechce być pochowany w ziemi. Tradycyjny cmentarz to bomba ekologiczna. A tu czysta ziemia, czyste powietrze, zero skażenia. I zieleń.
Góral z wizją
Poważne problemy na karniowickim cmentarzu zaczęły się z chwilą wstrzymania wydobycia w kopalni Siersza. Poziom wód gruntowych podniósł się tak bardzo, że jak to określają mieszkańcy, "trumny w grobowcach pływały". W dodatku miejsca na nowe pochówki zaczynało brakować, a cmentarza nie było gdzie rozszerzać, bo dalej rzeka. I wtedy ksiądz Fijałek wystąpił ze swoim pomysłem.
- Przecież kiedyś wszystkie cmentarze zaczynały się w świątyniach - mówi. - Zamożniejszych chowano w murach kościelnych, mniej znacznych w katakumbach. Pomyślałem, żeby zbudować świątynię, która będzie równocześnie grobowcem. A forma kurhanu była znana naszym przodkom także w pierwszych wiekach chrześcijańskich, kiedy na ziemnych kopcach, odziedziczonych po czasach pogańskich, zaczęto stawiać krzyże.
Twardy góral z Kasinki Małej, co zawsze z dumą podkreśla, zawziął się, bo wierzy, że ma rację. Jeszcze w roku 1998, kiedy biskup Kazimierz Nycz poświęcił ziemię pod budowę Parafialnego Ośrodka Pamięci Zmarłych Przodków, jak oficjalnie nazwano kurhan, mało kto przewidywał powodzenie tego przedsięwzięcia. Oczywiście, z wyjątkiem jego budowniczych, często pracujących za darmo, jak Alfred Jankowski. Co ich motywowało?
- Sam się zastanawiałem, jak dałem się w to wciągnąć - mówi inżynier. - I mam tylko jedno wyjaśnienie: zdziałała to osobowość księdza Fijałka. On właściwie niczego się nie domaga, zaraża tylko swoim własnym przykładem. Człowiekowi byłoby wstyd, gdyby nie pomógł.
Twórca kurhanu śmieje się:
- Coś w tym jest. Ludzie mi mówili: Ksiądz ma jakąś hipnozę w sobie, że nie można księdzu odmówić.
Przedsięwzięcie, jak na możliwości parafii, było rzeczywiście gigantyczne.
- Ja to potraktowałem jako prawdziwe wyzwanie inżynierskie - mówi Jankowski. - Przecież wcześniej nikt niczego podobnego nie budował.
Dodajmy, wyzwanie było także finansowe. Sama płyta fundamentowa, gruba na półtora metra, pochłonęła 80 ton stali zbrojeniowej. Budowa mogła dojść do skutku, bo ksiądz wydobył na ten cel pieniądze z funduszu szkód górniczych. Kopułę budowano bez szalunków, na nadmuchanym balonie. Potem konstrukcję obsypano ziemią, dzięki czemu we wnętrzu przez cały rok utrzymuje się stała temperatura ok. 10 stopni.
Światło zapewnia witrażowa gwiazda w środku stropu. Zatknięty na kurhanie krzyż służy równocześnie jako piorunochron, a w jego wnętrzu zostały ukryte przewody wentylacyjne. Wszystko zostało dokładnie przemyślane przez zespół zarażonych ideą księdza projektantów. Co nie przeszkodziło, by proboszcz osobiście wszystkiego doglądał.
- Któregoś dnia przyjeżdżam na budowę, a po kopule jeździ koparkoładowarka, ważąca prawie 30 ton. Aż mi się słabo zrobiło - wspomina Jankowski. - Krzyczę na robotników: Czy wyście zwariowali? A oni: Ksiądz kazał. Pytam: To gdzie ten ksiądz? Odpowiadają: W środku.
- No, przecież wiedziałem, że się nie zawali, bo robota solidna - śmieje się ksiądz Fijałek.
Pamięć, nie marmury
- Ale że ten kurhan w końcu stanął, to zakrawa na cud - przyznaje sam jego twórca w chwili refleksji. - Wydaje mi się, że sam cudem ocalałem. I to dwa razy.
Pokonał ciężką chorobę, to był drugi raz. A pierwszy jeszcze na początku budowy, kiedy pojechał do banku w Trzebini po pieniądze na zapłatę za wykonane roboty. Pobrał bardzo znaczną kwotę, a na plebanii już czekali na niego bandyci. Musieli być bardzo dobrze poinformowani.
- Zatrzymał mnie przypadek - opowiada. - Na ulicy zaczepili mnie znajomi z czasów, kiedy byłem na parafii w górach: Musi ksiądz wpaść do nas na żurek góralski. Nie odmówiłem. Kiedy wróciłem do domu, rabusiów już nie było. Zabrali tylko osiemset złotych, które znaleźli w kopercie na oknie.
Jest przekonany, że bandyci nie ograniczyliby się do rabunku, wiedzieli przecież, że zrobiłby wszystko, aby ich odnaleźć i odzyskać pieniądze na swój kurhan. To była najgroźniejsza przygoda. Nie brakowało jednak kłód rzucanych pod nogi.
- Firmom pogrzebowym i kamieniarskim pomysł księdza nie mógł się spodobać, zwłaszcza gdyby znalazł naśladowców - mówi inżynier Jankowski. - Kiedy nie za bardzo wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze.
Właśnie, pieniądze. Pochówki w kurhanie księdza Fijałka są tańsze niż tradycyjne. Również dlatego, że ksiądz tępi wszelką ostentację. Dla każdego zmarłego taki sam złocony napis, taka sama jedna oliwna lampka. Wynajęcie rodzinnej niszy dla wielu pokoleń kosztuje jednorazowo dwa tysiące. Raz na zawsze. Ksiądz oblicza, że grobowiec wystarczy na kilkaset lat. Może pomieścić jednorazowo 2500 ciał w trumnach, urn kilka razy więcej.
- Zmarłym niepotrzebne są marmury, tylko pamięć - mówi. - Jestem czuły na punkcie równości. Może dlatego, że wyszedłem z biedy, w domu było nas jedenaścioro. Za Niemców łowiłem rybki, zbierałem w lesie owoce, liście z malin nosiłem na plecach siedem kilometrów do suszarni, żeby opłacić naukę na tajnych kompletach. A dziś na cmentarzach równości nie widzę.
- Ale skąd! - wtóruje księdzu pani Dudzikowa. - Tylko wyścig, kto postawi okazalszy pomnik, bardziej kosztowny. Na cmentarzach jest pycha i nic więcej. Józefa Dudzikowa jest pewna, że w dniu Wszystkich Świętych kaplica w kurhanie znów będzie pełna, jak rok temu. Większość parafian na razie się tylko przygląda, ale… - Trzeba dać ludziom czas, żeby się oswoili - mówi ksiądz Stanisław Fijałek, który w tym roku skończył 80 lat. - Pan się dziwi? Przecież to rewolucja jest.