Zresztą, dla mnie było oczywiste, że Michał został zatrudniony w tym trudnym dla reprezentacji momencie po to, aby wygrać baraże o Euro’24. Dlatego dajmy mu czas. I szansę. Poczekajmy w spokoju na to, jaki zaproponuje pomysł na Roberta Lewandowskiego, i jak ułoży zespół na spotkanie z Czechami. Doskonale wiem, że kibice chcą oglądać w akcji zupełnie inną grę, i mają prawo wyrażać dezaprobatę. Kryzys – sportowy i mentalny – był po kadencji Portugalczyka jednak tak duży, że w oczekiwaniu na poprawę wszyscy musimy wykazać się cierpliwością.
W tym momencie po raz kolejny przypomnę się z apelem o asystenta z prawdziwego zdarzenia w reprezentacji Polski, dzięki któremu nie musielibyśmy się martwić o ciągłość – i jakość – pracy. Przecież, gdyby u Santosa był ktoś taki, to nie musiałby on wyważać wielu otwartych drzwi. A nawet gdyby mu nie wyszło, choć w moim odczuciu ryzyko niepowodzenia byłoby znacznie mniejsze niż w sytuacji, gdy najbliższym współpracownikiem pana Fernando był Grzegorz Mielcarski, zatem raczej doradca i tłumacz – nie ma przecież trenerskich papierów – to miałby kto pociągnąć wózek po Portugalczyku...
Michał także powinien o tym pamiętać – żeby w sztabie otoczyć się kompetentnymi ludźmi. Wystarczy zresztą spojrzeć na Raków, gdzie Marek Papszun wychował – a w każdym razie ukształtował i przygotował – na pierwszego szkoleniowca Dawida Szwargę. A chyba nikt nie ma wątpliwości, że gdyby nie ciągłość pracy, klub z Częstochowy mógłby pomarzyć o awansie do Ligi Europy i wynikach, które mimo występów w pucharach notuje jesienią w PKO Ekstraklasie. Bo mistrz Polski osiąga to wszystko właśnie dzięki temu, że trener Szwarga doskonale znał otoczenie, którym przyszło mu teraz zarządzać.
Zresztą, jeśli spojrzymy na moją historię – była podobna. Długo pomagałem Januszowi Wójcikowi – w kadrze olimpijskiej, a później w Legii – który chciał, żebym także w pierwszej reprezentacji został jego asystentem, lecz w tamtym momencie miałem już inny pomysł na siebie. Co prawda nie myślałem jeszcze, żeby zostać selekcjonerem, ale byłem już po ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Legią i chciałem pracować wyłącznie na własny rachunek. W końcu po to zostałem trenerem.
Pewnie też z tego względu - po kilku kolejnych latach - nie widziałem żadnego problemu, gdy do podobnej decyzji dojrzał Maciej Skorża – dziś zdobywca wielu ligowych trofeów w Polsce i triumfator azjatyckiej Ligi Mistrzów – który kształtował swój warsztat u mojego boku zarówno w Legii, kadrze młodzieżowej, jak i pierwszej reprezentacji. Bo taka jest po prostu kolej rzeczy w naszym zawodzie...
