Czwarty start Cracovii w Pucharze Kontynentalnym i coraz lepszy wynik.
Zdecydowanie był to najlepszy turniej w naszym wykonaniu. W pierwszych dwóch, z powodów kontuzji i chorób, z problemami skompletowaliśmy trzy piątki. W zeszłym roku, już w półfinale, wygraliśmy jeden mecz i zajęliśmy czwarte miejsce. Teraz zwyciężyliśmy dwa razy i trzecia pozycja. Progres jest wyraźny.
Również, a raczej przede wszystkim z racji prezentowanej gry. Gospodarze, uznając Cracovię za najsłabszy zespół, ustawili sobie mecz z wami jako pierwszy.
I byłem z tego powodu zadowolony. Nie wiedzieli o nas nic. Zagraliśmy bardzo dobrze taktycznie. Świetnie bronił Radziszewski. Rywale praktycznie tylko w drugiej tercji, podczas naszych kar, przeważali. W ostatniej to my atakowaliśmy. Byliśmy lepsi i powinniśmy rozstrzygnąć mecz w regulaminowym czasie gry.
Zobacz także: Bramkarz z Bośni Nemanja Supić przyjechał na testy do Cracovii
Ale przyszedł mecz z Anglikami...
Niestety o wyniku praktycznie rozstrzygnęło kilka ostatnich minut w drugiej tercji. Strata gola podczas gry w przewadze i fatalna ostatnia sekunda. Radziszewski obronił strzał, ale nikt nie wybił krążka i kolejna strata. W ostatniej to my atakowaliśmy, a rywale zdobywali bramki. O tym, że nas Anglicy, jak i zresztą dzień wcześniej Francuzi poważnie potraktowali świadczy fakt, że grali tylko na trzy formacje. Do ostatnich minut.
Z Łotyszami poszło nadspodziewanie łatwo.
Potraktowaliśmy ten mecz tak, jakby zależał od niego awans. Mieliśmy rywali dobrze rozpracowanych. W efekcie przez dwie tercje nie mieli nic do powiedzenia. W ostatniej za bardzo uwierzyliśmy, że jest już "po meczu". Straciliśmy trzy gole, ale pozbieraliśmy się i rywal już nic więcej nie mógł zrobić.
Zobacz także: Dwa zwycięstwa, ale wielki finał Continental Cup nie dla Pasów
Po raz kolejny w zespole punktuje wielu hokeistów. Również potwierdzili swoją klasę "polscy" Kanadyjczycy.
Mamy trzy bardzo wyrównane piątki i każda może rozstrzygnąć mecz. W Rouen nie tylko Kostuch i Martynowski potwierdzili, że w ważnych meczach są wybijającymi się hokeistami, ale coraz lepiej spisuje się w tym ataku Dvorak, który wyraźnie zgrał się z partnerami. Lecz w trzecim meczu wystąpiła i czwarta piątka, która zaprezentowała się bardzo pozytywnie, a przecież zabrakło kontuzjowanego Bieli. Tak wyrównany zespół pozwala na wiele manewrów taktycznych.
Po Rouen kolejnym krokiem powinien być już finał Pucharu Kontynentalnego.
Powoli. Najpierw trzeba zdobyć mistrzostwo Polski. Do tego jeszcze sporo brakuje nam do takich drużyn, z którymi przyszło się nam zmierzyć we Francji. Nie ustępujemy rywalom przygotowaniem fizycznym i kondycyjnym, co szczególnie potwierdził trzeci mecz. Ale ustępujemy jeszcze przeciwnikom doświadczeniem gry w takich imprezach. Ich zawodnicy występowali w bardzo wielu takich turniejach i wiedzą co robić w trudnych momentach. Siłą tych drużyn są obcokrajowcy. W trzech piątkach Coventry trudno znaleźć rodowitego Anglika. W Rouen o grze też decydują stranieri. My na taką liczbę obcokrajowców nie możemy sobie pozwolić, chociażby dlatego, że tak stanowią krajowe przepisy w PLH. Ale należy pamiętać, że krajowi hokeiści zaliczają się do najlepszych w naszej lidze. I to jest naszą siłą.
Rozmawiał Paweł Guga