- Zdarzało się, jak wiatr nawiał śnieg z pól, to u babci na podwórku od drzwi domu do bramki w ogrodzeniu szło się tunelem większy od nas - wspomina Kamila Baranik z Chrzanowa, której babcia mieszkała pod Krzeszowicami.
Kiedyś to były zimy! Wspomnienia
Co prawda wtedy miała kilka lat, więc te "olbrzymie" zwały śniegu to mogło być coś powyżej 1 metra, ale to i tak dużo więcej, niż nasypało śniegu w "mroźne zimy" ostatnich lat.
Pani Kamila przytacza też opowieści babci z jej młodości:
- Opowiadała, że droga we wsi koło jej domu szła wąwozem. Gdy nasypało śniegu, to wąwóz znikał i wody jechały po polach. Jak ktoś zboczył i wpadł do tego wąwozu, to "kaplica", gdy nikt nie zauważył. Nie dało się stamtąd wydostać.

Teraz jak sypnie mocno śniegiem, to leży góra kilka tygodni. Nie ma już pory roku zwanej przedwiośniem.
- Moja mama wspomina zimę z lat 70-tych, kiedy pojechaliśmy do Gdańska. Można było chodzić po lodzie na Bałtyku, daleko od brzegu. Nie mogliśmy wtedy wrócić do domu, bo przez jakiś czas pociągi nie kursowały. Część z nich utknęła w zaspach razem z pasażerami - opowiada mieszkanka Olkusza.
Nuda w ferie? Nigdy, gdy śniegu było pod dostatkiem
Ale było wesoło. Zwłaszcza dzieci nie narzekały. Sanki, narty, a nieraz worek napełniony słomą wystarczały, by szaleć na każdej większej górce. Na zamarzniętych stawach mocno trzymał lód, a przy szkołach tworzono lodowiska - po prostu wylewając wodę na udeptany śnieg.
Teraz jak posypie śniegiem też nie jest łatwo. Śliskie chodniki, samochody nie dają radę wjechać pod górkę. Ale zwykle trwa to kilka godzin i sytuacja poprawia się. Albo - w zależności od punktu widzenia - psuje się. Nie ma szaleństw na sankach, nartach czy łyżwach.
Jedynie w górach śnieg leży dłużej.



