FLESZ: Pierwsza pomoc przy wypadkach drogowych. To musisz wiedzieć!
Do wypadku w Łęce (gm. Korzenna), w którym zginęło małżeństwo z synem, a cztery osoby doznały poważnych obrażeń ciała, doszło 8 sierpnia 2018 r. O nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób oskarżony został Jan S., kierowca cysterny przewożącej mleko. Pod koniec listopada mężczyzna usłyszał nieprawomocny wyrok - pięć lat bezwzględnego więzienia. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu wydał także Janowi S. zakaz prowadzenia pojazdów przez okres 10 lat oraz zobligował go do zapłaty 50 tys. zł nawiązki dla jednej z pokrzywdzonych osób.
Chcą łagodnego wyroku
- Kara w całości jest zbyt surowa i powinna zostać złagodzona. Nie zgadzamy się z wyrokiem, dlatego złożyliśmy od niego apelację - mówi mecenas Małgorzata Michalik, pełnomocnik Jana S.
Mecenas Michalik podkreśla, że nie może się zgodzić z decyzją sądu, mówiącą o wyłącznej winie jej klienta. Zwraca uwagę, że na tragedię miało wpływ kilka czynników, jednak nie chce zdradzać argumentów przytoczonych w złożonej apelacji.
Jan S. podczas procesu odmówił składania zeznań, nie przyznał się do winy i nie był w stanie wyjaśnić, jak doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Podkreślił natomiast, że jest potrzebny swojej rodzinie. Żona jego nie pracuje, ma na utrzymaniu także dwójkę dzieci oraz zajmuje się niepełnosprawnym bratem, którego jest prawnym opiekunem. Zaznaczył, że do pracy potrzebne jest mu ważne prawo jazdy.
Upalne lato i tragedia
Feralnego dnia Jan S., przejeżdżał przez Łękę cysterną z mlekiem drogą powiatową w kierunku Korzennej. Jak wynika z jego wyjaśnień złożonych w prokuraturze, tego dnia było upalnie, a ciężarówka nie posiadała klimatyzacji. Sięgnął ręką za tylne siedzenie po wodę i wtedy spostrzegł, że zjechał na przeciwny pas ruchu. Próbował zrobić manewr odbijający. Wówczas to doszło do pierwszego zderzenia z samochodem marki nissan patrol. Potem uderzył czołowo w volkswagena passata, którym podróżowało małżeństwo z dwójką dzieci. Śmierć na miejscu poniósł Adam T. oraz jego małoletni syn Daniel T. , a pasażerka Karolina T., znajdująca się w zaawansowanej ciąży, zmarła wskutek odniesionych obrażeń. Natomiast małoletnia pasażerka Martyna T. doznała ogólnych potłuczeń. Po tym MAN uderzył w opla astrę, przygniatając go. Ten wraz z samochodem ciężarowym zsunął się do rowu, w wyniku czego kierujący tym pojazdem doznał ciężkich obrażeń ciała, które spowodowały u niego chorobę realnie zagrażającą życiu.
Jan S. po wypadku był świadomy, udzielał pomocy poszkodowanym. Po przybyciu policji poinformował ich, że to on spowodował wypadek, ale nie wie jak do niego doszło.
Podczas procesu zeznawał m.in. biegły z zakresu wypadków samochodowych. Wyjaśnił, że w trakcie pierwszego zderzenia w ciężarówce doszło do uszkodzenia drążka kierownicy, co nie pozwoliło wykonać manewru odbijającego i uniknąć zderzenia z drugim autem (to w nim zginęły trzy osoby). Po tym zderzeniu zerwał się układ hamulcowy.
Sąd Apelacyjny w Krakowie wyznaczył termin rozprawy na czerwiec.
- Sądeckie uzdrowiska w zimowej scenerii. Przed laty gościła tu holenderska księżniczka
- Oto sądeckie Miss studniówek. Wyglądają zjawiskowo!
- Oto Misterzy studniówek 2020 z Nowego Sącza
- W tych zawodach łatwo znaleźć pracę w Nowym Sączu
- Majątki posłów z Nowego Sącza i Podhala. Milioner na czele
- Nowy Sącz. Te szkoły jazdy najlepiej oceniają kursanci. Która najlepsza? [PRZEGLĄD]
