Tarnów. Dyżurka straży pożarnej. Godzina 21.49. Dzwoni telefon alarmowy. Zgłoszenie brzmi: uwięziony pies w mule w opróżnionym stawie.
Siedem minut później na ulicę Kalinową (bocznica Krzyskiej) na sygnale dociera samochód strażacki z pięcioma strażakami w środku. Przy stawie stoi grupa młodych ludzi. Prowadzą ratowników na przeciwległy brzeg. Stamtąd wskazują na ubłoconą sylwetkę, wystającą nieznacznie ponad taflę mułu zaścielającego nieckę zbiornika.
- Gdyby mi nie powiedzieli, że to może być pies, to w życiu bym się tego nie domyślił. Zwierzak był tak wyczerpany, że praktycznie w ogóle się już nie ruszał i nie wydawał już żadnych odgłosów - opowiada mł. asp. Piotr Wrona, strażak tarnowskiej PSP z sześcioletnim stażem.
To właśnie jego wytypowano do tego, że pójdzie wgłąb stawu, aby uratować uwięzione zwierzę. Ubrany w wodery, kapok, szelki ratownicze, asekurowany przez kolegów stojących na brzegu za pomocą podpiętej linki, zaczął brnąć po namulisku.
- Błotna masa sięgała mi do pasa. Postawienie każdego kroku było nie lada sztuką, gdyż stawiała bardzo duży opór. Zdecydowanie łatwiej byłoby mi iść, gdyby w stawie było choć trochę wody, a nie tylko sam muł -opowiada Piotr Wrona.
Przedzieranie się do psa trwało około 10 minut. Zwierzę było przerażone i patrzyło na Piotra Wronę wielkimi, wytrzeszczonymi ze strachu oczami. Nie stawiało żadnego oporu, kiedy ratownik próbował je wziąć na ręce. Pies nie rzucał się, wiedział że człowiek to jego jedyny ratunek i poddał się mu całkowicie.
Powrót na brzeg, z ważącym około 20 kg czworonogiem, był dla strażaka jeszcze większym wyzwaniem. - Szedłem „na raty”. Podnosiłem psa, stawiałem krok lub dwa i kładłem go z powrotem, żeby móc i posunąć się dalej i znów brałem go na ręce. To trwało wieczność - opowiada.
Gdy wreszcie zabrnął na brzeg, położył psa na specjalnych noszach, które służą strażakom do transportu ludzi. Zwierzę było całe pokryte mułem, na szyi miało kawałek łańcucha. Po chwili zajęli się nim pracownicy Tarnowskiego Azylu dla Zwierząt. Psiak został zabrany do ośrodka, gdzie dokładnie go umyto, wysuszono i nakarmiono.
- Był bardzo wycieńczony i wychudzony, co może wskazywać, iż był uwięziony w tym mule co najmniej przez kilka dni. Miał poważny stan zapalny i najpewniej pomoc przybyła w ostatniej chwili. Kolejnej, zimnej nocy w pułapce mógł już nie przeżyć - mówi Adrian Starzyk z azylu.
Pies może mieć ok. 10-12 lat, to kundelek o brązowej sierści. - Jest bardzo łagodny i spokojny, ufny wobec ludzi. Upłynie jednak sporo czasu, zanim dojdzie do siebie po tym wszystkim, co go spotkało - dodaje Adrian Starzyk.
Dla mł. asp. Piotra Wrony akcja przy ulicy Kalinowej, w której odegrał jedną z głównych ról, była pierwszą taką interwencją w karierze strażaka.
- W 2010 roku, kiedy byłem jeszcze w szkole aspirantów w Krakowie, również ratowałem psa. Ale wówczas było to podczas powodzi i w zupełnie innych okolicznościach. Wezbrana woda, zalała budę, do której było przywiązane na łańcuchu zwierzę. Trzeba było je jakimś sposobem od niej odpiąć i ewakuować na suchy ląd. Akcja przy Kalinowej była o wiele bardziej karkołomna - przyznaje.