https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Teraz moim celem stało się poznawanie sekretów Krakowa

Archiwum
Ludzie, którzy nie czują historii, stają się płytkimi kosmopolitami. Ale też polskość nie kłóci się z europejskością. Nigdy, nawet w czasach siermiężnego i ubogiego PRL, nie miałem kompleksu Polaka. Z dumą za granicą podkreślałem, że przybywam ze starego, pięknego Krakowa - mówi prof. Franciszek Ziejka, w rozmowie z Małgorzatą Iskrą

Chętnie Pan Profesor podkreśla, skąd się wywodzi, gdzie ma korzenie. Kiedy więc Kraków zaczął być dla Pana ważny, kiedy poczuł się Pan krakowianinem?
Mam trzy ojczyzny: pierwsza to radłowska, z którą nie zerwałem kontaktów. Niech o tym świadczy choćby fakt, że w tym tygodniu, z okazji uzyskania praw miejskich, robię Radłowowi prezent książką "Konik zwierzyniecki. Wianki. Sobótki", będącą wyborem pism etnografa Franciszka Gawełka, pierwszego profesora pochodzącego z Radłowa. Moją ojczyzną jest rzecz jasna Polska, ale tą trzecią właśnie Kraków. Nim trafiłem tu na studia, w Krakowie byłem dwukrotnie: jako chórzysta i uczeń liceum. Już wtedy doceniłem piękno miasta i zamarzyłem, by w nim zamieszkać. Jako młody naukowiec wiele lat spędziłem za granicą, ale nigdy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym tam zostać na stałe, choć miałem takie propozycje. Również z innych polskich ośrodków akademickich. I tak od 52 lat jestem obywatelem Krakowa.

Nie żałuje Pan tego wyboru?
Kraków jest naprawdę miastem wyjątkowym i mogę o nim opowiadać w nieskończoność. Moje związki emocjonalne z Krakowem trwają od początku lat 60., kiedy to pokierowany przez prof. Kazimierza Wykę zająłem się dziełem Wyspiańskiego, a "Wesele" stało się tematem mojego doktoratu. Dziś mogę rzec, że żyję w Krakowie XIX-wiecznym. Wyobrażam sobie jego atmosferę z tamtych lat, a nawet mam stare księgi adresowe, więc wiem, gdzie kto mieszkał, gdzie znajdowały się jakie urzędy. Żyję jakby w tamtym świecie, co sprawia mi wielką frajdę, gdyż poznaję mechanizmy funkcjonowania miasta w dawnych czasach i utwierdzam się w podziwie dla krakowian, którzy przy wszystkich różnicach ideowych i walkach, które z sobą toczyli, w ważnych dla miasta sprawach potrafili dojść do kompromisu i byli niezwykle ofiarni.

Na przykład?
Serdecznie przyjmowali Polaków wracających z Sybiru, którzy nie mogli ponownie osiedlić się w zaborze rosyjskim. W ciągu trzech tygodni potrafili przygotować pomoc dla kilku tysięcy uchodźców z zaboru poznańskiego, wygnanych przez Bismarcka. W mieście powstało też wiele dzieł zrodzonych z hojności krakowian: dom starców, ufundowany przez rodzinę Helclów, domy dla weteranów powstań wybudowane ze składek, pomniki wzniesione dzięki ofiarności ludzi. Na przykład artyści krakowscy, by uczcić Artura Grottgera, przez 10 lat zbierali pieniądze na jego monument.

Dziś niepotrzebne są już chyba akcje pomnikowe?
Wtedy pomnikami oddawano hołd polskim twórcom, ale i budzono - w latach niewoli narodowej - patriotyczne odczucia Polaków. W tym czasie Kraków pełnił rolę duchowej stolicy Polski i od wiosny do jesieni pielgrzymowali tu kilkusetosobowymi grupami chłopi, aby poznawać historię i kulturę swojego kraju. To nie były takie zwykłe wycieczki, lecz "pątnictwo narodowe". Dziś Kraków nadal jest bliski sercom Polaków, ale już raczej nie trzeba tu nowych pomników. Jednak pomnikiem mogą być także dzieła pożyteczne, czyli na przykład domy dla chorych i samotnych - i takim inicjatywom jest sens sprzyjać.

A jak to z tą zdolnością krakowian do kompromisów bywało?
Piszę właśnie esej o okolicznościach sprowadzenia prochów Mickiewicza na Wawel, którego to wydarzenia przypada w tym roku 120. rocznica. Zabiegi trwały 21 lat, co świadczy o tym, że nie było łatwo o zgodę. Nawiasem mówiąc, moje pasje poszukiwawcze zaowocowały - prawie na pewno - odnalezieniem nazwiska pomysłodawcy przeniesienia prochów wieszcza, kryjącego się pod pseudonimem "Litwin". Mikołaj Akielewicz był faktycznie Litwinem.
Z tego zdarzenia sprzed lat wyciągam pewną naukę dla przyszłości. Wobec braku zgody ojców paulinów na rozbudowę krypty na Skałce, zainicjowałem utworzenie panteonu sławnych Polaków w kościele świętych Piotra i Pawła. To byłoby takie przedłużenie Wawelu i Skałki - myślę, że na jakieś 200 lat. O składaniu tu wybitnych Polaków decydowałaby wszak kapituła złożona z siedmiu osób o najwyższym w kraju prestiżu, a nie targi rajców miejskich. To nie bez znaczenia, by Kraków zachował rangę miasta, gdzie ci najwięksi rodacy znajdują wieczną przystań.

Przodkowie byli więc od nas zacniejsi?
Kraków był i jest bogaty w zacnych obywateli, wspaniałe zabytki i akcje, na jakie nie zdobywają się mieszkańcy innych grodów. Dzięki temu bogactwu jest w Polsce miastem jedynym w swoim rodzaju. Oczywiście, incydentalnie, zaznaczyły w nim swoją obecność także burzymurki. Oto od czasów prymasa Michała Poniatowskiego, od 1780 roku, w ciągu 50 lat zburzonych zostało w Krakowie 25 kościołów! W 1909 roku nie udało się uratować pałacu Wodzickich i baszty Kościuszki. Na początku XX wieku czarne chmury wisiały nad Krzysztoforami i zabytkową zabudową placu św. Idziego - na szczęście obyło się bez burzenia.

A jakie działania były w ostatnich dekadach szczególnie szkodliwe dla miasta?
Myślę, że skutki uruchomienia hut w Skawinie i Nowej Hucie były stokroć gorsze od wcześniejszych działań burzymurków. Zanieczyszczenie powietrza dało się we znaki wszystkim zabytkom Krakowa. W wirydarzu kościoła świętych Piotra i Pawła stoją oryginały posągów świętych - teraz w postaci wyłącznie słupów. Od 20 lat huty nie szkodzą już miastu. Żeby cokolwiek uratować w Krakowie trzeba mieć pasję i działać z determinacją. W XIX wieku krakowianie potrafili to robić. I jak ich za to nie kochać?

Mają swoich kontynuatorów w SKOZK.
To ponad stu ludzi, którzy społecznie, z miłości do Krakowa, toczą dyskusje i podejmują decyzje, jak najlepiej rozdysponować fundusze przeznaczone na ratowanie zabytków miasta. Także i dziś, by ratować Kraków, trzeba mieć pasję. Nie wyobrażam sobie życia bez określenia celu. Teraz jest nim poznawanie sekretów mojego miasta, co jako historyk literatury i kultury przelewam na papier - a także dbanie, by zabytki nie niszczały.

Czy jest narodowa zgoda, by istniał SKOZK, aby krakowskie zabytki były traktowane w wyjątkowy sposób?
Co pewien czas ktoś wyraża takie wątpliwości, ale ogół społeczeństwa rozumie wyjątkowość Krakowa. W naszym kraju, jeśli na przykład porównamy go z Francją, zachowało się niewiele cennych zabytków, gdyż niszczyli nas najeźdźcy. Te bogactwa, które pozostały, przetrwały w Krakowie, więc trzeba je otoczyć opieką. Kraków jest jeden, wierzę w mądrość Polaków, a próby upolitycznienia funduszu były nieprzemyślanymi działaniami.

Ile lat potrzeba na odnowę zabytków Krakowa przy obecnej skali finansowania?
Ten proces nie skończy się nigdy. Niektóre zabytkowe budowle wymagają po 20-30 latach ponownej uwagi ze strony konserwatorów. O skarby narodowe trzeba dbać w sposób ciągły. Ludzie, którzy nie czują historii, stają się płytkimi kosmopolitami. Ale też polskość nie kłóci się z europejskością. Nigdy, nawet w czasach siermiężnego i ubogiego PRL, nie miałem kompleksu Polaka. Z dumą za granicą podkreślałem, że przybywam ze starego, pięknego Krakowa, na którego renowację także i wówczas rządzący znajdowali jakieś dodatkowe pieniądze.

Zakładał Pan Profesor lektoraty języka polskiego na uniwersytetach w Paryżu, Aix-en-Provence i Lizbonie. W krakowskim wydawnictwie Universitas ukazały się dwie części tryptyku, przypominające lata spędzone za granicą. Już wtedy bardzo interesował się Pan zabytkami. Czy jakieś doświadczenia stamtąd przydają się w pracy szefa SKOZK?
Ze swoich podróży najgłębiej zapamiętałem kościoły piękne, ale opuszczone przez wiernych i bardzo zaniedbane. Widziałem też miejsca traktowane jako atrakcje turystyczne, i o te rzecz jasna dbano. Jednak nie mamy się na czym wzorować. W żadnym innym kraju nie ma funduszu podobnego do SKOZK. Ten fakt przywołuje potęgę dawnej Rzeczypospolitej i to inne kraje, pragnące ratować swe miasta-klejnoty, powinny brać z nas przykład. Nawiasem mówiąc, pierwszy społeczny komitet, dla restaurowania Wawelu, powstał w Krakowie już w 1830 roku. To jeszcze jeden dowód na ofiarność i miłość krakowian do swojego miasta. Miasta, które zachwyca przybyszów z zagranicy, czego ciągle doświadczam.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska