- Za Panem pierwsze dziesięć rund w karierze.
- Pokazałem wszystkim, że mogę wytrzymać bez problemu ten dystans z zawodnikiem, który cały czas naciera. Byłem zmęczony, ale 12 czy 14 rund też wytrzymałbym w tym samym tempie. Może nie była to walka widowiskowa, ale nie oszukujmy się - na pewnym poziomie nie będę cały czas nokautować. Czułem jego rękę. Czułem, że to jest ogromna siła. Co prawda był wolny, widziałem ciosy, ale mimo wszystko przyjąłem w szóstej rundzie uderzenie. Wtedy coś mi się... Puff. Przetrzymałem. Sklicznowałem i wróciłem do siebie. Każdy lewy prosty czułem. Chyba mam złamaną szczękę (okazało się, że jest pęknięta w dwóch miejscach. Artura czeka pięciomiesięczna przerwa - przyp.). Chciałem jeszcze więcej kontrować, ale bałem się, że uderzy w naruszoną szczękę i może coś się stać.
- Otrzymał Pan najpotężniejszy cios w wadze ciężkiej?
- Pierwszy w ogóle w całej karierze, od początku amatorstwa. Byłem przecież wicemistrzem Europy, mistrzem Unii Europejskiej, pięciokrotnym mistrzem Polski, wygrałem z wicemistrzem świata. Chłopaki "kopali" i nikt mnie tak nigdy nie trafił. McCline bił mocno, ma ciężką łapę. Między nami jest dwadzieścia kilka kilogramów różnicy. Kiedy wyszedłem z więzienia, może nie byłem szybki, ale jak wtedy sparowałem z chłopakami, to ich odrzucało. To była masa, rzucenie ręki. Ważne, że utrzymałem cały czas swoje taktyczne założenia.
- Przed walką przekonywał Pan, że Amerykanin ma twardy łeb. Sprawdziło się?
- Ma twardy. Postura wielka, naturalna. Łeb jak sklep.
- Co po walce McCline szepnął Panu do ucha?
- Good fight (dobra walka - przyp.). Też mu podziękowałem za dobrą walkę. Powiedział, że jak będę trenować, to zostanę mistrzem.
- Powtarza Pan, że za dwa, może trzy, lata chce zdobyć tytuł. Po tym pojedynku nie odkłada Pan marzeń na później?
- Dużo, dużo muszę jeszcze pracować. Niczego jednak nie odkładam. Cały czas będę zapieprzać.
- Wreszcie oglądaliśmy Szpilkę "boksera".
- Za dużo było szacunku do rywala. Mogłem boksować bardziej agresywnie.
- Obecny w Łodzi Mariusz Wach ocenił, że zdał Pan egzamin na piątkę.
- Dziękuję. Jesteśmy kolegami, jak zresztą z każdym z wagi ciężkiej. No prawie, dobrze wiecie z kim nie (śmiech). Po tej bombie pomyślałem: "gdzie ja jestem?". Boksowałem cały czas swoje. Myślę, że zdałem może na czwórkę.
- Walczył Pan inaczej niż poprzednio z Gonzalo Omarem Basile.
- Chciałem pokazać, że mam chłodną głowę. Gdybym chciał się bić jak z Basile, mogłoby się to źle skończyć. Nie oszukujmy się.
- Następnym razem znowu będzie mocny rywal?
- Nie ma co się cofać. Trzeba zapieprzać. Odpocznę i mam nadzieję, że znowu dostanę jakiegoś dobrego zawodnika.
- Przed walką nie przyznawał Pan, że ma kłopoty z ręką.
- Bolała mnie. Nie tak, żebym nie mógł zadawać ciosów, ale nie była do końca zaciśnięta. Prawdopodobnie będę miał znowu operację. Zobaczymy, co doktor powie.
- Co teraz?
- Odpoczynek. Chcę trochę czasu poświęcić kobiecie. Cały czas jest ze mną. Nie chodzimy nigdzie. Mam nadzieję, że teraz odwdzięczę się jej za wszystko.
Rozmawiał w Łodzi Łukasz Madej
Euro 2012 w Krakowie: zdjęcia, wideo, informacje! [SERWIS SPECJALNY]
Konkurs "Buty w obiektywie!" Zobacz zgłoszone zdjęcia i oddaj głos!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!