Dlatego też polscy i słowaccy strażnicy parków narodowych postanowili zespolić siły i razem zwalczać kłusowników w całych Tatrach. Jeszcze w tym miesiącu będą ich szkolić w walce brygady antyterrorystyczne Straży Granicznej.
Jak mówi Edward Wlazło, komendant straży w Tatrzańskim Parku Narodowym, kłusownictwo w naszych Tatrach nie jest uprawiane na szeroką skalę, choć rzeczywisty rozmiar tego procederu nie jest do końca znany. Ostatni wykryty przypadek skłusowania tatrzańskiego zwierza zdarzył się w te wakacje. Pracownicy Parku znaleźli w lesie wielkiego dorodnego jelenia z odciętą głową.
- Jeleń prawdopodobnie uciekał przed watahą wilków, został osaczony i skoczył z dość wysokiej skały. Nie uratował się. Ktoś znalazł go i odciął mu głowę z porożem, a to, sądząc po rozmiarach jelenia, było wyjątkowo cenne - wyjaśnia Paweł Skawiński, dyrektor TPN. Takich przypadków nie jest w polskich Tatrach - jak strażnicy TPN - zbyt dużo. O wiele gorzej jest z tym w Tatrach Słowackich. Te obszarowo są pięć razy większe niż nasze góry, trudniej więc tam być wytropionym. Stąd coraz częstsze wizyty rodzimych "polowacy" po drugiej stronie Tatr.
Mimo że strażnicy parkowi mają listę tych, którzy kłusują, to jednak udowodnić im winę jest niezwykle trudno, bo trzeba złapać kłusownika na gorącym uczynku. Aby skuteczniej działać, strażnicy słowaccy i polscy postanowili zespolić swoje siły w walce z kłusownikami. Jednak nie tylko. - Bardzo często wychodzimy w teren nieumundurowani z bronią i by nie strzelać do siebie wzajemnie, musimy mieć opracowany sprawny system powiadamia się o miejscach naszych akcji i kontroli czy to telefonicznie, czy e-mailem - wyjaśnia komendant Wlazło.
Strażnicy chcą też usprawnić procedury przekazywania sobie zatrzymanych kłusowników. - Gdy Polak zostanie zatrzymany przez Słowaków, my go odbieramy, i wyciągamy konsekwencje - mówi Wlazło. Słowaccy myśliwi do nas się nie zapuszczają. Strażnicy mieli już jedno szkolenie u nas, teraz będą mieć kolejne na Słowacji.