Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryzykują własne życie, żeby wyłowić kilka ryb

Halina Gajda
fot. Halina Gajda
Gdy ktoś wpadnie do wody w tym miejscu, nie ma większych szans na ocalenie.

Ryzykują własne życie, żeby wyłowić kilka ryb
- Było już ciemno, gdy przyjechaliśmy na miejsce. Wokół cisza, więc rozmowy kłusowników stojących na konstrukcji zapory niosły się z daleka. Niczego się nie spodziewali - opowiada Mirosław Nabożny, komendant straży rybackiej w Gorlicach. - Jeden nagle podniósł głowę, zobaczył nas. Chciał uciekać, podobnie jak jego koledzy, ale noga mu się poślizgnęła. Wpadł do wody - dodaje.

Mężczyzna miał więcej szczęścia niż rozumu. - Wprawdzie wpadł do wody, ale zdołał utrzymać się na betonowej pochylni. Kłusownik też człowiek. Nie mogliśmy przecież pozwolić, żeby się utopił - dodaje. Z narażeniem życia swojego i kolegów wyciągnęli go. - Powiązaliśmy pasy z mundurów i jakoś się udało - mówi Mirosław Nabożny. W tamtym tygodniu, również podczas patrolu, wpadli kolejni. - Straciliśmy cierpliwość. Po prostu wezwałem policję. Dostali mandaty - dodaje.

Gdy spogląda się z brzegu na zaporę, to wydaje się, że betonowy element wcale nie jest tak niebezpieczny. To jednak co widać, to tylko niespełna 50 procent obiektu, resztę pokrywa woda. Betonowy pas jest jak tor saneczkarski. To śmiertelna pułapka. - Głębokość wody przed zaporą wynosi dzisiaj ponad 21 metrów - wyjaśnia nam Piotr Przybylski, kierownik zapory w Klimkówce. Gdyby wody w jeziorze było tyle, co normalnie, głębokość wzrasta do ponad trzydziestu metrów. - Na znalezienie kogoś pod wodą nie ma szans. Przypominam tylko sytuację, gdy nurkowie szukali ciała jednego wczasowicza. Wypłynęło po trzech tygodniach - zaznacza.

Co skłania kłusowników do tak lekkomyślnego zachowania? Oczywiście ogromne w tym miejscu okazy ryb. Franciszek Witek przyznaje, że przy niskim stanie wody, jaki obecnie jest w jeziorze, gromadzą się przy samej zaporze, bo szukają najgłębszego miejsca. Szczególnie sandacze i szczupaki. I łatwo je odłowić. Nie trzeba godzinami siedzieć z wędką na brzegu. Wizja pełnych wiader ryb kusi do tego stopnia, że niektórzy tracą kontakt z tym, co dzieje się wokół nich. Ostatnio, gdy na horyzoncie pojawili się strażnicy, kłusownicy wzięli nogi za pas. - Uciekali w popłochu - opowiada komendant Nabożny. - Na nic im się to nie zdało, bo na brzegu zostawili plecaki z dokumentami. Cały komplet. Wszystkie dane mamy na talerzu - dodaje.

Pomijając już same ryby, są jeszcze kwestie prawne: obowiązuje całkowity zakaz wchodzenia na teren zapory, a nawet więcej - zakaz podpływania do zapory na odległość mniejszą niż 150 metrów. - Osoba, która wpadnie do wody, może dostać się do tak zwanych spustów dennych - ostrzega kierownik Piotr Przybylski. W takim przypadku nie ma większych szans na przeżycie.

Łukasz Kosiba, sekretarz zarządu Polskiego Związku Wędkarskiego w Nowym Sączu uprzedza, że wszyscy, którzy zostaną tam złapani muszą się liczyć z wysokimi mandatami. - Wobec przyłapanych tam członków PZW nie będziemy tak pobłażliwi, na mandatach się nie skończy. Będę wnioskował o natychmiastowe wydalenie ze związku takie osoby - zapowiada. Mandat wystawiony przez policję za wchodzenie na zaporę, może wynieść nawet 650 złotych.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska