W ten dzień około godz. 17 do przejazdu kolejowego zbliżał się pociąg pospieszny z Zakopanego. Jego maszynista nagle zobaczył auto, które wjechało na przejazd przez otwarte rogatki. Zdążył syreną ostrzec kierowcę i zaczął hamować. Nie doszło zderzenia.
Śledczy muszą jednak wyjaśnić, dlaczego dróżniczka nie zamknęła na czas szlabanu. Hipotezy są dwie. Pierwsza mówi, że kobieta po prostu zapomniała to zrobić. Druga (jak mówią policjanci obecnie bardziej prawdopodobna) zakłada, że kolejarka z Suchej Beskidzkiej nie zamknęła rogatek, ponieważ nie dostała sygnału o nadjeżdżającym pociągu od dyżurnej ruchu z poprzedzającej przejazd, stacji kolejowej w Makowie Podhalańskim. Tym samym wina za niebezpieczną sytuację spadałaby na tą drugą kobietę.
Na dziś wiadomo, że obie panie w czasie pracy były trzeźwe i współpracują z mundurowymi. W feralnym dniu w pociągu jechało kilkaset osób.