Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tibor Halilović: Po mundialu, jak każdy Chorwat, stałem się droższym piłkarzem [WYWIAD]

Justyna Krupa
Tibor Halilović
Tibor Halilović Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
- Myślę, że będzie lepiej zarówno dla mnie, jak i dla klubu, jeśli zostanę tu przez kolejny sezon – mówi chorwacki pomocnik Wisły Kraków Tibor Halilović.

Jak Pana forma po kontuzji barku, której doznał Pan na początku lipca?
Od ponad dwóch tygodni trenuję już z drużyną. Czuję się dobrze. Choć nie spodziewałem się, że moja przerwa w treningach potrwa aż tak długo. Teraz szkoleniowiec zdecyduje, jaki będzie najlepszy dla mnie czas na powrót na boisko. Najważniejsze, że nie czuję już żadnego bólu. Na początku mocno się wystraszyłem, że to poważny uraz. Badania, które przeszedłem jednak na to nie wskazywały. Poczułem ulgę i spodziewałem się, że uda mi się wrócić do treningów z zespołem na początek sezonu. Okazało się, że trzeba było poczekać trochę dłużej.

Nie ma chyba gorszego momentu na odniesienie urazu, niż początek okresu przygotowawczego, kiedy zawodnik powinien budować formę na resztę sezonu.

Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się odnieść kontuzji w trakcie przygotowań. Zawsze wykonuję dodatkową pracę przed startem, by uniknąć takich problemów. Dlatego nie miewałem np. urazów mięśniowych. Tym bardziej dziwnie się poczułem, gdy tak pechowa kontuzja mi się przytrafiła. Trudno mi było się pogodzić z tym, że musiałem opuścić większą część okresu przygotowawczego. Tak szybko, jak było to możliwe, zacząłem pracę na siłowni z trenerem Danielem Michalczykiem. Mając unieruchomiony bark, pracowałem nad mięśniami nóg. Na początku nie mogłem nawet nosić niczego na ramieniu. Oczywiście szczęście w nieszczęściu, że uraz dotyczył barku, bo dla piłkarza jednak najważniejsze są nogi.


Marko Kolar musiał nosić Pana siatki z zakupami?

Tak (śmiech). Jak się jest zdrowym, to się na pewne rzeczy w ogóle nie zwraca uwagi. Na szczęście akurat moja dziewczyna przyjechała do mnie z Chorwacji. Najtrudniejszy był pierwszy tydzień przed jej przyjazdem. Jestem praworęczny i pewne rzeczy trudno było mi zrobić tylko lewą ręką. Później było już łatwiej, gdy był ktoś, kto mógł się mną zaopiekować (śmiech).

Kontuzja przytrafiła się Panu w fatalnym momencie również dlatego, że nastąpiło to tuż po przyjściu do klubu nowego trenera Macieja Stolarczyka. A przecież dopiero co wypracował Pan sobie miejsce w podstawowej jedenastce u poprzedniego szkoleniowca Joana Carrillo. Teraz trzeba będzie zaczynać walkę o skład od początku?

Gdy dostałem szansę na wiosnę, grałem naprawdę dobrze. Wydaje mi się, że zarówno sztab szkoleniowy, jak i działacze byli zadowoleni z mojej formy. Wszyscy oczekiwali, że w kolejnym sezonie pokażę się z jeszcze lepszej strony. Na szczęście zdążyłem jeszcze przed kontuzją trochę popracować pod okiem nowego trenera, zagrałem nawet w dwóch sparingach. Ale na pewno ten uraz to jest jakiś problem. Drużyna wypracowała sobie już pewien styl i gdy gra dobrze, trudno nagle wskoczyć do pierwszego składu. Mam jednak zaufanie do swoich umiejętności.


Fizycznie jest Pan już gotów na sto procent?

Może jeszcze nie na grę przez 90 minut, ale jestem przygotowany na tyle, by ewe-ntualnie wejść z ławki i pomóc chłopakom. To jednak będzie oczywiście zależało od trenera.

Kibice Wisły często dopytywali się w mediach społecznościowych o pański powrót.

To miłe wiedzieć, że fani cię doceniają. Jeśli za mną tęsknią, to znaczy, że mnie dobrze wspominają. Mam nadzieję, że jeżeli wszystko będzie w porządku pod względem fizycznym, to pokażę się w tym sezonie z jeszcze lepszej strony, niż do tej pory. Ligę już znam, wiem, jak grać przeciwko poszczególnym rywalom. Pod tym względem będzie mi łatwiej.

W obecnym systemie gry Wisły miejsce dla Pana byłoby albo na pozycji, którą obecnie zajmuje Jesus Imaz, albo w środku pola, gdzie ostatnio świetnie się jednak sprawdza Dawid Kort. A może odnalazłby się Pan na skrzydle?

Myślę, że jednak jestem boiskową „ósemką” bądź „dziesiątką”. I przez większość kariery grałem właśnie na tych dwóch pozycjach. Na początku, gdy trafiłem do Polski, trudno mi było odnaleźć się na „dziesiątce”, bo nie byłem przyzwyczajony do tak kontaktowej gry, jak w ekstraklasie. Ale po roku nauczyłem się już radzić sobie z presją rywali. Teoretycznie mógłbym więc grać w środku razem z Vullnetem Bashą, albo tam, gdzie obecnie gra Imaz. Nie jestem typem gracza zaliczającego rajdy wzdłuż linii bocznej.


Duże zmiany w Wiśle Kraków. Sprawdź, w jakim składzie "Biała Gwiazda" gra w sezonie 2018/2019


Carrillo mówił o Panu, że szkoda marnować talent ofensywny, nakładając na Pana zbyt wiele obowiązków w grze obronnej. A co o tym sądzi trener Stolarczyk?

Najlepiej byłoby zapytać samego trenera. Ale przez większość kariery miałem głównie zadania ofensywne. Rzeczywiście, trener Carrillo mówił mi – choć to może źle zabrzmieć – że nie może mnie już zbyt wiele nauczyć w ofensywie, bo mam odpowiednio dużo atutów w grze do przodu. Cóż, całe życie występowałem w zespołach, które bazowały na utrzymywaniu się przy piłce i przyzwyczaiłem się do takiego stylu gry, w którym mogę dużo operować piłką.

Rozmawiał Pan już z trenerem Stolarczykiem o tym, jak dokładnie widzi Pana rolę w drużynie?

Rozmawialiśmy na ten temat, ale jeszcze przed kontuzją. Wystąpiłem w sparingach pod jego wodzą i wtedy grałem w roli „szóstki” bądź „ósemki”. Trener chciał się przekonać, co potrafię, na jakiej pozycji radzę sobie najlepiej. Potem, niestety, przydarzył się uraz. Ale myślę też, że w sztabie i w klubie jest wystarczająco dużo osób, które znają mój potencjał z gry w poprzednim sezonie.

Kontuzja była też o tyle pechowa, że doznał jej Pan wraz z otwarciem okienka transferowego. Czy uraz pokrzyżował jakieś plany związane z transferem?

Na pewno było to dla mnie niekorzystne, bo latem jest do rozegrania sporo spotkań i człowiek nigdy nie wie, co może się wydarzyć do końca sierpnia. Teraz jestem skoncentrowany na tym, by jak najszybciej wrócić do najwyższej formy. O transferze nie myślę jednak za wiele. Jeśli coś się w tym temacie wydarzy, to się wydarzy, ale nie zamierzam się nad tym zanadto zastanawiać. Dla mnie najważniejszy jest teraz powrót do regularnej gry. Niby nie wykluczam żadnej ewentualności, ale jestem bardziej przekonany do tego, by zostać jeszcze w Wiśle i pokazać się z jeszcze lepszej strony, niż do tej pory. I pomóc klubowi osiągnąć nasze cele. Myślę, że mam jeszcze więcej do zaoferowania kibicom i klubowi, niż w poprzednim sezonie. Dobrze się czuję w Wiśle.


Czyli nie było tak, że kontuzja storpedowała konkretną transferową szansę?

Nad takimi sprawami pracuje mój agent. Ja nie chcę być podmiotem żadnych plotek transferowych. O jakiejkolwiek konkretnej ofercie pierwsza musi się dowiedzieć Wisła. Jakieś kluby mogły o mnie pytać, ale nie było tak, bym zdecydował się na konkretny kierunek. Byłem skoncentrowany na tym, by po prostu dobrze zacząć sezon z Wisłą. Myślę, że teraz będzie lepiej zarówno dla mnie, jak i dla klubu, jeśli zostanę tu na kolejny sezon.


Duże zmiany w Wiśle Kraków. Sprawdź, w jakim składzie "Biała Gwiazda" gra w sezonie 2018/2019


Po wielkim sukcesie reprezentacji Chorwacji na mundialu sytuacja chorwackich piłkarzy na rynku transferowym jest chyba godna pozazdroszczenia. Obudził się Pan po mundialu droższy o kilkanaście procent?

Tak było (śmiech). A tak serio, to mundial rzeczywiście spowoduje, że piłkarski świat jeszcze intensywniej będzie spoglądał w kierunku Chorwacji w poszukiwaniu młodych talentów. Nasi „Vatreni” sprawili, że cena każdego chorwackiego piłkarza jeszcze skoczyła w górę. To dla nas korzyść.

A jak Pan przeżywał pamiętny dla Chorwatów turniej? Cały kraj ogarnęła przecież niewiarygodna euforia.
To było jedno wielkie szaleństwo. Mieliśmy to szczęście, że akurat dostaliśmy w klubie wolne i mogłem na moment wrócić do Chorwacji. Nie udało mi się co prawda zobaczyć radości po zwycięstwie, takim jak półfinałowe (z Anglią), ale i tak cały Zagrzeb pękał z dumy. Nie wiem, co by się działo, jakbyśmy jednak wygrali w finale, chyba miasto by się zawaliło z tej euforii... Ale tak naprawdę, mimo tłumów na ulicach, było bardzo spokojnie – żadnych zamieszek, rozbitych okien jak w Paryżu. Byłem nawet w tłumie na głównym placu im. Bana Jelacicia w Zagrzebiu, ale nie mogłem czekać na przyjazd reprezentantów, bo musiałem się szybko zbierać na lot powrotny do Polski. Świetnie było jednak zobaczyć, jak naród się zjednoczył. Chorwacja bardzo tego potrzebowała. Jako społeczeństwo mamy spore problemy, jesteśmy mocno podzieleni przez sytuację polityczną i ekonomiczną. A dzięki sukcesowi kadry wszyscy na
moment o tym zapomnieli.

Szkoda tylko, że kadra wicemistrzów świata straciła już kilka ważnych ogniw, bo kilku bohaterów mundialu zdążyło już ogłosić przejście na reprezentacyjną emeryturę.

O ile decyzji Vedrana Corluki i Danijela Subasicia można było się wcześniej spodziewać, to pożegnanie z reprezentacją Mario Mandzukicia było już zaskoczeniem. Od razu wszyscy zaczęli się obawiać, że także Luka Modrić mógłby zrezygnować z dalszej gry w kadrze. Ale myślę, że poza tym więcej pożegnań z kadrą już być nie powinno, przynajmniej do najbliższego Euro. Nawet Modrić może jeszcze zagrać na tych najbliższych mistrzostwach Europy, bo przecież teraz, w wieku 33 lat, grał tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Mamy jednak kim zastąpić te doświadczone gwiazdy.

Myśli Pan, że np. taki Andrej Kramarić poradzi sobie z zastąpieniem Mario Mandżukicia?

Mam świetne zdanie na temat Kramaricia. Dla mnie to nawet lepszy technicznie zawodnik, niż Mandzukić. Tyle tylko, że Mario dawał tej drużynie coś ekstra, coś innego. Nie boję się jednak tych zmian w kadrze, bo kiedy dokonywać zmiany pokoleniowej, jak nie w takim momencie.

Rozmawiała Justyna Krupa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tibor Halilović: Po mundialu, jak każdy Chorwat, stałem się droższym piłkarzem [WYWIAD] - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska