https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szczęśliwa trójka, czyli wizyta "Krakowskiej" w domu Macieja Sadloka

Bartosz Karcz, Łukasz Madej
- Oboje mamy rodzeństwo i chcielibyśmy, żeby nasza córeczka też je miała - mówi Aneta Sadlok. Na razie jednak Amelka jest w chorzowskim mieszkaniu Sadloków najważniejszą osobą, a dumny tata chętnie uczestniczy w opiece nad córeczką
- Oboje mamy rodzeństwo i chcielibyśmy, żeby nasza córeczka też je miała - mówi Aneta Sadlok. Na razie jednak Amelka jest w chorzowskim mieszkaniu Sadloków najważniejszą osobą, a dumny tata chętnie uczestniczy w opiece nad córeczką Joanna Urbaniec
On jest piłkarzem Wisły Kraków, ona instruktorką fitness i modową blogerką. Teraz najważniejsza jest jednak dla nich córka, Amelka. Z Anetą i Maciejem Sadlokami rozmawiają Bartosz Karcz i Łukasz Madej

Zacznijmy od samego początku. Kto kogo poderwał?
Aneta Sadlok: Mam kuzyna, który grał z Maćkiem w grupach młodzieżowych Ruchu Chorzów. Wtedy na topie była Nasza Klasa i to tam Maciek mnie wypatrzył. Napisał, chciał się umówić.

Maciej Sadlok: Na początku szło opornie, musiałem pojechać do Anety do pracy. Ten jej opór jeszcze bardziej mnie jednak zmobilizował.
Aneta: Maciek przyjechał, zaczęliśmy rozmawiać i w końcu zgodziłam się spotkać. Później samo już jakoś poszło.

Czyli co, jesteście parą z internetu?
Maciej: Nie, bo jednak umówiliśmy się w normalny sposób.

Pewnie pomogło zainteresowanie sportem.
Aneta: W jakimś stopniu na pewno tak, bo od dzieciństwa lubiłam się ruszać. Zresztą, jestem instruktorem fitnessu.

Maciej: Żona dobrze zdaje sobie sprawę, czym jest duży wysiłek. Może nie tak od samego początku, ale teraz rozumie, że mogę być zmęczony po treningach.

Kto w domu jest szefem?
Aneta: Nie ma takiego podziału. Jesteśmy małżeństwem partnerskim. Oboje potrafimy iść na kompromis.

Maciej: Uciekamy od stereotypów. Nie jest tak, że ja tylko gram w piłkę, a żona zajmuje się dzieckiem. Staram się pomagać, choć ostatnio trochę się pozmieniało, bo więcej czasu spędzam w klubie. Jeszcze niedawno, kiedy grałem w Ruchu, miałem na stadion trzy kilometry. W tej chwili do ośrodka w Myślenicach jest 114. Ale nie narzekam, bo taka baza to supersprawa.

Zmiana klubu wprowadziła duże zamieszanie?
Aneta: Trochę, bo choćby właśnie z tego powodu nie mogę już w takim samym stopniu prowadzić zajęć, ustalać grafiku z większym wyprzedzeniem. Wiedzieliśmy jednak, na co się piszemy, więc nie jest to dla nas jakiś wielki problem.
Może w takim razie trzeba zamienić Chorzów na Kraków.

Maciej: W przyszłości, kto wie? Ale na razie obecny układ jest łatwiejszy.

Aneta: Pochodzę ze Świętochłowic, więc mogę liczyć na pomoc rodziny, znajomych. Czasem poproszę mamę, żeby przyszła i została z dzieckiem. Nie nadużywamy jednak tego, bo wychodzimy z założenia, że powinniśmy radzić sobie sami. Inna sprawa, że gdybyśmy przeprowadzili się do Krakowa, musiałabym zrezygnować z pracy.

Fitness to życiowa pasja?
Aneta: Tak, uwielbiam to! Zajęcia prowadziłam do ósmego miesiąca ciąży, a gdy urodziła się Amelka, potrzebowałam tylko sześciu tygodni, żeby wrócić. Ostatnio musiałam trochę ograniczyć aktywność, ale powoli wszystko sobie poukładamy.

Maciej: Masz okazję, zareklamuj bloga.

Aneta: Nie, nie ma o czym mówić.

?
Aneta: Wspólnie z przyjaciółką prowadzimy bloga modowego. "Me gusta", taka słowna zabawa, bo po hiszpańsku znaczy: podoba mi się, a po naszemu po prostu - moje gusta. Mąż koleżanki też związany jest ze sportem, bo to fizjoterapeuta Górnika Zabrze i reprezentacji Polski. Ten blog to dla nas hobby, zabawa, która przynosi sporo satysfakcji. Stylizujemy siebie, opowiadamy o trendach w modzie, zniżkach, kosmetykach.

Fitness, blog, coś jeszcze?
Aneta: Jestem kosmetologiem i tak sobie powiedziałam, że jeśli kiedyś nie będę już miała siły na fitness, to wtedy bardziej zwrócę się w tę stronę.

Z partnerkami innych piłkarzy Wisły już zdążyłyście się poznać?
Aneta: Wielu okazji, żeby się spotykać, nie było, ale bardzo fajnie bawiliśmy się na weselu Łukasza Burligi. Fakt, że mieszkamy w Chorzowie, ogranicza jednak możliwości.

Możecie powiedzieć, że jesteście typową śląską rodziną?
Maciej: Pochodzę z Dankowic, a to taki trochę przyszywany Śląsk. Bliżej stamtąd do gór. A nawiasem mówiąc, to w moich rejonach jest chyba więcej kibiców Wisły niż drużyn ze Śląska.

Aneta: W ogóle w stronach Maćka nie czuję śląskiej atmosfery. To jednak inny region, nieco inna tradycja, a u mnie w domu, może poza mną, wszyscy mówią po śląsku.

Na weselu rodziny dogadały się bez kłopotu?
Aneta: Oczywiście. Wszyscy w rodzinie Maćka tę naszą mowę przyjmują bardzo ciepło. Teściowa to nawet twierdzi, że bardzo lubi słuchać śląskiej gwary.

Maciej: Wesele nie było typowo śląskie. Zorganizowaliśmy je zresztą w górach.

Kariera piłkarza to nie tylko przyjemności, ale także groźne kontuzje.
Maciej: Tak, i powiem szczerze, że nie wiem, jak jeszcze niedawno Aneta ze mną wytrzymywała.

Aneta: To, co przeżyliśmy.... Zaszłam wtedy w ciążę, więc siłą rzeczy musieliśmy się zająć także tymi sprawami. Fakt, że spodziewaliśmy się dziecka, był promyczkiem optymizmu w paskudnym dla Maćka okresie.

Jak wakacje, to auto? Pytamy, bo podobno Maciej nie lubi latać.
Aneta: Samoloty? Nasze ulubione pytanie (śmiech). A poważnie mówiąc, to kiedy ostatnio Maciek wrócił z kadry, nic nie mówił na temat latania, a sama wolałam nie pytać. W końcu jednak powiedział, że już nie boi się latać.

Maciej: Nie wiem, skąd się to wzięło. Może wpłynęła tak na mnie katastrofa smoleńska, bo to zaczęło się mniej więcej w tym czasie. Wysiadłem z samolotu, gdy lecieliśmy na pucharowy mecz Ruchu. Innym razem nie poleciałem na kadrę. W takich sytuacjach strach jest silniejszy od wszystkiego. Gdy mieliśmy lecieć z "Niebieskimi" do Kazachstanu, nic nie było w stanie zatrzymać mnie na pokładzie. Nieważne, że może skończyć się karą czy nawet dyskwalifikacją. Musiałem wysiąść. Nie było szans, żebym poleciał. Powoli jednak lęk po prostu minął. Trochę pomogły spotkania z psychologiem, a trochę czas.

Czyli transfer do Rosji dziś byłby już możliwy?
Maciej: Nie ma szans, żebym tam się przeniósł.

Aneta: Przed wylotami nie spał całą noc, nic nie mógł zjeść. Nie pomagały tłumaczenia, że bardziej niż latanie, ryzykowna jest jazda samochodem.

Maciej: W głowie tak się układa, że auto jest na ziemi, a w samolocie nic nie można zrobić.

Aneta: Najważniejsze, że masz to już za sobą.

Jesteście domatorami, czy też lubicie gdzieś wyjść, poszaleć?
Maciej: Ja raczej wolę posiedzieć w domu. Zwłaszcza teraz, gdy mamy Amelkę.

Aneta: A ja lubię wychodzić, choć rzeczywiście trochę się pod tym względem zmieniło. Wiadomo, dziecko jest najważniejsze. No, ale za oknem mamy fajny park ze stawem, ławeczki. Nic tylko spacerować i cieszyć się życiem. Rodzice mają działkę. Jest gdzie odpocząć.

Planujecie w przyszłości większą gromadkę?
Maciej: Nie chcemy, żeby Amelka była jedynaczką.

Aneta: Oboje mamy rodzeństwo i chcielibyśmy, żeby nasza córeczka też je miała.

Maciej: Amelka na razie nie przespała chyba ani jednej nocy w całości. Jest bardzo żywa, ale najważniejsze, że zdrowa.
Aneta: To akurat ma po tacie, bo Maciek też nie jest śpiochem.

A propos ojców, Maciej piłkarzem został pewnie dzięki swojemu tacie...
Maciej: W pewnym sensie tak, bo piłka zawsze była obecna w moim domu. Tata uczył WF-u w Dankowicach, grał w Pasjonacie, a prezesem klubu jest chyba już z 30 lat. Szczerze mówiąc, to przez to jego prezesowanie miałem przekichane w dzieciństwie.

Koledzy mówili: grasz dzięki ojcu?
Maciej: Właśnie, a o żadnej taryfie ulgowej nie było mowy. Odwrotnie, jak coś się tylko złego stało, to zawsze było na mnie. Może chodziło o to, żeby właśnie nikt nie pomyślał, że mam łatwiej? A co do Pasjonata, to klub jest całym życiem taty. Czasami chyba aż za bardzo się w to wszystko angażuje. Pracuje społecznie, nigdy nic z tego nie miał, ale zawsze bardzo się poświęcał. I to już się nie zmieni. Myślę, że dla niego najgorszą rzeczą w życiu byłoby, gdyby ktoś zabrał mu tego Pasjonata.
Maciej sprawia wrażenie osoby spokojniej.

Aneta: Owszem, choć ja znam też jego drugą twarz...

Maciej: Można powiedzieć, że jestem osobą spokojną, ale taką, która szybko się denerwuje.

Są jakieś plany sięgające dalej niż Wisła i Kraków?
Aneta: Nie wybiegamy tak daleko w przyszłość. Teraz jest dobrze i to jest dla nas najważniejsze. Takiego podejścia do życia nauczył nas właśnie ten czas, kiedy Maciek miał kontuzję.

Maciej: Przekonałem się już, że w piłce nie ma co za bardzo wybiegać w przyszłość. Człowiek może sobie zaplanować to czy tamto, a później przychodzi kontuzja i wszystko się zmienia.

Marzenia - dom i ogródek?
Maciej: Tak, bo wychowałem się w domu - nie w bloku, więc teraz mam trochę mało miejsca.

Aneta: A ja z kolei dorastałam w mieście i nie wyobrażam sobie życia na wsi. Inna sprawa, że dzisiaj mamy takie czasy, że ludzie uciekają na obrzeża dużych miast, więc kto wie, może i ja kiedyś dam się przekonać, żebyśmy zamieszkali w domu.

Żona na meczach męża bywa?
Aneta: Prawie na każdym.

I zdarza się, że siedzący obok kibice ostro krytykują męża?
Aneta: W Krakowie nie miałam takiej sytuacji, ale też trochę inaczej wyglądają trybuny. Za to w Chorzowie wszyscy siedzą blisko siebie i słyszałam obelgi pod adresem męża. Był nawet taki moment, że przyszłam do domu i powiedziałam sobie: "Więcej na ten stadion nie pójdę". Bardzo szanuję kibiców Ruchu, są oddani klubowi, ale trafiają się też takie osoby, które potrafią człowiekowi zrobić wielką przykrość. Nie jest to przyjemne, gdy siedzi się na sektorze rodzinnym i wysłuchuje bluzgów rzucanych w stronę rodziny. Jeśli taki kibic chce się wyżyć, to może niech idzie na inną trybunę. Najgorszy był czas, kiedy Maciek miał kontuzję. Jakie wtedy padały komentarze... Szkoda słów. Na szczęście nie wszyscy są tacy.

Maciej: Ale były też pozytywne sytuacje, bo kilka razy musiałem w nocy wychodzić do okna, żeby pomachać kibicom, którzy przychodzili i skandowali moje nazwisko. Człowiek z kontuzją siedział załamany w domu... To wsparcie było dla mnie bardzo ważne i będę o nim pamiętał.

Kraków czy Warszawa, w której jakiś czas mieszkaliście?
Aneta: Hm, o Krakowie trudno mi się wypowiadać, bo jeszcze tego miasta nie znam. A życie w Warszawie wspominam bardzo miło. Nie mieliśmy jeszcze dziecka, było przez to trochę łatwiej.

Maciej: Na razie tylko krążę na trasie Chorzów - Myślenice i jedynie na mecze przyjeżdżam do Krakowa. Mamy jednak tam znajomych, więc przyjdzie czas, że Kraków na pewno poznamy lepiej.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 10

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
krystian1989321
Ale to poza tym wszystkim takiej historii nie da się opowiedzieć
k
krystian1989321
jeszcze pamiętam w łebkach jak biegałem za Prezesa Kozubala z Górnika
k
krystian1989321
ja nigdy nie wiedziałem gdy z żartów, Janusza Wójcika się śmiać czy poczekać aż on się zaśmieje. A nawet gdy nie zrozumiałeś anegdoty czy sprawdzenia w szatni potrafił się zaśmiać a potem powiedzieć " co Cię tak bawi ?"
k
krystian1989321
wyskoczył porywczy człowiek wylał na zawodników to co czuje hmm osiągnął chyba w życiu wszystko czego pragnął jak mógł tego nie wymagać od zawodników. Śmieją się z Trenera Wójcika czasami że nadużywał " wody sodowej " ale gdy nie miał nic do stracenia a to piłka całkiem nie reformowalna gdzie nie stać zawodników na tchnienie do sił ostatku? W końcu to Trener medalista i swoim wysiłkiem fizycznym psychiką niezłomną w całości drużyny jednak zdobył krążek medalowy
k
krystian1989321
jeszcze na hali co się kopało tez dla wyrzucenia z siebie emocji hahaaa
k
krystian1989321
Kiedyś Daniel Wróbel syn stolarza zapytał mnie w podstawówce czemu nie idziesz, nie kopiesz jak przedtem, stwierdziłem że są lepsi ode mnie...:) ale to były czasy szkolne
k
krystian1989321
to była taka super liga od łebka do starszych lat... teraz już tylko mogę ludzi podziwiać w telewizji albo tylko myśleć jak żyją co robią, czy im się powodzi
k
krystian1989321
to jeszcze czasy szkolne i gimnazjalne hahaaaa
k
krystian1989321
I z Arkiem Milikiem goniłem za piłką jak jeszcze grał w Sparcie złotów ale już po awansie? Pamięta żółte kartki w pierwszych meczach. Z reszta na śląsku jak grał GKS Tychy
k
krystian1989321
AAAA stare czasy

Wybrane dla Ciebie

Zakopane wymieni oświetlenie uliczne. Przy okazji zostanie sprawdzony stan latarni

Zakopane wymieni oświetlenie uliczne. Przy okazji zostanie sprawdzony stan latarni

XIII Murapol Cup. Do Krakowa przyjadą Liverpool, RB Lipsk i Dynamo Kijów

NASZ PATRONAT
XIII Murapol Cup. Do Krakowa przyjadą Liverpool, RB Lipsk i Dynamo Kijów

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska