Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szlifierz kolarskich talentów

Jacek Żukowski
Zbigniew Klęk w Krakusie Swoszowice jest od 1975 roku, najpierw jako zawodnik, a potem jako szkoleniowiec
Zbigniew Klęk w Krakusie Swoszowice jest od 1975 roku, najpierw jako zawodnik, a potem jako szkoleniowiec fot. Andrzej Banaś
Sylwetka. - W karierze trenerskiej miałem już większe talenty niż Rafał Majka - mówi jego wychowawca i trener ZBIGNIEW KLĘK. W ciągu 40 lat pracy w Krakusie Swoszowice przez jego ręce przewinęły się setki kolarzy

Nie każdy mógł zostać brązowym medalistą olimpijskim jak Majka. Trzeba mieć to coś, a przy tym być upartym i pracowitym. Tak jak w zawodzie trenera, w którym nie liczą się dyplomy i tytuły, ale zmysł. W tym przypadku do kolarstwa. I Klęk z całą pewnością to „coś” ma.

Skarb w Zegartowicach

- Wiadomo, że medal olimpijski jest ogromnym sukcesem - mówi Klęk. - Mistrzem świata można być co roku, medalistami olimpijskimi zostają nieliczni. Wielu wybitnym kolarzom to się nie udaje. Potem w hierarchii są wielkie toury. Rafał już wypełnił pierwszą część moich marzeń, teraz trzeba czekać na wygraną w wielkim tourze. Przeżyłem to jego trzecie miejsce w Rio de Janeiro, adrenalina była ogromna. Szczęście Rafała, że ominął tych, którzy upadli. Potem jechał samotnie do mety. Gdyby ścigający nie widzieli go, to miałby większe szanse na dojechanie na pierwszym miejscu. Ważne jest jednak co innego. Cieszy fakt, że Rafał się nie poddawał. Cały czas myślał o jednym - o medalu.

W małych Swoszowicach i klubowych filiach w Zegartowicach, Skale, Ochotnicy Górnej Klęk wykonuje „pracę u podstaw”. - By znaleźć takiego „rodzynka”, trzeba „przerzucić” masę kolarzy - mówi.

Pierwszy raz zobaczył Majkę na zawodach szkolnych w Zegartowicach, które organizował z dyrektorką szkoły Teresą Łapą. Trener wybrał 18 chłopaków i zaczął z nimi zajęcia. Wspólnie z mężem dyrektorki Witoldem organizował wyjazdy na zawody młodzików. Rafał miał wtedy 12 lat, startował na zwykłym, górskim rowerze.

- Zrobiliśmy 2-kilometrową „czasówkę” koło jego domu - zdeklasował wszystkich - mówi trener. - W tej grupie znajdowali się jego rówieśnicy, którzy nie byli od niego mniej utalentowani. Nie wymienię nazwisk, ale mogli zrobić kariery, a tymczasem mają problemy życiowe. Rafał chciał trenować. Miał momenty załamania, gdy przegrywał. Wyszliśmy jednak na prostą. Predyspozycje są ważne, ale z młodzieżą jest różnie. Trzeba mieć zdrowie do sportu, wytrwałość, charakter do kolarstwa. To jest najważniejsze.

Klęk robi wstępne testy, nie każdy „z ulicy” może przyjść i zacząć jeździć w klubie. Współpraca z Majką trwa do dziś, w klubie spędzili razem niemal dzień w dzień 7 lat. To Klęk namówił rodziców, by zgodzili się na naukę Rafała w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Świdnicy. Rafał zdał maturę. Podczas trzeciego roku nauki Tomasz Marczyński, też wychowanek Krakusa, pomógł mu znaleźć klub we Włoszech.

- Łatwiej wyszkolić kolarza z kandydatów, którzy zostali wyszukani przeze mnie, a nie z tych, którzy sami zgłosili się do klubu - mówi trener. - Musi być pomoc rodziców. Rafał miał problemy finansowe w domu, ale jak widać, po to jesteśmy my, szkoleniowcy i sponsorzy, by pomagać zawodnikom w takich sytuacjach.

Wolał szkolić niż jeździć

Przygoda Klęka z kolarstwem zaczęła się pod koniec lat 60. Był zawodnikiem Korony Kraków. Mając 16 lat, zaczął starty. - Można powiedzieć, że bawiłem się kolarstwem - mówi.

W 1975 roku reaktywowano sekcję kolarską w Krakusie. Klęk trafił właśnie do niej. Jeszcze jako zawodnik już myślał o nauczaniu innych. W 1979 roku jako 26-latek zaczął zajęcia z młodzieżą.

- Na poważnie zacząłem pracę od 1983 roku - mówi Klęk. - Zyskałem uprawnienia instruktorskie. Cały czas się człowiek uczy tego kolarstwa. Jakoś potrafiłem dotrzeć do młodzieży. Z każdym rokiem nabierałem doświadczenia, dążyłem do doskonałości. Trzeba mieć ten „nos” trenerski. Takie predyspozycje są chyba wrodzone. Przy dzisiejszej technice badań można „rozłożyć” zawodnika na czynniki pierwsze. Dawniej było inaczej. Były jednak fachowe książki. Samemu nie można było do tego dojść. Sporo było publikacji z AWF. Dziś współpracuję z profesorem Markiem Zatoniem z AWF Wrocław. Cały czas trzeba dostosowywać program do danej grupy.

Nie każdy będzie Majką

Przez ręce trenera przewinęło się wielu utalentowanych zawodników. Choćby Konrad Łapa.

- Dlaczego mu się nie udało? Były problemy zdrowotne i życiowe - mówi szkoleniowiec. - Byli też bracia Paweł i Jarosław Bentkowscy, Olek Cholewa, Piotr Tomana, który dzisiaj pomaga mi w pracy, Jarosław Dymek, Wojciech Szafraniec. Ten ostatni był wielkim talentem, ale szybko spodobało mu się inne życie.

Oprócz pracy trenera Klęk musi być znakomitym psychologiem. Rodzice, którzy nie mieli do czynienia ze sportem, nie są w stanie pomóc dziecku w wielu sprawach, a wtedy do akcji wkracza szkoleniowiec.

- Zawsze stawiam na to, by moi wychowankowie godzili sport z nauką - mówi. - Nie są to obciążenia nie do pokonania. Jeszcze raz powtarzam: trzeba dążyć do doskonałości.

Klęk postrzegany jest jako surowy szkoleniowiec. - Staram się zawodników nauczyć samodyscypliny - mówi. - Wymogi muszą być. Ci, którzy chcą, mają osiągnięcia. Nikogo nigdy nie wyrzuciłem z klubu. Jestem od tego, by pomóc, bo nie tylko sport jest ważny, ale wychowanie przez sport. Marzeniem chyba każdego trenera jest wychowanie mistrza olimpijskiego, zwycięzcy wielkiego touru, także założenie grupy, a to już duże przedsiębiorstwo.

Przez lata Klęk ciągnął ten wózek sam. Miał wsparcie rodziców, sponsorów, ale to on był i jest do dziś kołem zamachowym całego przedsięwzięcia.

- Trzeba pamiętać, że praca w klubie szkolącym młodzież to nie jest komercja - mówi Klęk. - Dlatego bardzo ciężko jest znaleźć sponsorów poza rodzicami. Mnie się to udało. Muszę wymienić ich nazwiska, byłych kolarzy, którzy nas wspierają: Stanisław Czaja, Stanisław Dymek, Mieczysław Poremba, Józef Olchawa, Piotr Działowy, Andrzej Sikora i Stanisław Niewiadomy. Dzięki nim mamy sekcję kolarską na poziomie. Młodzi zawodnicy mają bardzo dobre warunki rozwoju kariery. Finansuje nas też gmina Kraków, małopolskie zrzeszenie LZS i ludzie dobrej woli.

Rodzina narzeka, ale się cieszy

Przez lata trener borykał się z problemami finansowymi.

- Jestem zatrudniony w klubie, ale sam muszę sobie szukać pieniędzy na wypłatę. Muszę mieć projekt budżetowy. Przez lata różne myśli przychodziły do głowy, ale zawsze znalazł się ktoś, który mi pomógł - mówi.

Żona Beata musiała pogodzić się z pasją męża. Przez ponad 30 lat małżeństwa zdążyła się przyzwyczaić do jego permanentnej nieobecności w domu. Córki Magda i Marzena nie poszły za pasją ojca.

- Wiedząc, że to ciężki kawałek chleba, specjalnie ich do tego nie zachęcałem - mówi. - Długo byłem przeciwny kobietom w kolarstwie, uważając, że to nie jest sport dla nich, bo jest zbyt ciężki. Całkowicie zmieniłem zdanie, gdy zacząłem pracować z Kasią Niewiadomą.

Mistrzynię Europy do lat 23, szóstą kolarkę IO w Rio de Janeiro, Klęk wyszukał w Ochotnicy Górnej, gdy miała 13 lat. Podpowiedział mu tę kandydaturę Józef Olchawa, sponsor. Była pierwszą dziewczyną w Krakusie.

- Od razu została wicemistrzynią Polski, jej kariera rozwija się błyskawicznie - dodaje szkoleniowiec. - We wrześniu skończy dopiero 22 lata. A mamy już jej następczynie.

Rafał pamięta

Klęk chciałby pracować do czasu, gdy wychowa medalistę olimpijskiego i zwycięzcę wielkiego touru. 50 procent planu już wykonał.

- Trzeba być aktywnym. W sumie kilka miesięcy w roku nie ma mnie w domu. Starym klubowym samochodem przejechałem 740 tysięcy kilometrów, średnio 80 tysięcy rocznie. Teraz fajnie się pracuje, bo jest sukces Rafała. Trzeba go wykorzystać - zaznacza.

Z Krakusa kolarze idą w świat i zostają wielkimi zawodnikami. Do dziś utrzymują kontakt z pierwszym trenerem.

- Cały czas dążyłem do tego, by to była jedna, wielka rodzina - mówi Klęk. - Chciałem wychować zawodników, mających mają się czym poszczycić i będących przykładem dla młodzieży, która przychodzi do klubu. Akurat Rafała, Tomka czy Kasi oraz Karola Domagalskiego, Wojtka Migdała i Krzyśka Tracza nie trzeba było namawiać do kontaktów i pomocy. Wiedzą, że czekam na telefon od nich. Rafał potrafi zadzwonić, gdy jest na trasie wielkiego touru. Wiadomo, że mu teraz nic nie doradzę, bo pracuje z nim sztab ludzi. Chodzi jednak o psychiczne wsparcie. Nieraz zawodnik potrzebuje odskoczni.

I to wsparcie otrzymuje, od trenera, który ma kolarski „nos”.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szlifierz kolarskich talentów - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska