Po wypadku 45-letni Rafał z Myślachowic był całkowicie sparaliżowany. Nie miał czucia w nogach i rękach. Teraz może już poruszać głową, rękoma, przekręcić tułów na bok. Jednak nadal nie chodzi, nie siedzi, ma częściowo niesprawne dłonie. I nadal jest mnóstwo pracy przed nim.
- Na razie nie myślę o niczym innym, tylko, żeby stanąć na nogi. Nawet o kulach, ale żeby stanąć - wyznaje Rafał.
Operacja trwała 12 godzin
Do wypadku doszło niecałe dwa lata temu - 8 sierpnia 2017 r. Rafał pracował tego dnia jako pilarz przy wycince drzew na terenie byłej kopalni Siersza w Trzebini.
- Skończyłem ścinać drzewo, zrobiłem może 2-3 kroki i wtedy coś na mnie spadło. Nawet nie poczułem bólu. Wszystko trwało może ze trzy sekundy - wspomina Rafał.
Niewiele więcej jest w stanie powiedzieć o wypadku. Od razu stracił przytomność. Pamięta jeszcze jak przez mgłę urywki, jak leci helikopterem do szpitala.
- Tego dnia zadzwonił do nas szef Rafała i powiedział, że nasz syn miał wypadek. Nie powiedział, co się stało, tylko że zaraz do nas przyjedzie - wspomina matka Rafała Lucyna Łukasik. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Jak tylko szef się pojawił, powiedział co się stało i natychmiast pojechali razem do szpitala w Krakowie.
- Nie dogadałam się z synem. Ruszał tylko oczami. Myślałam wtedy o najgorszym - wspomina kobieta drżącym głosem.
Operacja trwała 12 godzin. Potem Rafał był w śpiączce jeszcze dwa tygodnie. - Lekarze powiedzieli, że zrobili wszystko, co mogli, ale jego stan jest ciężki i może w ogóle nie odzyskać czucia w rękach i nogach. Pozostało nam tylko czekać - opowiada pani Lucyna. To był dla niej najgorszy czas.
Kosztowna rehabilitacja
Kiedy Rafał się wybudził, już po dwóch dniach był w stanie mówić. Był świadomy, że nie ma czucia w nogach i rękach.
Po wypisaniu ze szpitala w Krakowie przez trzy miesiące przebywał na oddziale rehabilitacji w szpitalu. Następnie został wypisany do domu, ponieważ procedury nie przewidują dłuższego pobytu.
Za rehabilitację w różnych ośrodkach trzeba płacić z własnych oszczędności. Przez ostatnie dwa lata, mężczyzna był w domu może dwa miesiące. Resztę czasu spędza w szpitalach i klinikach. - Rafał już sam zje, sam się napije, choć palce w dłoniach nie są jeszcze w najlepszej formie. Z naszą pomocą usiądzie na wózku, mimo że od głowy do pasa nie jest jeszcze do końca stabilny - zauważa mama mężczyzny.
Jest szansa, że dzięki ćwiczeniom odzyska czucie także w nogach. Rehabilitacja w ramach NFZ to jednak zdecydowanie za mało, a prywatna kosztuje ok. 10 tys. zł miesięcznie. Owszem, Rafał dostał po wypadku odszkodowanie i rentę, ale to pierwsze szybko poszło na opłacenie ćwiczeń i wyjazdów, a renta to zaledwie 1300 zł miesięcznie. Tymczasem na rehabilitację rodzina wydała już ponad 120 tys. zł. W dużej mierze, dzięki pomocy innych ludzi. I oszczędnościom, ale te dawno się już skończyły.
Trzeba iść do przodu
Rodzice Rafała są na emeryturze, mężczyzna nie ma żony ani dzieci.
- Na leczenie i rehabilitację potrzebne są kolosalne pieniądze i jesteśmy wdzięczni za każdy grosz. Póki jesteśmy w stanie, staramy się robić, co w naszej mocy, ale sami nie dalibyśmy rady - mówi ze wzruszeniem pani Lucyna. - Rafał to bardzo dobry chłopak, o dobrym sercu. Każdemu by pomógł, wszyscy go lubią. Teraz jest zdany na innych. Moim marzeniem jest, żeby był na tyle sprawny, żeby mógł sobie poradzić, jak nas zabraknie - dodaje kobieta.
O tym samym marzy Rafał. - Nie mam i nie miałem do nikogo ani do niczego żalu. Po prostu się stało i trzeba iść do przodu, ćwiczyć i robić wszystko, by wrócić do jak najlepszej sprawności. I trzeba mieć nadzieję - podkreśla mężczyzna.
Jak pomóc
Można mu pomóc wpłacając pieniądze przez stronę pomagam.pl. W wyszukiwarce wystarczy wpisać:Podnosimy Rafała. Teraz głównie zbiera fundusze na nowy wózek.
FLESZ - Nocowanie przy chorym w szpitalu za darmo
