Małżonkowie w minioną niedzielę wybrali się nad jezioro karmić kaczki i ślad po nich zaginął. Wszczęto poszukiwania zakrojone na szeroką skalę. Wykorzystano m.in. łódź z sonarem, płetwonurków i policyjny helikopter. W nocy z środy na czwartek wyłowiono ciało Karoliny, a w czwartek wczesnym popołudniem Grzegorza.
- Nie ma żadnych dowodów, świadczących o tym, że mogło dojść do zabójstwa - powiedziała "Krakowskiej" Towe Hagg, rzeczniczka sztokholmskiej policji. Dodała, że sekcja zwłok małżonków wykazała, że przyczyną śmierci było utonięcie.
- Ponieważ wersja z zabójstwem się nie potwierdziła, uznaliśmy sprawę za zamkniętą - dodaje Towe Hagg.
Szwedzka policja nie zdołała ustalić, jak doszło do tragedii nad jeziorem. Ciotka Karoliny Helena Kącka sugerowała w rozmowie z "Krakowską", że rodzina podejrzewała, iż małżonkowie mogli utonąć. Szybko jednak tę hipotezę wykluczono, ponieważ oboje nie umieli pływać i unikali kąpieli w niestrzeżonych miejscach.
- Tamtej niedzieli pogoda w Sztokholmie była kiepska - dodała Helena Kącka. - Krótko przed zaginięciem Karolina rozmawiała z matką i mówiła, że jest wietrznie, temperatura na poziomie 16 stopni. To zdecydowanie nie była pogoda na kąpiel. Dodajmy, że małżeństwo ze Starego Sącza mieszkało w Sztokholmie od roku. Pojechali tam do pracy, bo w rodzinnym mieście nie mogli jej znaleźć.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!