Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siatkówka. Magdalena Śliwa: Moim marzeniem jest, aby siatkarska Wisła na dobre zaistniała w Polsce [ROZMOWA]

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Magdalena Śliwa została trenerką II-ligowej Wisły
Magdalena Śliwa została trenerką II-ligowej Wisły Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Była reprezentantka Polski, dwukrotna mistrzyni Europy MAGDALENA ŚLIWA wróciła do „Białej Gwiazdy’" tym razem jako trenerka. Opowiada o swojej karierze zawodniczej i szkoleniowej, wspólnej grze z córką oraz o planach odbudowania siatkówki pod Wawelem

- W nowym sezonie prowadzić pani będzie w II lidze drużynę siatkarek Wisły, czyli klubu, z którym była pani mocno związana jako zawodniczka. Skąd pomysł, żeby wrócić do "Białej Gwiazdy"?
- Wisła to był mój pierwszy klub, w niej zaczynałam karierę. Muszę powiedzieć, że z przykrością patrzę na to, co się dzieje z siatkówką ogólnie w Krakowie. Na Wiśle są sekcje młodzieżowe, natomiast tak naprawdę seniorskiej siatkówki na wysokim poziomie nie ma. Był przez pewien czas zespół w ekstraklasie, ale się rozpadł (Trefl Proxima w sezonie 2018-19; w I lidze także nie ma żadnego żeńskiego klubu z Krakowa - przyp.). Z trenerem Leszkiem Kędryną, który jest koordynatorem sekcji i nad wszystkim czuwa, rozmawialiśmy, że pasowałoby tę Wisełkę "odkopać" z dołu. Część dziewczyn, które grały w III lidze w zeszłym sezonie, skończyła wiek juniorki. Wpadliśmy na pomysł, żeby zgłosić się do II ligi i spróbować zacząć robić małe kroki w górę.

- Powierzenie pani roli szkoleniowca to był pomysł trenera Kędryny, czy pani po prostu chciała pomóc?
- Miałam czas, wpadałam na halę przez całą zimę, wiosnę, chodziłam na treningi, oglądałam dziewczyny. Do tego pomysłu doszliśmy wspólnie. Większość kariery byłam, niestety, poza domem, a skoro klub siatkarski jest w Krakowie, to pasowałby coś tu na miejscu fajnego zrobić.

- Po raz ostatni była pani związana z Wisłą jako zawodniczka w latach 2006-2008.
- Przyszłam na dwa lata do Krakowa, gdy drużyna była w pierwszej lidze. W obu sezonach grałyśmy w barażach o wejście do ekstraklasy, ale, niestety, nie udało nam się awansować. Później wszystko poszło w dół. Teraz w sporcie trudno znaleźć sponsora, który by to wszystko utrzymywał. Kraków jest pięknym miastem, przyciąga zawodniczki, jest dużo studentek. Na pewno wiele dziewczyn chciałoby tu grać, trzeba tylko zapewnić im odpowiednie warunki.

- Tych najlepszych warunków na siatkarski rozwój nie ma już od dawna. Poprzednio Wisła w ekstraklasie grała 16 lat temu, później dostać się do elity próbowały różne kluby, AZS UEK i Wisła, ale bez sukcesu. Udało się Proximie, lecz tylko na jeden rok. Czemu krakowska siatkówka nie może na stałe wrócić na najwyższy szczebel?
- Nie wiem. Sama zadaje sobie takie pytanie. Mam nadzieję, że gdy zaczniemy rozgrywki i będzie zainteresowanie, to powoli, małymi krokami, będziemy szli w górę. To jest moje marzenie, aby sekcja siatkarska Wisły zaistniała w Polsce na dobre.

- Cel na najbliższy sezon w drugiej lidze?
- Na razie nie mamy żadnego. Chcemy wystartować, zobaczyć, jaki jest poziom. Dziewczyny grały w trzeciej lidze, trudno to ocenić, bo teraz jest mało informacji o innych zespołach. Na pewno chcemy być zadowoleni z tego, jak gra nasza drużyna, a co wyjdzie, to zobaczymy.

- Wisła z reguły była drużyną, która w dużej mierze oparta była na wychowankach, zawodniczkach z regionu, związanych z klubem. Czy ten trend zostanie utrzymany?
- Pięć, sześć dziewczyn skończyło wiek juniorki, trenują z nami, są z Krakowa. Część dołączyło takich, które przyjechały tu na studia. Mam aż 16 zawodniczek na treningu, cały czas dochodzą nowe, które chcą spróbować. Wierzę, że uda nam się stworzyć ciekawy zespół.

- A jak pani wspomina swoją grę w Wiśle na początku kariery?
- Gdy trafiłam do klubu, który był w ekstraklasie, to jeszcze byłam juniorką. Moim pierwszym trenerem tu był Lesław Kędryna. Mogę powiedzieć, że to dzięki niemu moja kariera potoczyła się tak, a nie inaczej, bo do drużyny dołączyło wtedy dużo juniorek, to była połowa składu. Były też zawodniczki bardziej doświadczone, reprezentantki kraju, jak Ania Kosek, Irena Palczewska. Dostałam szansę, choć uważam, że nie byłam lepszą rozgrywającą od tej, która tu wtedy była, bardzo doświadczonej. Trener postawił na mnie, bardzo dużo mi to dało, ogrywałam się na wyższym poziomie.

- Spodziewała się pani wtedy, że kariera się tak rozwinie?
- Absolutnie nie (śmiech). Grałam w siatkówkę, bo kochałam to robić. Do tej pory mi nie przeszło. To moja pasja, cieszyłam się gram.

- W dorobku ma pani mistrzostwo Polski z Chemikiem Police...
- ...ale wcześniej z Wisłą zdobyłyśmy brąz, srebro. Dopiero potem poszłam do Polic, zaczęłam krążyć po Polsce i świecie.

- Trafiła Pani do Włoch, gdzie były już znaczące klubowe sukcesy.
- Siatkówka we Włoszech to pełen profesjonalizm. Tak było wtedy i jest nadal. Po dziewczynach, które są teraz w naszej kadrze, a mają rok doświadczenia z gry w tym kraju, widać tę dojrzałość. To zupełnie inne podejście do siatkówki. Jeżeli będą miały ofertę z Włoch, to namawiam do jej przyjęcia, bo będą mogły posmakować prawdziwego sportu.

- Pani miała taką okazję, ale później wróciła do Polski.
- Mam męża, córkę. Te długi rozłąki były już bolesne, bo we Włoszech była siedem lat. W którymś momencie trzeba było powiedzieć "stop" i się do siebie przybliżyć. Taka sytuacja była po prostu dla nas trudna. Podpisywałam kontrakty w Polsce, blisko Krakowa. Była Bielsko-Biała, do której dojeżdżałam codziennie, później Łódź. Także Police, w których spotkałam się w drużynie z córką. Tam więc było bardziej normalnie.

- Chciałabym zająć się już tylko trenowaniem. Oczywiście, gdyby była taka potrzeba w zespole, to chętnie bym zagrała.

- Jak to jest grać z córką (Izabela Lemańczyk występuje na pozycji libero - przyp.) w jednej drużynie?
- Śmiesznie (śmiech) i bardzo fajnie. Na pierwszym spotkaniu córka powiedziała do Doroty Świeniewicz: "Cześć, ciociu", a ona odpowiedziała: "Jaka ciociu? Ja teraz jestem twoją koleżanką z szatni, mów mi po imieniu". Iza zwracała się do mnie po imieniu, przecież byłyśmy zawodniczkami, koleżankami z jednej drużyny. Nie próbowałam jej matkować, bo wiadomo, że dziewczyna też ma już swój wiek, więc trzeba się odciąć od tego schematu.

- Jako zawodniczka grała Pani bardzo długo, w reprezentacji Polski zadebiutowała Pani w 1990 roku, a karierę zakończyła w 2015 r. Co Panią trzymało na boisku?
- Ale mnie nadal chce się grać! Dla mnie siatkówka to coś wspaniałego. Miałam to szczęście, że kontuzje mnie omijały. Na początku kariery miałam problemy z kręgosłupem, ale nauczałam się "posługiwać się" swoim ciałem. Wiedziałam, co mi pomoże, a co zaszkodzi. Jak kończył się sezon, to dziewczyny się cieszyły, a mnie było szkoda... Nie wiem, czy jestem normalna (śmiech). Naprawdę kocham siatkówkę.
- A ciągnie panią jeszcze na parkiet, żeby w tej drugoligowej Wiśle pograć? Z pewnością dałaby sobie pani radę.
- Pewnie, że mnie ciągnie.

- Czyli jest szansa, że wróci pani do gry?
- Chciałabym zająć się już tylko trenowaniem. Oczywiście, gdyby była taka potrzeba w zespole, to chętnie bym zagrała.

- Praca jako trener siatkówki była w pani przypadku naturalną koleją rzeczy?
- Tak, tym bardziej, że tego doświadczenia trochę mam. Pracowałam z różnymi trenerami, każdy miał plusy i minusy. Jakieś ciekawy rzeczy, wnioski przyswoiłam od nich. Tych szkoleniowców było dużo, także tych włoskich. Teoretycznie wszyscy mają "włoską szkołę" prowadzenia drużyny, ale każdy jest inny. Chciałabym tą wiedzą się podzielić. Podoba mi się to, co robię.

- W pani ocenie - łatwiej być zawodniczką czy trenerką?
- Zdecydowanie zawodniczką, bo ma się dużo mniej na głowie. Trener ma pracę od rana do wieczora. Przygotowanie treningu nie jest problemem. Dochodzi jednak analiza gry, trzeba wszystko poukładać. Trener czasem bardziej "chce" od zawodniczek na boisku. Siatkarka ma zrobić trening, zagrać mecz. Poza tym może odpoczywać, także psychicznie.

- Jako zawodniczka była pani w reprezentacji Polski, która odnosiła największe sukcesy - były złote medale mistrzostw Europy w 2003 i 2005 roku. Jak pani to wspomina?
- To były super czasy. Wszystko się utrwala przez to, że miałyśmy te złote medale, ale wtedy była też naprawdę świetna grupa zawodniczek. Miałam to szczęście, że pracowałam z fajnymi dziewczynami, wszyscy się fajnie zazębiło i zaprocentowało medalami. Każdy z nich to zupełnie inny sukces. Przy pierwszym miałyśmy bardzo dużo szczęścia, zaskoczyłyśmy wszystkich, także same siebie, że wygrałyśmy ten turniej. To było coś wspaniałego, emocje nie do opisania. Drugie mistrzostwo to już obrona tytułu. Wiedziałyśmy, że pozostałe zespoły będą się z nami trochę inaczej liczyć niż wcześniej. Dojrzałyśmy i potrafiłyśmy ten wysoki poziom utrzymać.

- W drużynie narodowej zagrała Pani w aż 359 meczach. Dobrych występów, sukcesów było sporo, a czy któreś spotkanie jest dla pani szczególne, zapadło w pamięć?
- Takich meczów jest bardzo dużo, na przykład z mistrzostw Europy w 2003 roku, z Holandią. Wygrałyśmy 3:2 z naprawdę mocnym zespołem, a ja zrobiłam 15 punktów. Jak na rozgrywającą to dużo, czasami atakująca tyle nie zdobędzie, więc to utkwiło mi w pamięci.

- Jak porównać żeńską siatkówkę z czasów, kiedy pani grała, z tą obecną, np. jeśli chodzi o poziom sportowy czy organizację?
- Siatkówka się zmienia, robi się bardziej siłowa, większy nacisk się na to kładzie. Generalnie, wszystko idzie do przodu, jest więcej statystyk, analiz. Grać jest i łatwiej, i trudniej, bo dużo wiemy o przeciwniku, ale i on wie sporo o nas. Mówiąc ogólnie, wychodzi na to, że kto lepiej zagra siłowo i kto kogo przechytrzy, ten wygrywa. Wcześniej takich analiz nie było. Byłyśmy bardziej nastawione na "czytanie gry", na bieżąco reagowałyśmy na to, co dzieje się na boisku. Byłyśmy chyba bardziej, że tak powiem, otwarte i cały czas myślące na boisku. Rola zawodniczki była trochę większa. Teraz dziewczyny mają założenia taktyczne od trenera, muszą się ich trzymać.

Siatkówka się zmienia, robi się bardziej siłowa, większy nacisk się na to kładzie. Generalnie, wszystko idzie do przodu, jest więcej statystyk, analiz

- Jednak jako trenerka chyba pani wyznaję tę drugą filozofię...
- Tak, ale przecież w życiu trzeba myśleć (śmiech). Wiem, że teraz jest wiele urządzenia, które robią to za nas. Jak lodówka mi mówi, co mam kupić, to ja przepraszam, ale gdzie ta nasza głowa? Za co będzie odpowiadać? Tak samo jest na boisku - każdy musi cały czas myśleć.

- Z tego sprzętu pomocowego, tabletów, statystyk na żywo chyba pani jednak korzysta
- Tak, bo to rzeczy, które teraz obowiązuje, choć w drugiej lidze może nie tak bardzo. Robi się statystki, żeby łatwiej było mierzyć się przeciwnikiem.

- W Polsce dużo bardziej popularna jest męska siatkówka. Jednak jeśli spojrzeć na ostatnie kilkanaście lat, to właśnie wy, panie zapoczątkowałyście serię sukcesów, złotem mistrzostw Europy w 2003 roku. Męska kadra medal dużej imprezy zdobyła w 2006 roku - srebro mistrzostw świata.
- Zgadza się, zaczęłyśmy boom na siatkówkę. Pamiętam, że jak po tym pierwszym mistrzostwie przyszłam na halę, to dzieciaków była niezliczona ilość. Wszyscy chcieli grać. Ten nasz sukces zaraził siatkówką młodzież i dzieciaki. Teraz panowie robią świetną robotę. Wiem, że te siatkówki się różnią, u mężczyzn jest szybka akcja, siła, ale u kobiet wymiany są dłuższe i mogą się podobać, siły też nie brakuje. Mecze zespołów na wysokim poziomie są super. No i dziewczyny są też ładniejsze (śmiech).

- Jest szansa, żeby żeńska siatkówka u nas dorównała zainteresowaniem tej męskiej?
- Ja w to wierzę. Zdaję sobie sprawę, że nasza reprezentacja nie jest supermocnym zespołem, bo w Europie są lepsze - Serbki, Włoszki, Rosjanki, Turczynki. Jednak przed mistrzostwami Europy naszej drużyny nie skreślałam. Chciałam, żeby dostała się do czwórki, bo jest na to potencjał (nasza reprezentacja w zakończonych niedawno ME zajęła 4. miejsce - przyp.). Z roku na rok dziewczyny grają lepiej, ta siatkówka zaczyna się podobać.

- I w końcu są dobre wyniki. Po latach przegranych imprez, w tym sezonie był awans do finałowej szóstki Ligi Narodów...
- Zgadza się, proszę jednak zwrócić uwagę, że teraz w reprezentacji są dziewczyny, które "powąchały" tę zagraniczną siatkówkę. Asia Wołosz jest już parę lat we Włoszech, Agnieszka Kąkolewska była, podobnie jak Malwina Smarzek, która zrobiła dzięki temu ogromny postęp. Są młode zawodniczki, jak Magda Stysiak, która rośnie w oczach, jej talent się rozwija. Zrobiła się fajna grupa, są dziewczyny młode i te bardziej doświadczone. To dobra mieszanka, podobnie jak przed laty u nas.

- Na pani pozycji - rozgrywającej, jest w polskiej siatkówce zawodniczka, która ma potencjał, by zostać, tak jak pani, wysokiej klasy siatkarką?
- Asia Wołosz może się podobać. Pierwszy raz ją widziałam w reprezentacji kadetek, od razu rzuciła się w oczy, widać było, że ta dziewczyna ma ogromny potencjał. Jej kariera rozwinęła się bardzo dobrze, jako młoda zawodniczka była podstawową rozgrywającą w ekstraklasie. Wyjechała do Włoch, gdzie grała w siatkówkę na wysokim poziomie, z bardzo dobrymi zawodniczkami. Jest jeszcze Julka Nowicka, to też będzie perełka. Ma charakter, jest w szerokiej kadrze, brała udział w rozgrywkach Ligi Narodów. Zresztą, to córka mojej koleżanki (śmiech).

- W Krakowie doczekamy się takiej rozgrywającej, czy innej siatkarki w reprezentacji Polski?
- Mam nadzieję, że tak. Na razie w Polsce największy problem jest z przyjęciem zagrywki. Patrząc na zespoły ekstraklasowe, to na tę pozycję ściągane są zagraniczne zawodniczki.

- Co trzeba zrobić, żeby ta krakowska siatkówka wyszła ponad wieloletnią przeciętność?
- Trzeba zrobić dobry wynik. Mam nadzieję, że powalczymy w drugiej lidze. Super by było, gdybyśmy awansowały, ale na pewno dużo pracy przed nami. Juniorska i seniorska siatkówka to dwa różne światy, to przeskok, dziewczyny muszą się nauczyć tej "dorosłej" gry. Musimy dać sobie czas, żeby ogrywać się na wyższym poziomie. Inne większe kluby w Krakowie takiej siatkówki nie mają. Jeśli są jacyś sympatycy, sponsorzy, którzy chcą pomóc, to zapraszamy do współpracy.

Rozmawiał Artur Bogacki

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska