Anna Chmura mieszka w Gumniskach. Od środy do piątku, mimo wysokich temperatur, praktycznie nie otwierała okien w swoim mieszkaniu.
- Śmierdziało tak, że dzieci mdliło. Nie mogły nic zjeść, bo miały odruchy wymiotne. Sama zresztą czułam się okropnie, wąchając ten paskudny zapach - opowiada tarnowianka.
Takich zgłoszeń od naszych Czytelników otrzymaliśmy dużo więcej. Uciążliwy fetor najmocniej wyczuwalny był właśnie w Gumniskach i pod Górą św. Marcina, ale uprzykrzał również życie mieszkańcom Rzędzina, osiedla Zielonego i Koszyckiego, a nawet ścisłego centrum Tarnowa.
- Sama jestem wyczulona na smród i jak szłam do pracy, to od razu poczułam, że coś nieprzyjemnego wisi w powietrzu - przyznaje Krystyna Gołębiowska, szefowa delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
Zobacz jak wyglądał Tarnów przed laty! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Po interwencjach mieszkańców pracownicy WiOŚ, wspólnie ze strażnikami miejskimi oraz pracownikami Wydziału Ochrony Środowiska UMT, od środy szukali źródła fetoru. Zlokalizowano go w czwartek na polach w sąsiedztwie południowej obwodnicy miasta, na samej granicy między Tarnowem i Skrzyszowem.
- Okazało się, że są to kurzenice, czyli odchody kurze, które pochodzą z jednej z pobliskich ferm drobiu. Były w „czystej postaci”, czyli bez ściółki na przykład ze słomy - dodaje Krystyna Gołębiowska.
Odchody były składowane na pryzmie i przygotowane do rozsypania na polu. - To naturalny nawóz, efekt uboczny produkcji zwierzęcej. Przepisy nie zabraniają tego, by wywozić go na tereny rolnicze, a w tym przypadku właśnie o takich mówimy. Niefortunnie złożyło się jednak, że w chwili, kiedy kurzenice trafiły na pole, wiał wiatr południowo-wschodni i cały odór rozszedł się po Tarnowie - zauważa.
Przekonuje, że poza uciążliwością zapachową fetor kurzenic nie stanowi zagrożenia dla zdrowia osób, które znajdują się w jego zasięgu. Stąd po ustaleniu źródła smrodu o sprawie powiadomiono powiatowego lekarza weterynarii, aby sprawdził, czy wywóz odchodów odbył się z poszanowaniem prawa.
- Polskie przepisy są pod tym względem bardziej restrykcyjne niż na zachodzie Europy. Transport obornika czy kurzenic drogami publicznymi musi odbywać się w taki sposób, aby nie było po nim śladu na jezdni. W przeciwnym razie można narazić się na wysokie grzywny i mandaty od policji - tłumaczy Paweł Wałaszek, powiatowy lekarz weterynarii.
W tym konkretnym przypadku właściciel fermy, zgodnie z przepisami, najpierw zwiózł kurzenice na pole, a dopiero później przystąpił do ich rozrzucenia i przyorania. To właśnie wówczas smród był największy.
- Kurzenice zostały już przykryte ziemią, a to oznacza praktycznie koniec uciążliwości zapachowych. Fetor góra po kilku dniach nie będzie już wyczuwalny - deklarował w piątek Paweł Wałaszek.
Właściciele fermy ze Skrzyszowa, z której pochodziły kurze odchody, dziwią się temu, że tegoroczne wiosenne nawożenie pól spotkało się z tak dużą reakcją tarnowian i różnych służb. - Kurzenice wywozimy dwa razy w roku, raz na wiosnę, raz na jesień. To normalny zabieg agrarny. Ludzie z jednej strony chcą, żeby produkować zdrową żywność, bez chemii, a z drugiej oburzają się, kiedy stosujemy naturalny nawóz - mówi Teresa Łabno, mama właściciela fermy.
Dodaje, że przyjeżdża do nich sporo tarnowian, prosząc o to, aby mogli zabrać sobie od nich trochę kurzenic do rozsypania na działce. - Wtedy jakoś im to nie śmierdzi, a teraz od razu wszyscy robią aferę z tego, że my zrobiliśmy to samo. Faktem jest jednak, że nasz areał jest większy. Liczy około 20 hektarów. Niebawem urośnie na nim kukurydza - dodaje.
Skazanych na życie przez kilka dni w smrodzie takie tłumaczenia nie zadowalają. - Prace powinny być prowadzone przy bezwietrznej pogodzie i na mniejszych fragmentach pola, żeby można było to od razu przyorać, by nie utrudniać życie innym - mówi pan Piotr spod Góry św. Marcina.
Strażnicy kary nie nałożyli
Działania kontrolne związane z ustaleniem źródła fetoru prowadzili strażnicy miejscy. Sprawdzano m.in. czy nie doszło do wycieku w oczyszczalni ścieków. Po ustaleniach WiOŚ strażnicy odstąpili jednak od nałożenia mandatu na właściciela fermy, który rozsypał kurzenice na swoim polu. Uznano, że w tym konkretnym przypadku nie było żadnych podstaw do jego ukarania.
Wywóz odchodów regulują przepisy
Nawozy naturalne można wywozić z ferm czy gospodarstw rolnych na pole w ściśle określonych przepisami terminach. Jesienią rolnicy mają na to czas do 30 listopada, a wiosną mogą zacząć ich stosowanie dopiero od 1 marca. Nie można ich aplikować na glebach, które są zalane, pokryte śniegiem, zamarznięte do głębokości 30 cm. Obornika czy gnojowicy nie należy również wywozić podczas opadów deszczu. Jedynym wyjątkiem, w którym można stosować nawozy naturalne przez cały rok, są uprawy prowadzone pod osłonami. Jeśli nawozy są płynne, nie można stosować ich na terenach, które mają kąt nachylenia przekraczający 10 stopni, a nie są pokryte żadną roślinnością.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Mówimy po krakosku
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto