Wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, pierwsze grzyby miały pojawić się 3 maja. I rzeczywiście, tak było, co natychmiast w mediach społecznościowych zaraportował Eugeniusz Liana, znany grzybiarz z Gorlickiego. Szaleństwa może nie było – znalazł dwa borowiki, ale kolejne miały się wysypać dwa dni później. Nie było więc innego wyjścia, jak wybrać się z gorliczaninem w las na granicy Bodaków i Bartnego.
- Miejsce-pewniak – mówił stanowczo.
Natura kontra spragnieni sukcesu grzybiarze
Wieści z pierwszego z nim grzybobrania powinny być opatrzone tytułem „Dalej będzie lepiej”. Było to bowiem jedno z jego ulubionych zdań tego dnia. Powtarzał je zaraz po tym, jak z trudem wyciągaliśmy nogi z głębokiego błota. Na szczęście mieliśmy porządne kalosze. Po przejściu mokradła miało być lepiej i bardziej grzybowo. No niestety, natura nas przechytrzyła. Nie było szans nawet na milimetrowe okazy.
- Hmmm, może jeszcze za zimno? W mieście niby cieplej, ale tutaj jest kilka stopni mniej. Z drugiej strony byłem pewien, że będzie ich więcej, skoro dwa się tak ładnie pokazały – tłumaczył się ewidentnie zaskoczony, bo od ponad dwudziestu lat prowadzi notatki dotyczące miejsc, liczby zebranych grzybów, fazy księżyca, temperatury i miejsca. Na tej podstawie przewiduje kolejne wysypy.
- Za dwa dni będą już na pewno. No nie ma siły. Muszą być – zaznacza.
Proszę państwa oto grzyb...
Umówiliśmy się więc na niedzielę (7 maja). To samo miejsce, to samo błoto, tak samo wczesny ranek. Trochę cieplej, bo termometr w samochodzie pokazywał osiem stopni Celsjusza.
- W piątek i sobotę było słonecznie. Dzisiaj to już muszą być – oznajmia w drodze na szczyt pan Eugeniusz.
Maszerujemy więc w górę. Jest stromo, a po nocnych opadach dosyć ślisko. Po kilkudziesięciu metrach nasz przewodnik przystanął, założył okulary, oparł się na kijach i zastygł. Na kilka sekund, bo grzyby od razu wpadły mu w oko.
- Mamy tu okaz rzadkiego borowika, który niezbyt często rośnie u nas. Ja mówię o nim borowik-buczak – mówi i pokazuje na grunt. - One pojawiają się tylko wczesną wiosną w lesie bukowym. Mówi się o nich „majówki” – dodaje.
Rzeczywiście, ze ściółki wyciąga nasz plon – grzybek ma około dwóch centymetrów, co Liana natychmiast komentuje dowcipnie.
- To jest tak zwany Mały Grzybek – śmieje się.
W nasze spragnione grzybobrania ręce wpada jeszcze dwa maleńkie borowiki, w tym grzybowi syjamscy bracia. Kolejne trzy zostają w lesie. Są tak maleńkie, że pan Eugeniusz postanawia dać im szansę na dorośnięcie. Stawia znak z patyka, który będzie w stanie dostrzec tylko on i zapowiada, że przyjedzie sprawdzić, jak się sprawy mają za dwa-trzy dni.
- Wychodnia w Beskid Niski w Wapiennem. Gmina ma dokumentację. Jaki kolejny krok?
- Na Gorlickie Klasyki przyjechał simsonem z Wrocławia. Podróż zajęła mu 10 godzin
- Grupa rekonstruktorów z Biecza przyjęła barwy 5 Pułku Strzelców Konnych w Tarnowie
- Rekonstrukcja Bitwy pod Gorlicami. Wyjątkowy spektakl na sękowskich polach WIDEO
- Na rynku Miasta Światła ponad dwieście maszyn z różnych epok motoryzacyjnych
- Święto Miasta Światła z One Step, Smolastym i Enejem. Błoto nikomu nie przeszkadzało