- Wyszedłem z domu, a tu przed drzwiami ściana płomieni - opowiada Kazimierz Gruca, zięć właścicielki gospodarstwa Marii Basty. - Nowa stodoła wyglądała jak ognista kula. Chciałem coś uratować. Przynajmniej traktor. Pobiegłem do bramy stodoły i szarpnąłem wrota. Nie przesadzę mówiąc, że śmierć zajrzała mi w oczy w tamtej chwili. Ciąg powietrza zaczął mnie wsysać do środka, gdzie wszechobecny był ogień. Chyba byłem trochu z boku głównego wlotu powietrza, bo jakimś cudem zdołałem się wydostać.
Kazimierz Gruca po chwili desperacko znów ruszył w ogień chcąc wyprowadzić przynajmniej traktor, bez którego nie da się uprawiać górskich pól. Nawet go dotknął, ale to było ostatnie co zdołał wtedy uczynić. Rozgrzane metalowe części maszyny dotkliwie poparzyły mu rękę. Mówi teraz, że wyskoczył z tej płonącej stodoły jak oparzony. Okazało się, że trzeba go natychmiast zawieźć do szpitala.
Strażacy zaalarmowani zostali o pożarze w Kąclowej o godzinie pół do ósmej wieczór.
- Do Kąclowej jest daleko z Nowego Sącza więc dojazd jednostek PSP musiał zająć trochę czasu - relacjonuje brygadier Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP Nowym Sączu. - Oficer dyżurny Stanowiska Koordynacji Ratownictwa PSP poderwał więc do akcji ochotnicze straże pożarne z okolic Grybowa. Druhowie z Grybowa - Białej Wyżnej byli na miejscu pierwsi.
Kiedy wieść o kolejnym nieszczęściu w gospodarstwie Marii Basty dotarła do wójta Gminy Grybów Piotra Kroka, z funduszu pomocy społecznej natychmiast wypłacono im 4 tys. zł.
Wczoraj wójt Grybowa i sołtys Kąclowej znów byli na miejscu i pytali jak można pomagać.
- W kolejnej stodole i stajni nie będzie ani jednej deski - mówił im Kazimierz Gruca. - Mamy dość ognia. Trzy stodoły, stajnia i dom już poszły z dymem. Strażakom zawdzięczamy, że ocalili nam dom, bo stał blisko ognia.