Dziś mija 75 lat od Sonderaktion Krakau. W kogo i dlaczego była wymierzona ta akcja?
W najświetniejszych przedstawicieli polskiej inteligencji, jaką stanowili profesorowie. To był początek niemieckiej pracy nad wyeliminowaniem polskich elit. Padło na Kraków, bo jego władze zabiegały u Niemców o możliwość rozpoczęcia roku akademickiego, bo okupacja okupacją, ale młodzi ludzie powinni kończyć studia.
To była złudna nadzieja.
Inteligencja myślała, że tak jak w czasach autonomii galicyjskiej, władza polityczna należy do Niemców, ale szkolnictwo pozostaje w rękach polskich. Dlatego 6 listopada tak licznie stawili się na uczelni.
Nie czuli, że to podstęp?
Nie, wielu przygotowywało się do odpierania niemieckich argumentów, jak na debatę naukową. A zostali wywiezieni do obozu, mimo że niektórzy byli w podeszłym wieku lub schorowani. Profesorów żydowskich mordowano od razu.
Chyba nikt wtedy nie potrafił sobie czegoś takiego wyobrazić.
Bo nigdy czegoś takiego nie było, żeby na uczelni aresztować profesorów. Ich misją jest służba prawdzie i nauce, a byli traktowani gorzej niż kryminaliści. Świat był w szoku, że tak się zachował naród filozofów, poetów, wynalazców. Protesty do Hitlera płynęły m.in. od papieża i Mussoliniego.
Jakie ta akcja miała znaczenie dla powojennej Polski?
Miała znaczenie dla polskiego widzenia Niemców po wojnie, ale inteligencji nie udało się zniszczyć. Część wróciła do podziemnej uczelni, gdzie wychowała kadry naukowców.