Nasza przygoda zaczęła się rankiem. Dla pań – Eli i Basi znacznie wcześniej, niż dla nas. Były bowiem w pracy od świtu. Ciasto, czy to na pączki, oponki czy faworki, trzeba wcześniej przygotować. Nie można też zaklinać rzeczywistości, jedna z najstarszych gorlickich piekarni, nie jest kombinatem, gdzie wszystko robią maszyny. I pewnie w tym tkwi wyjątkowy smak słodkości, które stąd wyjeżdżają. Ludzkiego oka nie jest przecież w stanie zastąpić najlepszy komputer. Tak samo, jak dotyku czy zapachu. A panie, wystarczy, że spojrzą. I widzą; temu ciastu trzeba jeszcze trochę wyrabiania. Pączkom kwadransa, by doskonale wyrosły, a ciastu na chrust jeszcze garści mąki...
W takiej wielkiej kuchni, trzeba mieć oczy dookoła głowy
Jesteśmy przy stole z chrustem. Pani Ela, która akurat w tej chwili na nim rządzi, przyznaje szczerze, że nigdy nie skusiła się, żeby zliczyć faworki, które wyszły spod jej ręki. Nawet tych, które zrobi na swojej zmianie.
- Dziennie? W setkach – śmieje się serdecznie.
Jest jak robot. Akurat na stole ma solidną porcję ciasta. Trudno nadążyć za ruchami jej rąk – wałkownica wałkuje kolejne kawałki, ona zaś błyskawicznie kroi je na paski, nacina pośrodku, wywija. Ciasteczko ląduje na deskach. Chwilę odpoczywa, a później trafia do smażenia. Tym zajmuje się pani Basia. Też z bagażem cukierniczego doświadczenia. Czujnie obserwuje piekący się chrust. Nie odrywa rąk od sita, na którym się wypieka.
- Gdy smażymy, nie odchodzimy ani na moment – opowiada.
Powód jest prosty. Cienkie, delikatne ciasto błyskawicznie może się spalić. I po przysmaku nici. Cała operacja trwa jakieś dwie minuty. Nie więcej. Wielkie sito trafia na platformę. Resztki tłuszczu szybko ociekają, a faworki lądują w pudełkach. Zaraz pojadą do sklepów.
Setki, tysiące, miliony - wszystko dla gorliczan
Chrustu nikt nie liczy, bo w sezonie trzeba byłoby obracać liczbami z sześcioma zerami. Trochę łatwiej jest z pączkami. Na nocnej zmianie wypieka się ich około pięciuset. Ranna ma z nimi trochę mnie roboty, bo z cukierni jeszcze ciepłych, do sklepów wyjeżdża ich kolejnych około dwustu. To i tak nic, bo w okresie tłustego czwartku, gorliczanie zjadają nawet około 15 tysięcy pączków z Jedności. Mimo iż do zapustów jest jeszcze trochę czasu, to i tak jest co robić. Zdradzimy tutaj mały sekret pań. Otóż, każdy kto choć raz piekł w domu pączki wie, że czasem lubią robić fikołki w czasie smażenia. Trudno nad nimi zapanować, gospodynie się denerwują, wszak dumną każdej jest, by obrączka na pączku była idealnie równa. A jak ciasto fika, to i obrączka się nie wysmaży.
- Na chwilę przed pieczeniem nakłuwamy pączek patyczkiem - opowiadają. - Lekko, leciutko. I to wystarcza - zapewniają solennie.
Tymczasem na naszym stole, w kolejce stoją przecież jeszcze oponki. Też karnawałowy przysmak.
- Najważniejszych w nich jest ser – podkreśla pani Ela. - Musi być dobrze odciśnięty, bo inaczej ciasto się po prostu nie wyrobi, będą się też kiepsko smażyły – dodaje.
I znów w ruch idzie wałkownica. W oponkowej bazie, z mąki, żółtek, cukru i twarogu błyskawicznie, za pomocą szklanki, wycina kółka. Kolejne narzędzie wygląda trochę, jak wielki naparstek. To nim wykrawa się dziurki. Deski z gotowymi do smażenia słodkościami, odbiera pani Basia… Kilka minut i gotowe. Pachną i chrupią. Idealne do kawy albo na drugie śniadanie.
Spółdzielnia Jedność powstała z 1919 roku. Ponad wiek działalności, w różnych okolicznościach, systemach społecznych i politycznych, z mniejszym lub większym rozmachem, ale ciągle w niezmiennej formie prawnej.
- Noworoczne spotkanie mieszkańców Sękowej. Byli goście, toast, nagrody
- Gorlice. Maturzyści z Zespołu Szkół Zawodowych na najważniejszym balu w życiu
- Zima sobie o nas przypomniała. Gdzie więc szukać ciepła i relaksu? Podpowiadamy!
- Gorliczanie pamiętają. 67. rocznica śmierci księdza Bronisława Świeykowskiego
- Muzeum Światła w Gorlicach? Miasto zleca opracowanie koncepcji
- Gorlicki obwarzanek najchętniej wybieranym miejscem do budowy domu
