Zobacz także: Małopolska: powstanie nowy odcinek trasy S7
- Prokurator domagał się dla mężczyzny 15 lat pozbawienia wolności, więc orzeczona kara 10 lat nie jest surowa - mówi 36-letni hydraulik Mariusz Łazowy, syn zabitego, oskarżyciel posiłkowy na procesie. Zenona B. znał od lat z widzenia, bo mieszkał po sąsiedzku. Słyszał, że mężczyzna chodził po okolicy z nożem. Już dawno odgrażał się innym, że ich podusi. W Wielmoży, w której mieszkał z wujkiem i matką, mają o Zenonie B. jak najgorsze zdanie.
- Ludzi straszył, ciągle donosił na policję, że inni robią mu krzywdę, a sam dokuczał komu tylko mógł. Każdy omijał go szerokim łukiem - mówią sąsiedzi. Przedstawiać się nie chcą.
- Kiedyś wyjdzie i jeszcze nas spali. Z wariatem nic nie wiadomo - ucinają. Zenon B., kawaler, bezdzietny, niekarany, utrzymywał się z renty matki. Przed laty był malarzem i pracował na budowach w kraju i za granicą. Chorował na postępującą zaćmę oczu. Nie stronił od alkoholu. Miejscowi pamiętają, że godzinami jeździł na rowerze, popisywał się krzepą. Uchodził za miejscowego siłacza i w zapasach na rękę nikt nie dawał mu rady.
Jaki jest silny, przekonał się 15 sierpnia 2010 r. 62-letni Jerzy Łazowy. Tego dnia rano obaj pracowali w domu Zenona B., robili porządki w piwnicy. Łazowy pomagał znajomemu, bo był mu winny 50 zł. Potem pili alkohol w karczmie Harnaś. Z lokalu wyszli w dobrych nastrojach przed północą. Gdy zostali sami, Łazowy miał poprosić kolegę o kolejną pożyczkę. Zenon B. odmówił, bo znajomy nie spłacał długów w terminie.
Doszło do szarpaniny. Zenon B. uzyskał zdecydowaną przewagę. Miał 186 cm wzrostu, kolega był o 20 cm niższy, słabszy i bardziej nietrzeźwy. We krwi Łazowego płynęło 2,8 promila alkoholu, w Zenona B. 1,6 promila. W pewnej chwili siłacz jedną ręką ścisnął za gardło i udusił 62- latka. Potem pobiegł do karczmy po pomoc. To nic nie dało. - Sprawdziłem puls mężczyźnie, już nie żył - przypomina sobie właściciel lokalu. Alicja Łazowy, wdowa, opowiada, że początkowo ludzie myśleli, że zginął jej syn, który też mieszka w Wielmoży. Okazało się, że to mąż. Od kilku lat z nią nie mieszkał, wyprowadził się do jednej z córek.
- Był dobrym człowiekiem. Pracował dorywczo, kiedyś nawet jako zbrojony strażnik na Poczcie Głównej w Krakowie. Był rodzinny, razem doczekaliśmy się sześcioro dzieci. Szkoda, że Jurek miał taką śmierć - wzdycha kobieta. Jej syn Mariusz nie żałuje zabójcy.
- Ojca tak pobił, że na sekcji okazało się, że ma połamane żebra. Miał też sine plecy, bo Zenon B. musiał go podnosić i uderzać ciałem o podłoże - mówi. Nie wierzy, że poszło o pieniądze, ale prawdę zna tylko Zenon B.
- Oskarżony wyraźnie kręcił. Raz mówił, że dusił ojca kilka sekund, potem, że minutę. I nie sądzę, by mocno wstawiony tata rzucił się na człowieka, który był o głowę wyższy i znacznie silniejszy - mówi syn zabitego. Krakowski sąd przyjął, że Zenon B. dokonał zabójstwa z zamiarem nagłym, sprowokowany przez Łazowego.
- Ale ten atak potraktował pogardliwie, skoro do uduszenia człowieka wystarczyła mu tylko jedna ręka. To wcale nie było działanie w obronie koniecznej - podkreślił sąd. Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny.
Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!
Głosuj na najlepsze schronisko Małopolski
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!