W kilka chwil stracili dorobek całego życia [ZDJĘCIA]
Od pożaru minął tydzień, ale Ściborowie nadal nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Rodzina z Drwini ciągle rozpacza, patrząc na zgliszcza spalonego domu. Dramat trwa, bo nie widać iskierki nadziei, która pozwoli uwierzyć w odbudowę czterech ścian.
- Niestety, do nas nie dotarły sygnały o chęci pomocy - mówi Halina Urban, kierowniczka Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Drwini.
Są jednak i pozytywne wieści. Po pożarze i nocy spędzonej u sąsiadów Ściborom przyznano lokal zastępczy zlokalizowany w ośrodku zdrowia w Świniarach. Pogorzelców przywitały jednak gołe ściany i brak chociażby prądu.
- W związku z tym nasze córki mieszkają u babci - mówi Danuta Ścibor.
Najprawdopodobniej jutro rodzina będzie w komplecie. Na 13- i 8-latkę czekają już ubrania, pościel i poduszki podarowane przez ludzi dobrej woli.
- Przede wszystkim otrzymaliśmy wsparcie od rodziny, ale są i tacy wspaniali ludzie jak dwaj panowie z Drwini, którzy remontują nam kuchnię - opowiadają poszkodowani. W środę pogorzelcy pojechali do Bochni po meble. - Darczyńca przeczytał o naszym dramacie w "Krakowskiej". Jesteśmy niezmiernie wdzięczni za nagłośnienie sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy - mówi wzruszona 45-latka. Teraz rodzina najbardziej potrzebuje artykułów żywnościowych, lodówki i piecyka gazowego do podgrzewania wody.
W dalszej perspektywie są oczywiście błagalne wręcz prośby o pomoc przy odbudowie domu. W tym przypadku potrzeba dosłownie wszystkiego. Od materiałów po ludzkie ręce gotowe do pracy przy budowie.
- Umowę na lokal w Świniarach mamy podpisaną na sześć miesięcy. Wierzę, że gmina ją później przedłuży, bo do rodzinnego domu już raczej nie wrócimy. Na miejscu byli inspektorzy nadzoru budowlanego. Oficjalnej decyzji jeszcze nie ma, ale z tego, co mówili, budynek nadaje się do rozbiórki. Istotnie naruszono jego konstrukcję, wnętrza nigdy nie wywietrzeją - opowiada załamana kobieta.
Dramat jest tym większy, że dom nie był ubezpieczony. Pani Danuta kupiła go 13 lat temu za pieniądze z odszkodowania, jakie dostała po potrąceniu przez samochód, którym jechał ówczesny zastępca komendanta bocheńskiej policji. Kobieta została w wypadku ciężko ranna. Tym razem znów niemal cudem ocalała.
- Nie chcę nawet myśleć, co by się z nami stało, gdyby nie starsza córka. Przecież wszyscy spaliśmy. Nagle poczuła gryzienie w gardle, otworzyła oczy i zobaczyła płomień. Mogłyśmy wszystkie spłonąć. Mąż był wtedy w pracy - relacjonuje pani Danuta.
Mieszkanka Drwini codziennie w głowie odtwarza przebieg wydarzeń.
- Z dnia na dzień czuję się coraz gorzej. Wystarczyło, że na jeden dzień odstawiłam środki uspokajające. Ciężko pojąć to, co nas spotkało - mówi.
Mało tego, tragiczne chwile nie chcą też opuścić 13-letniej córki Janusza i Danuty Ściborów. Dziewczynka nie może znaleźć swojego miejsca, ma problemy ze snem i spożywaniem posiłków.
- To ona nas zaalarmowała. Myślę, że nie obejdzie się bez pomocy psychologa. Sama też chyba o to poproszę. Co gorsza, mąż również jest kłębkiem nerwów - przekonuje.
Istnieje za to szansa, że pomimo przeprowadzki dziewczynki nie będą zmuszone do zmiany szkoły. Jedna z nauczycielek jest gotowa zabierać je po drodze trzy razy w tygodniu. - Będziemy prosić gminę, aby w pozostałe dwa dni sfinansowano nam bilety za przejazdy busem - tłumaczą Ściborowie.
Rodzina za pośrednictwem naszej gazety nadal błaga o pomoc. W ramce obok umieściliśmy wszelkie dane kontaktowe. Natomiast mieszkańcy Drwini mogą wesprzeć swoich krajan już w niedzielę.
- Podczas mszy świętych o godzinie 7.30, 10 i 16 pod kościołem odbędzie się zbiórka datków na rzecz tej poszkodowanej rodziny - informuje ks. Roman Kopacz, proboszcz parafii w Drwini.