Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To takie normalne: uratować swoją siostrę

Redakcja
Paulina Smagacz i Karolina są sobie najbliższe na świecie. Dlatego, kiedy pędził na nie samochód, Paulina nie wahała się ani chwili i ratowała siostrę. O sobie nie myślała
Paulina Smagacz i Karolina są sobie najbliższe na świecie. Dlatego, kiedy pędził na nie samochód, Paulina nie wahała się ani chwili i ratowała siostrę. O sobie nie myślała fot. Robert Gąsiorek
Paulina Smagacz z Pogórskiej Woli pod Tarnowem została Człowiekiem Roku „Gazety Krakowskiej”. Uratowała siostrzyczkę, ale sama zapłaciła za to bardzo wysoką cenę.

Podobno najsilniejszy w człowieku jest instynkt samozachowawczy. To on pozwala nam przetrwać, działa błyskawicznie i ratuje, gdy zagrożenie pojawia się nagle. Człowiek nie myśli, nie analizuje, nie rozważa, tylko działa automatycznie. No i ten właśnie instynkt powinien był ostrzec Paulinę: uciekaj, zbliża się niebezpieczeństwo! Tylko że u niej zadziałał inaczej. Bo zamiast ratować swoje życie, ona ratowała siostrę.

Nic nie czuła
Kiedy się ocknęła, leżała na chodniku. Nogi miała przygniecione samochodem. Ale nie czuła bólu. Ani strachu. W zasadzie nic nie czuła. Rozglądała się tylko za Karoliną, chciała się upewnić, czy siostrze nic nie jest. Dookoła było już pełno ludzi, przybiegły pielęgniarki z pobliskiego ośrodka zdrowia, zbiegli się sąsiedzi. Pamięta ruch, pośpiech, zamieszanie.

Jedna z kobiet - może ta, która spowodowała wypadek, albo jakaś inna, strasznie krzyczy. Ludzie podnoszą samochód i już jest karetka, sanitariusze, już biorą ją na nosze, wiozą do szpitala.

Druga mamusia
Najbardziej pod słońcem Paulina Smagacz kocha swoją młodszą siostrzyczkę Karolinę.

Miała 14 lat, kiedy mała przyszła na świat. Więc była dla niej taką drugą mamusią. Opiekowała się Karolką, gdy ta była niemowlakiem, i później, gdy podrosła, prowadziła ją do szkoły, pomagała odrabiać zadania. Razem chodziły na spacery, razem na plac zabaw.

Na zakupach jedna doradza drugiej: weź to, w tym ci ładnie, a tego nie kupuj. Lubią grać w planszówki. Albo po prostu siedzieć sobie, gadać i zaśmiewać się z byle czego.

Nierozłączne jak papużki.

Te auta się nie miną
Był maj. Dochodziła godz. 10. Dzień raczej pochmurny, ale nie padało ani nie było mgły. Warunki drogowe dobre. Tego dnia Karolina szła doszkoły napopołudniową zmianę. Mama chciała ją nawet odprowadzić, ale Paulina powiedziała: Nie trzeba, idź dopracy, ja mam wolny dzień, zajmę się siostrą.

Zjadły śniadanie, bez pośpiechu, ubrały się, wyszykowały. Wszystko jak zawsze, od lat tą samą drogą. Żadnych znaków z góry, złych przeczuć. Wyszły o normalnej porze. Do szkoły jest bliziutko, parę minut wystarczy, aby dotrzeć na miejsce.

Chodnika nie było, właśnie go robili, więc pobocze było rozkopane. Doszły do skrzyżowania i planowały przejść na drugą stronę ulicy, kiedy Paulina zobaczyła zbliżające się samochody.

Jeden z nich pędził jak szalony, środkiem drogi. Kobieta za kierownicą (pijana, jak się później okaże) nie zważała na nic: zignorowała znak stop, ustąp pierwszeństwa, progi zwalniające. Paulina wiedziała już, że auta nie zdążą się minąć.

Wszystko działo się w ułamku sekundy, ale jakby w zwolnionym tempie: światła samochodu są coraz bliżej i bliżej, pędzą prosto w ich stronę, więc mocno, z całej siły odpycha Karolinę.

Już wiedziałam, że nie będzie dobrze. Nie czułam nóg. Ale dotarło to do mnie po operacji, kiedy musiałam usiąść na wózku

A ja nie zapominam...
Grażyna Smagacz wierzy, że co komu jest pisane, to go spotka. Przed przeznaczeniem człowiek nie ucieknie. Tak już jest. A mimo to wyrzuca sobie: że to ona mogła tamtego dnia odprowadzić córkę do szkoły. Że wtedy wszystko byłoby inaczej, że tamto by się nie wydarzyło.

- Jakby człowiek wiedział, że się przewróci, toby sobie usiadł - mówi na to Paulina. - Ja już nawet mam tak, że czasami nie pamiętam o tym, co się stało.

- A ja nie, ja nie zapominam ani na chwilę - mówi wolno pani Grażyna. - Wieczorem, gdy się kładę spać, mam to przed oczami. Gaszę światło, popłaczę sobie i dopiero zasypiam. Tamta kobieta tak strasznie skrzywdziła moje dziecko. A przecież sama ma dzieci. Nie wiem, co bym jej powiedziała, co bym zrobiła, gdybym ją spotkała...

Była w pracy, kiedy zadzwonił telefon. Jakiś nieznany numer, więc pierwszego połączenia nie odebrała. Dopiero za drugim razem postanowiła dowiedzieć się, czego ten ktoś od niej chce. Dzwonił sąsiad, mówił, że córki miały wypadek. Że Paulina ma chyba złamaną nogę, ale młodszej nic nie jest.

- Gdy przyjechałam, była już karetka - opowiada pani Grażyna. - Dziewczynki leżały na noszach. Wtedy jeszcze myślałam, że nie jest tak źle, że to tylko złamana noga.

- A ja już wiedziałam, że nie będzie dobrze - mówi Paulina. - Nie czułam nóg. Ale tak naprawdę dotarło do mnie, że nie będę chodzić po operacji: okazało się, że nie mogę się ruszać. Najtrudniej było, kiedy musiałam usiąść na wózku.

Lekarz wyjaśnił jej obrazowo, co się stało: dolne kręgi wyglądają tak, jakby ktoś wsadził tam bombę i ta bomba eksplodowała. Odłamki powbijały się w rdzeń kręgowy.

Ćwiczę. Tak to sobie ustawiłam w głowie, że trzeba ćwiczyć. Przecież się nie załamię. Zawsze jest nadzieja

Najlepszy człowiek
Karolina upadła na żwir. Miała rozciętą głowę, wstrząs mózgu. Przez miesiąc nie widziała siostry, lekarze radzili wstrzymać się z odwiedzinami. Aż minie trochę więcej czasu. Bo czas, podobno, leczy rany.

Karolina dopytywała mamę: dlaczego Paulinka nie chodzi? To przeze mnie?

Ale szybko doszła do siebie. Dziś nie pamięta już o wypadku.

Przed chwilą właśnie wróciła ze szkoły z koleżanką. Wparowały do pokoju Pauliny i pierwsze, co zrobiły, zanim jeszcze zdjęły kurtki, czapki i szaliki, to wskoczyły jej do łóżka, wyściskały, wyprzytulały.

-Jeśli mogę się wypowiedzieć, to Paulina jest najlepszym człowiekiem na świecie - zagaja rezolutnie Kamila. - I z tego, co wiem, to najbardziej kocha Karolinę. Też bym chciała mieć taką siostrę.

- No przecież masz mnie - mówi Paulina, a oczy zachodzą jej mgiełką wzruszenia.

- Ale dlaczego ty płaczesz, no, nie płacz!

- Oj tam, oczy mi się pocą.

- A może w tym domu jest cebula! Już wiem, to dlatego płaczesz - woła Kamila, i wszystkie się śmieją.

Eee tam, każdy by tak zrobił
Paulina jeździ z rehabilitacji na rehabilitację. Jeden obóz, drugi, kolejny, po kilka tygodni nie ma jej w domu. Tęskni wtedy za mamą, siostrą.

Za to kiedy wraca, trudno jej na nowo przywyknąć do domowej rzeczywistości, odzwyczaić się od ustalonego rytmu dnia, jaki panuje w ośrodkach: śniadanie, obiad, kolacja, zabiegi, o określonych porach.

Dwa razy dziennie ćwiczy w domu pod okiem rehabilitanta. Nie trzeba jej namawiać.

- Córka jest zawzięta i bardzo dzielna - mówi Grażyna Smagacz. - Nie poddaje się. Cały czas ćwiczy, nieważne, czy ją coś boli, czy nie. Najchętniej, to by dzień i noc ćwiczyła, bez przerwy. A przecież musi odpoczywać, bo to duże obciążenie dla kręgosłupa.

Rehabilitanci ją chwalą. Już potrafi sama stanąć z balkonikiem.

- Ale ja nie mogę na to patrzeć, wychodzę z pokoju. Boję się, że się przewróci, upadnie, że coś sobie zrobi.

Trudno powiedzieć dlaczego - może przez skromność - ale Paulina strasznie się wzbrania, żeby mówić o tym, co zrobiła, że to bohaterstwo, wielka sprawa, coś nadzwyczajnego.

I jest na przykład tak:

- Paulinko uratowałaś siostrę - mówi mama.

- Eee tam, dobra już, cicho - ucina Paulina. - Każdy by tak zrobił.

Otóż nie każdy. Mało kto.

Tak już człowiek jest skonstruowany, że kieruje nim instynkt samozachowawczy. A ten jest egoistyczny, mówi: chroń siebie, patrz na swoje dobro, nie narażaj się. Ale w przeciwieństwie do zwierząt, u człowieka istnieje też system wyższych wartości.

- U Pauliny okazał się on silniejszy niż instynkt - mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny. - Dla wartości wyższej, jaką było bezpieczeństwo siostry, gotowa była poświęcić własne życie. Tak silne działanie ochronne spotyka się również u matek, za wszelką cenę chroniących swoje potomstwo.

I dodaje:

- Ludzie, którzy trafiają na wózek inwalidzki, przeżywają ogromne frustracje, często mają myśli samobójcze. Ale Paulina nie powinna być nieszczęśliwa. Jej kalectwo ma głęboki sens, uzasadnienie. Wiele poświęciła, ale nie poszło to na marne: uratowała przecież życie siostry.

Lepsze i gorsze dni
Kiedy Paulina opowiada o wypadku, płacze. Łzy jakoś tak same lecą jej po policzkach. A gdy już zaczną lecieć, trudno je powstrzymać.

Zawsze była wesołą dziewczyną, pogodną, pozytywnie nastawioną do życia. Dużo się śmiała. I teraz też potrafi się śmiać. Nie traci hartu ducha.

- Wiadomo, że jest ciężko - przyznaje. - Są lepsze dni i gorsze. Różnie bywa. Może to zależy od pogody? - zastanawia się. - Nieraz sama chciałabym gdzieś pójść, a nie da się. Pojeździć na rowerze, wyjść na pole, kiedy jest ładna pogoda - też nie mogę...

Milknie na chwilę.

- Czasem wszystko się przypomni i sobie popłaczę - mówi. - Ale mija. Bo co mam robić? Załamać się? Przecież się nie załamię. Co chwilę ktoś mnie odwiedza i dzień zlatuje. Ćwiczę. Tak to sobie ustawiłam w głowie, że trzeba ćwiczyć.

Nadzieja jest zawsze.

***

Plebiscyt Ludzie Roku
Redakcja „Gazety Krakowskiej” honoruje Ludzi Roku Małopolski od 24 lat. Ideą plebiscytu jest nagradzanie osób nieprzeciętnych, którzy zmieniają naszą rzeczywistość na lepsze. Paulina została nagrodzona za odruch serca, za bohaterstwo chwili i uratowanie życia młodszej siostrze przed rozpędzonym samochodem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska