Kościół w IV wieku przeżył potężny konflikt między wielkimi stolicami Wschodu o to, czy Maryję można nazywać Bogurodzicą. Pozornie chodziło o pobożność, o jedno słowo w modlitwach, o jeden z licznych tytułów, którym chrześcijanie obdarzali Maryję, ale w gruncie rzeczy był to spór o to, na ile wcielenie Boga jest realne, na ile rzeczywiście Bóg stał się człowiekiem.
Tytuł Bogurodzicy pojawił się w Aleksandrii i szybko stał się popularny w Efezie oraz innych Kościołach Azji Mniejszej i Palestyny. Kłopot z nim miały Kościoły Konstantynopola, Antiochii i Syrii, gdyż według nich sugeruje, że Bóg ma matkę, a zatem jest jakimś powrotem do pogańskich genealogii bóstw i może stępić chrześcijańskie przekonanie o jedyności Boga. W odpowiedzi teologowie broniący tytułu Bogurodzicy odpowiadali, że bez jasnego powiedzenia, że Maryja jest matką Boga, nauka o wcieleniu będzie pozbawiona swojej skandalicznej siły tkwiącej w przekonaniu, że w Jezusie Bóg naprawdę przyjął człowieczeństwo i rzeczywiście stał się człowiekiem. Jeśli w Jezusie Bóg i człowiek są jednym, to mamy pełne prawo powiedzieć, że skoro Jezus był głodny, to Bóg był głodny, a gdy Jezus cierpiał to także Bóg cierpiał. Jego matka więc jest nie tylko matką człowieka, ale także matką Boga będącego w tym człowieczeństwie.
Kościół po latach sporu powiedział wreszcie jednym głosem: Tak, jest Bogurodzicą i tym samym z mocą potwierdził przekonanie, że od dnia, w którym na świat przyszedł Jezus, nie można oddzielić Boga od człowieka. Uroczystość Maryi, Bożej Rodzicielki, którą obchodzimy na zakończenie oktawy Narodzenia Pańskiego, 1 stycznia, ma nam przypomnieć, że skoro świętowaliśmy Boże Narodzenie, musimy wyciągnąć z naszej wiary poważne konsekwencje: skoro powiedziało się „A”, trzeba powiedzieć „B”.
Po dwóch tysiącach lat historii Kościoła, przyzwyczajeni do recytacji credo i śpiewania kolęd możemy stracić z oczu siłę podstawowej prawdy chrześcijańskiej, która głosi, że Bóg stał się człowiekiem, i choć w Jezusie ta więź jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, to jednak od tego momentu nie ma człowieka na świecie, z którym Bóg nie byłby jakoś zjednoczony. Czy sam Pan w przypowieści o Sądzie Ostatecznym nie powiedział, że cokolwiek uczyniliśmy jednemu z Jego najmniejszych braci, uczyniliśmy Jemu samemu?
Skoro Kościół powiedział o Maryi: Tak, jest Bogurodzicą, jeśli chcemy być ludźmi Kościoła, o każdym człowieku musimy powiedzieć: Tak, jest bratem Boga… Tak, jest synem Boga… Tak, jest Bogiem. Nie rozumiejący dobrze chrześcijaństwa oskarżają Kościół, że stawia człowieka w miejscu Boga, tymczasem ortodoksyjne chrześcijaństwo nikogo nie stawia w niczyje miejsce, ale jednym spojrzeniem i jednym aktem obejmuje Boga i człowieka: nie można miłować Boga nie miłując człowieka i nie można miłować człowieka nie miłując Boga.
Na nowy rok życzę więc sobie i wszystkim Czytelnikom tej chrześcijańskiej postawy: żebyśmy aż do bólu wyciągnęli z niej konsekwencje. Miłujący Boga i gotowi oddać życie dla Niego niech miłują człowieka i za niego oddadzą życie. Miłujący człowieka i robiący wszystko dla niego niech zobaczą, że miłują Boga i służą Mu bez względu na to czy są tego świadomi czy nie.
