- Była 2 w nocy. Starsza córka obudziła się, bo gryzło ją w gardle. Zobaczyła płomień. Boso uciekłyśmy z domu, żeby ratować życie. Jęzory ognia wychodziły przez okno. Nie dało się niczego uratować. Nie mamy już nic - płacze Danuta Ścibor.
Powodem pożaru było prawdopodobnie zwarcie w instalacji elektrycznej. Mąż pani Danuty był wtedy na nocnej zmianie w pracy. Gdy wrócił, zastał zgliszcza. Jego żonę i córki (13 i 8 lat) przygarnęła na noc sąsiadka Jadwiga Nowak. - Straszny dramat. Dom był z drewna, ogień błyskawicznie się rozprzestrzeniał. Przyjechało mnóstwo strażaków. Dziewczynki były całe roztrzęsione. Długo nie mogły dojść do siebie. W takich chwilach trzeba się solidaryzować z poszkodowanymi - stwierdza Jadwiga Nowak.
Danuta Ścibor dodaje, że takie wydarzenia znała wcześniej tylko z telewizji. Marzyła o spokojnej starości w domu, który teraz prawdopodobnie nadaje się tylko do rozbiórki. - Musimy przeprowadzić ekspertyzę, jednak wątpię, czy remont będzie możliwy. Ściany są przemoknięte, przepalone i zadymione. Trudno opisać wszystkie zniszczenia - mówi Halina Urban, kierowniczka Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Drwini.
To nie pierwszy dramat w życiu 45-letniej Danuty Ścibor. - 18 lat potrącił mnie samochód. Wracałam akurat z kościoła, szłam chodnikiem. Kierowcą był ówczesny wicekomendant bocheńskiej policji. Miałam nogę złamaną w czterech miejscach i uraz głowy. Później powoli dochodziłam do siebie i w końcu za odszkodowanie kupiłam ten dom. W sierpniu minęło 13 lat, odkąd tu mieszkam - opowiada załamana kobieta.
Rodzina nie zarabia kokosów. Janusz Ścibor pracuje dorywczo, pani Danuta również żyje z niewielkiej pensji. Gmina na razie ulokowała pogorzelców w zastępczym lokalu w ośrodku zdrowia w Świniarach. - Tam są tylko gołe ściany. Dostaliśmy cztery łóżka. Wszystko trzeba załatwić, od wody po prąd - dodają Ściborowie.
Na tym nie koniec długiej listy zmartwień. - Zastanawiamy się, co ze szkołą. Córki zostały bez podręczników i przyborów. Martwią się, że w związku z przeprowadzką będą zmuszone zmienić szkołę. Nie chcą tego. Będę się starać ze wszystkich sił o zapewnienie transportu - zapewnia pani Danuta.
W GOPS-ie przekonują, że nie pozostawią poszkodowanych samym sobie. - Od razu przekazaliśmy podstawowe artykuły spożywcze. Rodzina ma też otwarty rachunek w sklepie. Myślimy nad uruchomieniem specjalnego konta, przeprowadzeniem zbiórki. Będę też wnioskowała o wsparcie do rady gminy, gdyż rok dobiega końca i nie dysponujemy już zbyt wielkimi funduszami - obiecuje Halina Urban.
Wierzą w ludzi
Rodzina Ściborów potrzebuje dosłownie wszystkiego. Mieszkańcy Drwini proszą o wsparcie wszystkich ludzi dobrej woli. - Jedyne, co nam pozostało, to liczenie na ludzi. Nie mamy niczego, oprócz rąk - mówi Danuta Ścibor.
Osoby, firmy bądź instytucje, które chcą udzielić pomocy pogorzelcom, mogą się kontaktować bezpośrednio ze Ściborami pod nr. tel. 695 621 521 lub 607 628 524.
Na telefony czekają też pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Drwini. Numery do placówki to: 12 281 76 02, 12 281 74 10.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+