https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To od zawsze najsłynniejsza restauracja Krakowa. Od skandalu się zaczęło, czyli historia słynnej uczty u Wierzynka

Magdalena Domańska-Smoleń
Restauracja Wierzynek, Rynek Główny 16. O jej historii opowiada nam Karol Palion.
Restauracja Wierzynek, Rynek Główny 16. O jej historii opowiada nam Karol Palion. Wojciech Matusik
Historia restauracji w kamienicy przy Rynku Głównym 16 sięga… 1947 roku. Podobno pomysł na nazwę „Pod Wierzynkiem” podsunął pierwszemu właścicielowi dr Jerzy Dobrzycki, ówczesny dyrektor Muzeum Historii Miasta Krakowa – mówi Karol Palion, pasjonat historii, twórca bloga „Z widelcem wśród książek”.

Bywając na krakowskim Rynku, przy kamienicy Morsztynowskiej, często słyszę wśród turystów: „O zobacz, to ta restauracja, w której Wierzynek wydał swą słynną ucztę w 1364 roku”. Chyba jednak nie tu?

Oczywiście, że nie. Restauracja w tym miejscu została założona w 1947 roku. Nazwa nawiązuje do wydarzeń, które miały miejsce w Krakowie i nazwiska najprawdopodobniej rajcy krakowskiego, który zorganizował ucztę. Więc z pewnością nie jest to miejsce działające nieprzerwanie od XIV wieku. Choćby dlatego, że restauracja to jest wynalazek dziewiętnastowieczny. Co więcej – Wierzynek swą ucztę przygotował najprawdopodobniej jednorazowo. Nigdy nie zajmował się prowadzeniem gospody czy restauracji.

W takim razie gdzie i kiedy więc odbyła się sławna uczta u Wierzynka i z jakiej okazji? A może się nigdy nie odbyła?

Uczta najprawdopodobniej się odbyła. O tym, że człowiek o nazwisku Wierzynek był w jakiś sposób powiązany ze zjazdem monarchów w Krakowie i sławnej uczcie – wiemy z przekazów Jana Długosza. Problem z Długoszem jest jednak taki, że nie zawsze to, co pisał było do końca zgodne z prawdą – czasami zmyślał, czasami upiększał. O wydarzeniach roku 1364 pisał przecież sto lat później. Więc być może Jan Długosz opierał się na jakiś ustnych przekazach mieszkańców Krakowa?


Fot. POLONA


Może w „krakówku” długo wspominano zjazd monarchów i innych dostojników, bo podobno wszystko zaczęło się od skandalu dyplomatycznego?

Zacznijmy od tego, że być może Długosz trzy zjazdy, które odbyły się w Krakowie w latach 1363–1364, połączył w jeden wielki zjazd i stąd „wielka uczta u Wierzynka”. Monarchowie, o których opowiem za chwilę, przewinęli się przez Kraków, ale nie wszyscy naraz. I faktycznie, żeby zrozumieć po co były te zjazdy, trzeba zacząć od skandalu, który wydarzył się przed rokiem 1364. Otóż Cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego i jednocześnie król czeski - Karol Luksemburski przyjął na audiencji posłów węgierskich i wyraził się obelżywie o matce króla węgierskiego - Ludwika Andegaweńskiego.

Nie będziemy cytować, jak ją nazwał?

Są różne tłumaczenia, więc lepiej nie. Niemniej zrobił się z tego wielki skandal dyplomatyczny. Stosunki między Węgrami a Czechami się bardzo zaogniły. Żeby nie doszło do rozlewu krwi, spór ten postanowił załagodzić papież Urban V. Wysłał do zwaśnionych monarchów swojego nuncjusza. Udało mu się załagodzić spór i doprowadzić do załatwienia sprawy przez sąd arbitrażowy. Na arbitrów wyznaczono księcia świdnickiego Bolka Małego, ostatniego suwerennego władcę na Śląsku i stryja Anny, niedawno zmarłej trzeciej żony cesarza oraz króla polskiego Kazimierza Wielkiego, brata znieważonej węgierskiej królowej matki. Przy okazji też, co ważne dla całej historii uczty u Wierzynka, papież postanowił zabawić się w swata.

Dlaczego to takie ważne?

Bo zeswatał świeżo owdowiałego cesarza z wnuczką Kazimierza, księżniczką słupską Elżbietą. A ślub odbył się w Krakowie. Zaproszona została na niego cała ówczesna „śmietanka”. Gospodarzem wesela był Kazimierz Wielki. Wydarzenie odbyło się w 1363 roku. Trwało dwadzieścia dni, podczas których dla pospólstwa wystawiono na ulicach beczki z winem, a wielcy państwo zabawiali się turniejami rycerskimi, tańcami i bankietami. Nad przebiegiem uczt, jak pisze Długosz, czuwał niejaki Wierzynek…

Ale władcy Czech i Węgier nie byli jeszcze wtedy pogodzeni?

Nie byli. Dopiero w grudniu 1363 roku do Krakowa przyjechał Bolko Mały, żeby wspólnie z Kazimierzem Wielkim, jako arbitrzy, ostatecznie rozstrzygnąć spór Karola z Ludwikiem. Wydaje się, że w tym samym czasie był w Krakowie również król Duński – w zupełnie innej sprawie. I to był ten drugi zjazd. Władcy Czech i Węgier ostatecznie pogodzili się w Krakowie we wrześniu 1364 roku podczas trzeciego zjazdu.

Czyli nie wiemy co na tych zjazdach, czy też, jak podaje Długosz, jednym zjeździe podawano i czy monarchowie bawili się 12 dni – jak głosi legenda?

12 dni mógł trwać cały zjazd. Przecież nie po to władcy jechali do Krakowa dwa tygodnie, żeby zostać tu dzień czy dwa. Jakaś większa uczta mogła być jednym z punktów rozbudowanego „programu rozrywkowego”. Monarchowie byli przede wszystkim gośćmi króla, byli zakwaterowani na Wawelu i na zamku jadali. Uczta była jednorazowym wydarzeniem, kiedy miasto chciało pokazać się z jak najlepszej strony.

A co jedli? Znalazłem ciekawostkę. Guillaume de Machaut, francuski kompozytor i poeta, który na uczcie nie był, ale mógł mieć relację „z pierwszej ręki”, napisał wiersz. Przetłumaczyłem fragment ze starofrancuskiego tak:

Jakże ich tam ugoszczono,
Napojono, nakarmiono!
Chlebem, winem, wołowiną,
Rybą, ptactwem i zwierzyną,
Wszelkim jadłem, co kto lubi.
A kto o to pyta – głupi,
Bo tu nie ma o co pytać:
Tego nie da się opisać –
Tak wspaniale ich przyjęto!


Czyli monarchowie się bawili doskonale. I dziś nieważne czy na jednym, czy na trzech zjazdach. Ale wróćmy do samego Wierzynka. Wiemy kim był?

Mikołaj Wierzynek.
Mikołaj Wierzynek.
POLONA

Jan Długosz wspomina o Wierzynku, który przyjechał do Krakowa z Norymbergi. I rzeczywiście taki Wierzynek istniał. Nie nazywał się Mikołaj Wierzynek, tylko Nikolaus Wirsing - dopiero z czasem jego potomkowie spolszczyli to nazwisko. I nie mógł zorganizować uczty, bo zmarł w 1360 roku. Być może był to któryś z jego potomków, ale Jan Długosz nie podaje imienia. Najprawdopodobniej mógł to być Mikołaj Wierzynek junior – syn przybysza z Norymbergi. „Młodszy" Wierzynek był rajcą krakowskim. I poza tym, że być może był organizatorem słynnej „uczty” nie zapisał się na kartach historii naszego miasta niczym szczególnym. Prawdopodobnie jako bogaty kupiec miał w Krakowie więcej niż jedną nieruchomość. Ale gdzie się odbyła uczta? Tego nie wiemy. Możemy jedynie domniemywać, że była to prestiżowa lokalizacja – przy Rynku Głównym. Ale czy 16? Popatrzymy na obraz Jana Matejki „Uczta u Wierzynka”. Ewidentnie wyobrażał sobie, że uczta odbyła się na linii A-B, a nie E-F.


Uczta u Wierzynka Jana Matejki z 1877 roku.
Uczta u Wierzynka Jana Matejki z 1877 roku.
Fot. Polona


Przejdźmy do roku 1947… Kto założył w kamienicy Morsztynowskiej „Wierzynka”?

Kazimierz Książek. Pomysł na nazwę podobno posunął mu Jerzy Dobrzycki, dyrektor Muzeum Historii Miasta Krakowa. Książek jednak zaraz po otwarciu miał pecha, bo restaurację znacjonalizowano i przekształcono w Państwowe Przedsiębiorstwo Turystyczno-Gastronomiczne Wierzynek.

W PRL restauracja „Wierzynek” była synonimem staropolskiego luksusu?

Jakiś czas na pewno tak. Przypomnieć trzeba, że w Krakowie w tym czasie nie było zbyt wiele dobrych restauracji. Te „lepsze” działały głównie przy hotelach. Więc Wierzynek był w czasach PRL najlepszym lokalem w Krakowie, bo po prostu nie było konkurencji.

Dlatego to pewnie tu jadały takie sławy jak rodzina Kennedych czy George Bush…

Dokładnie tak. Jeżeli pojawiali się w Krakowie zagraniczni turyści, czy delegacje z innych krajów, to zapraszani byli do Wierzynka właśnie. Oprócz Kennedych czy Busha, w Wierzynku gościli też Fidel Castro czy Jawaharlal Nehru – premier Indii. Ten ostatni zresztą sprawił restauracji nie lada kłopot, bo okazał się… wegetarianinem. A restauracja znana była przede wszystkim z dań z dziczyzny.

Po latach osiemdziesiątych restauracja zaczęła podupadać. Szerzyła się tam korupcja, niszczono dokumentację, śledztwo ciągnęło się latami. Aż w końcu dopiero w 2002 roku skazano byłego dyrektora za niegospodarność. W zawieszeniu na dwa lata. W międzyczasie – w roku 2000 – restauracje przeszła w prywatne ręce. Kupił ją dla żony Janusz Filipiak, założyciel Comarchu i jeden z najbogatszych ludzi w Polsce.

Wierzynek w latach osiemdziesiątych.
Wierzynek w latach osiemdziesiątych.
Fot. NAC



Dziś Wierzynek to przyzwoita restauracja, ale trudno jej szukać w słynnym przewodniku Michelin…

Ale jest za to w innym przewodniku - „1,000 Places to See Before You Die”, czyli „Tysiąc miejsc, które musisz zobaczyć, zanim umrzesz”. To taki przewodnik dla snobów po najdroższych na świecie hotelach, restauracjach i innych pułapkach na turystów.



Karol Palion, pasjonat historii, szczególnie kulinarnej, twórca bloga „Z widelcem wśród książek”. Swoją przygodę z historią zaczynał jako wikipedysta. Dziś na swoim blogu przytacza ciekawostki, mity i anegdoty związane z dziejami polskiej kuchni, aby następnie sprawdzić, ile jest w nich prawdy.

















emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kulinaria

Polecane oferty
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska