Michał Stanuch od lat toczy sądowy spór o drogę ze swoim sąsiadem Janem M. Twierdzi, że proces odbił się na jego zdrowiu, co według niego, skrzętnie wykorzystuje przeciwnik. Jan M. w ubiegłym roku poprosił sąd w Zakopanem o wydanie dokumentów dotyczących sprawy, wśród nich kserokopii trzech zwolnień lekarskich Michała Stanucha. Na podstawie numerów chorób ustalił, na jakie dolegliwości cierpi mężczyzna. Potem napisał list do starostwa tatrzańskiego, w którym sugerował cofnięcie prawa jazdy Stanuchowi. Dowodził, że dolegliwości neurologiczne i sercowe, a także leki, które sąsiad zażywa, mogą sprawić, że będzie stanowił zagrożenie na drodze. Wydział komunikacji starostwa uznał zgłoszenie za prawdopodobne i wystosował do pana Michała pismo ze skierowaniem na badania.
- Byłam w domu małżeństwa Stanuchów, gdy odebrali list ze starostwa - mówiła w sądzie w Nowym Sączu świadek Krystyna Ciciurko. - On bardzo się zdenerwował.
Mężczyzna przyznaje, że leczy stres u psychiatry, z czego jego przeciwnik wysnuł wniosek, że cierpi na chorobę psychiczną. - Zrobił ze mnie wariata. Zostałem upokorzony i wystawiony na pośmiewisko - żalił się Michał Stanuch. Badania wykazały, że może dalej prowadzić samochód.
Zakopiańczyk dowodził, że sprawy by nie było, gdyby sąd w Zakopanem nie wydał sąsiadowi jego zwolnień lekarskich. Sąd Okręgowy uznał jednak, że sąd w Zakopanem nie popełnił błędu. - Nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, ponieważ jego przeciwnik, będący stroną postępowania, miał prawo wglądu do akt. Sąd nie ponosi winy za to, w jaki sposób on tę wiedzę wykorzystał - podkreślił sędzia Tomasz Białka.
Sędzia zwrócił nadto uwagę, że choroby Stanucha sprawiły, iż sprawę jego sporu z sąsiadem trzeba było aż 18 razy przekładać. Tymczasem jego oponent stawiał się za każdym razem.
Sąsiad 72-latka skomentował wczoraj "Krakowskiej" tę sprawę krótko:- Skoro sąd wydał mi dokumenty, to przecież prawa nie złamałem.
Prezes Sądu Rejonowego w Zakopanem Marek Marchalewicz dodaje, że sąd nie ma prawa ograniczać stronom dostępu do akt.
Michał Stanuch zamierza jednak odwołać się od wczorajszego orzeczenia.
fot. paweł szeliga