Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów-Łęki Dolne. Jacek Popiel 87. urodziny uczci skokiem ze spadochronem

Paweł Chwał
Jacek Popiel ps. Lipek
Jacek Popiel ps. Lipek Paweł Chwał
Jacek Popiel, ps. Lipek, już jako chłopiec aktywnie działał w konspiracji, walcząc z Niemcami. Po wojnie oddał się pasji latania szybowcem. Mimo sędziwego wieku nadal szkoli pilotów

Kilka dni temu odbył sentymentalną podróż samolotem po ponad 70 latach nad Jamną, gdzie w 1944 roku, jako partyzant, brał udział w największym boju stoczonym przez żołnierzy AK z Niemcami w ramach akcji Burza. Mimo swoich 87 lat wciąż lata szybowcem i szkoli przyszłych pilotów. Mało tego. Już zapowiedział, że za dwa miesiące, uczci kolejne swoje urodziny... skokiem ze spadochronem.

Gdy wybuchła II wojna światowa Jacek Popiel miał jedenaście lat. Tak młody wiek nie był dla niego jednak przeszkodą w podjęciu działalności konspiracyjnej. Mógł bowiem zbierać oporządzenie wojskowe dla żołnierzy walczących w ramach Służby Zwycięstwu Polski, Związku Walki Zbrojnej czy Armii Krajowej.

- Byłem jeszcze dzieckiem, w zasadzie smarkaczem, którego nikt nie podejrzewał o tego typu działalność. Stąd mogłem łatwiej, wręcz niepostrzeżenie przemycać pistolety czy karabiny, które wówczas były na wagę złota - mówi Popiel.
Zasłynął m.in. z wymontowania ze spalonego czołgu radzieckiego ręcznego karabinu maszynowego, który później wykorzystany został do walki z okupantem. Wszystko działo się w Żółkwi koło Lwowa, gdzie przyszło mu spędzić pierwsze lata życia.

- Mój ojciec był wojskowym - dowódcą 1-go batalionu 39. pułku piechoty w Lubaczowie. Z bronią zaznajomiony byłem od dziecka. W domu leżał jeden z pistoletów taty marki Walther, którego bez jego wiedzy używałem jako... zabawkę. Potrafiłem go rozebrać i złożyć od nowa tak, aby tata tego nie zauważył, a broń była zawsze gotowa do użycia - opowiada.

To właśnie spod Lwowa pochodzą dwa rozbrojone obecnie granaty, które towarzyszyły mu później na całym partyzanckim szlaku bojowym. Przechowuje je jak relikwie w Łękach Dolnych koło Pilzna, gdzie cała jego rodzina sprowadziła się w 1944 roku w obawie przed mordami ukraińskich nacjonalistów.

Gdy tylko dowiedział się, że w Łękach w nocy był patrol partyzantów postanowił ich odszukać. Najpotrzebniejsze rzeczy spakował do rosyjskiej torby po masce przeciwgazowej i poszedł w kierunku Świniej Góry, gdzie kwaterował batalion partyzancki. - Skłamałem wówczas, że jestem sierotą ze Wschodu, bo inaczej odprawiliby mnie do domu z kwitkiem. Wtedy przecież miałem kilkanaście lat. Na dodatek byłem mizerny i wyglądałem bardziej jak duże dziecko, niż jak żołnierz gotowy walczyć z Niemcami - opowiada Jacek Popiel.

Jego przepustką do oddziału okazały się przywiezione z Żółkwi granaty, które miał schowane za pasem oraz duże umiejętności posługiwania się karabinem, którymi musiał osobiście wykazać się przed dowódcą batalionu Barbara, czyli kpt. Leliwą.

- Gorzej było z umundurowaniem. Miałem tylko niemieckie buty-saperki. Starszy brat, który wciągnął mnie do konspiracji, kupił je wprawdzie dla siebie, ale były na niego nieco za ciasne. Nosiłem je więc ja. Za niemiecką przestrzeloną furażerkę dałem koledze akumulator, który wymontowałem jeszcze z rosyjskiego czołgu w Żółkwi. Przyszyty był do niej orzełek, który również przywiozłem ze sobą ze Wschodu. Mam go nadal, jako jedną z najcenniejszych pamiątek. Czapkę spaliła po wojnie mama, aby mnie chronić, gdyż wypisany był na niej mój pseudonim "Lipek"- opowiada Popiel.

Od sierpnia do października 1944 roku uczestniczył w kilku akcjach zbrojnych, w których partyzanci starli się z okupantem. Cudem uszedł z życiem z Jamnej, gdzie blisko 600 partyzantów musiało stawić czoła 8-krotnie większym liczebnie siłom wroga, które karabinami maszynowymi i z moździerzy ostrzeliwały ze wszystkich stron wzgórze, gdzie bronili się żołnierze AK.
Po wojnie Jacek Popiel przeniósł się z rodziną na Śląsk, tu zdał maturę i podjął pracę.

Jego wielką pasją okazały się szybowce. Jest jednym z założycieli Aeroklubu Gliwickiego oraz wciąż czynnym pilotem i instruktorem szybowcowym, który wyszkolił ponad 120 amatorów podniebnych podróży. W ciągu 60 lat wykonał ponad 10600 lotów i spędził w powietrzu 2200 godzin.

Lotnictwo i badanie historii to dwie dziedziny, w których Jacek Popiel doskonale się odnajduje. Przykładem odnaleziony 10 lat temu Halifax koło Dąbrowy Tarnowskiej, zestrzelony w 1944 roku. Szczątki bombowca udało się odnaleźć badaczom z Muzeum Powstania Warszawskiego właśnie dzięki informacjom przekazanym przez Popiela.

On sam - jak mówi - czuje się wciąż na tyle dobrze, że nie tylko pewną ręką trzyma stery szybowca, ale już zapowiedział, że na początku sierpnia skoczy ze spadochronem na swoje 87. urodziny. - Chciałem zrobić to samemu, ale lekarz nie zgodził się twierdząc, że mam za słabe kości w nogach, aby na nich wylądować. Stąd zrobię to w tak zwanym tandemie z drugą osobą, do której będę przypięty uprzężą - wyjaśnia mężczyzna. Będzie to jego drugi skok ze spadochronem. Pierwszy, samodzielny, z 1953 roku nie wspomina najlepiej, bo wiatr zmienił kierunek i on lądował na tyłek uderzając głową o ziemię. - Mam nadzieję, że teraz pójdzie mi lepiej - dodaje z uśmiechem pan Jacek.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska