Trener Rohaček wszystkich zaskoczył postawił między słupkami Rączkę, a ten już w 114 sekundzie skapitulował. Dziubiński w tercji obronnej przyjął strzał na ciało, krążek przechwycił Kapica - wyczekał, zamarkował podanie do Kmiecika i zaskoczył bramkarza.
Podhale niczym wytrawny bokser trzymał rywala na dystans. Ten nie potrafił sobie wypracować klarownej sytuacji, nawet gdy dwukrotnie grał w liczebnej przewadze. Tylko raz, w 8 minucie, gdy na lodzie przebywała czwarta formacja "Pasów" zakotłowało się pod bramką Zborowskiego.
W Podhalu świetną partię rozgrywał trzeci atak. To oni robili najwięcej "smrodu" pod krakowską świątynią. W 11 minucie Bakrlik po wspaniałej akcji stanął przed szansą podwyższenia rezultatu. Ale co się odwlecze... W 16 minucie hala eksplodowała. Baranyk z spod bandy rzucił "gumę" do Voznika między koła bulikowe, a ten strzałem po lodzie pokonał Rączkę.
Goście drugą odsłonę rozpoczęli w przewadze i... stracili gola. Zapała wywalczył krążek na niebieskiej linii własnej tercji i wypuścił w bój Baranyka. Ten w sytuacji jeden na jeden backhandem ulokował krążek pod poprzeczką. Kolejne minuty to świetna gra gospodarzy i bezradność hokeistów z grodu Kraka.
Trzy razy grali w liczebnej przewadze, w tym przez 43 sekund w podwójnej, lecz w ich poczynaniach więcej było dymu niż ognia. Ich strzały albo mijały światło bramki, bądź padały łupem Zborowskiego. Ileż można się bronić. Kiedyś trzeba było popełnić błąd. Przytrafił się Sulce i Pasiut nad leżącym bramkarzem posłał krążek do siatki.
- Cracovia gra słabo. Nie wiem dlaczego Podhale fauluje i przez to pozwoliła grać krakowianom. "Pasy" mogą w trzeciej tercji pociągnąć. Nie mają nic do stracenia, a odnoszę wrażenie, że gospodarzom zaczyna brakować sił. Już tak nie kontratakowali jak w pierwszej tercji - mówił były hokeista Cracovii, Roman Steblecki.
W 46 minucie zaczęły się sprawdzać jego słowa. Tzw. głupia kara Bakrlika i co prawda krakowianie mieli problemy z założeniem zamka, ale w zdobyciu gola pomógł im... Dutka, który tak niefortunnie dołożył łopatkę kija, że pokonał swojego bramkarza.
Cracovia poczuła grę, a Podhale broniło się i sporadycznie wyprowadzało kontrataki. W 54 minucie "Szarotki" zaprezentowały jednak zabójczą kontrę, po której Malasiński utonął w objęciu kolegów. W końcówce "Pasy" już nie istniały. Jakby nie miały żadnej koncepcji. A dobił ich Ivičič.