FLESZ - Zima 30-lecia w Polsce, zasypie nas śnieg
Strome wzniesienie u podnóża pałacu dawnych właścicieli miasta to od dawna jedno z ulubionych miejsc do zjeżdżania na sankach w mieście. Kiedy tylko pojawia się śnieg, górkę od rana do zmierzchu oblegają dzieci z przyniesionymi przez siebie saneczkami, „jabłuszkami”, a nawet z oponami czy workami wypełnionymi sianem.
- Miasto chyba postanowiło uatrakcyjnić zjazdy najmłodszym i dlatego zafundowało im slalom. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, aby logicznie wytłumaczyć nasadzenia akurat w tym miejscu - mówi ironicznie Karolina Mochylska, społeczniczka, zaangażowana w różne projekty na rzecz przywrócenia dawnego blasku Parkowi Sanguszków. - Wokół przeważają drzewa liściaste, a tu nagle pojawiają się choinki. Przecież, jak one urosną to zasłonią widok na pałac - dodaje.
Jej zdaniem zalesianie na siłę stoku, którym kiedyś wiodła ścieżka od stawu, później stała się modnym miejscem do jazdy na sankach, a latem służy jako m. in. zielony amfiteatr do projekcji kina letniego czy podczas innych wydarzeń w parku, jest wręcz działaniem wymierzonym przeciwko mieszkańcom.
- Jestem ciekaw, czy miasto ma opracowany plan utrzymania parku, czy też te nasadzenia odbywają się w nim chaotycznie, bez jakichkolwiek konsultacji i pytania kogokolwiek o zdanie - nie kryje zdziwienia Stanisław Siekierski, pasjonat Tarnowa.
W magistracie tłumaczą, że w Parku Sanguszków, w ramach jesiennych nasadzeń przybędzie w sumie siedem drzew. Poza czterema świerkami, które pojawiły się na Diablej Górce, również dwie jodły kalifornijskie i jedna lipa drobnolistna.
- Drzewa, aby rosnąć potrzebują światła. A tutaj akurat było sporo wolnej przestrzeni. Miłośnicy sanek powinni być spokojni. Na górce jest jeszcze sporo miejsca do zjeżdżania. Więcej nasadzeń tu już nie planujemy - mówi Stefan Piotrowski, zastępca dyrektora Wydziału Infrastruktury Miejskiej w UM Tarnowa.
