Jan Petryla mieszka w Siołkowej od urodzenia. Pochodzi z tej wsi, podobnie jak kilka pokoleń jego przodków. Od kilkudziesięciu lat użytkuje gospodarstwo, które zostawili mu w spadku rodzice. Ma pole, do którego prowadzi droga przy domach jego sąsiadów. Twierdzi, że nie może z niej korzystać, bo sąsiedzi grożą mu śmiercią, atakują fizycznie, niszczą zbiory i okaleczają zwierzęta, wszystko po to, żeby przestał jeździć tą drogą.
Nie mam ani chwili spokoju
Konflikt rozgorzał w 2015 roku. Do tego czasu, Petryla mógł bez problemu korzystać z przejazdu, podobnie jak wcześniej czynił to jego ojciec. Twierdzi, że trzy lata temu, zupełnie bez powodu zaczęły się problemy z sąsiadami.
- Robili różne rzeczy, żeby mi zaszkodzić, co z czasem praktycznie uniemożliwiło mi normalne prowadzenie gospodarstwa - opowiada Petryla. Podkreśla, że jego straty miały charakter nie tylko finansowy, ale także moralny i zdrowotny. Przekonuje, że od trzech lat narażony jest na słowne i fizyczne zaczepki, groźby użycia przemocy, a nawet pozbawienia życia.
- Nie mogę spokojnie opuścić gospodarstwa, bo obawiam się co zastanę po powrocie - mówi Jan Petryla.
Mężczyzna nie rozumie oporu sąsiadów przeciwko korzystaniu przez niego ze spornej drogi i tłumaczy, że należy ona do gminy, więc dostępna jest dla wszystkich mieszkańców wsi.
Choć Petryla za każdym razem zgłaszał swoje problemy grybowskiej policji, ma wrażenie, że lokalni stróże prawa bagatelizują jego sytuację.
- Zdarzało się, że odmawiali interwencji, pomimo moich tłumaczeń, że czuję się zagrożony działaniami i groźbami sąsiadów - skarży się siołkowianin.
To trudny sąsiad
Bogusław Broda to jeden z sąsiadów będących w sporze z Janem Petrylą. On zupełnie inaczej widzi zarówno przyczyny jak i przebieg konfliktu o drogę. Tłumaczy, że spór wiąże się przede wszystkim z nieuregulowanym statusem prawnym tego odcinka drogi.
- Wbrew temu, co mówi Jan Petryla, droga 2157 nie należy do gminy - zapewnia.
Broda wyjaśnia też, że sporne połączenie powstało na bazie działek należących do sąsiadujących z drogą mieszkańców i to oni wciąż opłacają podatki za ten teren. Podkreśla również, że zarówno sam Jan Petryla, jak i jego ojciec nie korzystali wcześniej z tego połączenia, gdyż mają do dyspozycji inną drogę prowadzącą do ich pola.
- Od trzech lat usiłujemy dogadać się z gminą, żeby raz na zawsze ustalić status tej drogi - mówi Bogusław Broda i tłumaczy, że wobec opieszałości gminnych urzędników mieszkańcy zamierzają oddać sprawę do sądu.
Twierdzi, że nie zależy mu na eskalacji konfliktu z Janem Petrylą.
- Jest mi obojętne, kto będzie jeździł to drogą pod warunkiem, że jej status zostanie w końcu uregulowany. A to zadanie gminy - mówi.
Co do rzekomych ataków, na które skarży się pan Jan, Bogusław Broda wyjaśnia, że Petryla jest uciążliwym sąsiadem.
- Nie tylko ja, ale i inni zaangażowani w sprawę mieszkańcy mają dosyć konfliktu, wizyt policji oraz spraw w sądzie. Chcemy żyć w spokoju - mówi Broda. Podobnie jak inni zaangażowani w sprawę sąsiedzi podkreśla, że z jego strony Petryli nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.
Władze umywają ręce
Antoni Obrzut, sołtys Siołkowej, tłumaczy, że konflikt sąsiedzki Petryli i innych mieszkających przy drodze 2157 zna jedynie z opowieści „osób trzecich”.
- Żadna ze stron nie zwróciła się do mnie z prośbą o podjęcie mediacji - rozkłada ręce. - To typowy konflikt sąsiedzki , który powinien zostać rozwiązany na drodze polubownej - dodaje.
Zapytany o faktyczny status spornej drogi odsyła do gminy.
Piotr Krok, wójt gminy Grybów także słyszał o konflikcie, ale nie zna jego szczegółów. Twierdzi natomiast, że droga należy do Skarbu Państwa, a nie do gminy. - Każdy mieszkańców ma takie samo prawo by z niej korzystać - zapewnia.
Mieszkańcy maja jednak wątpliwości co do statusu drogi i wybierają się w tej sprawie do sądu.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura
Źródło: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto