Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To Wieniawa-Długoszowski czuwał przy łożu marszałka, gdy ten konał

Andrzej Ćmiech
Życzliwość dla ludzi, prawość, szczerość oraz niepohamowany humor jednały mu wszystkich. Antoni Słonimski pisał o nim, że był ulubieńcem „Cezara” oraz bożyszczem wszystkich Polek.

Bolesław Wieniawa Długoszowski miał iście ułańską fantazję. Psioczył na nią nawet sam marszałek Piłsudski. Ciskając czapką, krzyczał pod adresem swojego adiunkta: „Nieszczęście z tym Wieniawą, mógłby być ambasadorem, mężem stanu, a on nic, tylko mnie nudzi, że chce szwoleżerami dowodzić”. Jednocześnie bobowianin był ulubieńcem marszałka, który miał w nim oparcie nawet w ostatnich godzinach życia, bo Wieniawa czuwał przy jego łóżku w godzinach agonii.

Bobowa, potem Nowy Sącz

Bolesław Długoszowski przyszedł na świat w lipcu 1881 r. w Maksymówce koło Stanisławowa. Gdy miał sześć lat, rodzina Długoszowskich przeniosła się do majątku w Bobowej. Stąd młody Bolesław wyjeżdżał na nauki w gimnazjum jezuickim w Chyrowie i Wyższym Gimnazjum w Nowym Sączu. Stąd też w 1900 r. udał się na studia medyczne na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, które zakończył tytułem doktora wszech nauk lekarskich.

W 1907 r. wyjechał najpierw do Berlina, a potem do Paryża, gdzie pobierał nauki w Akademii Sztuk Pięknych. Tu po raz pierwszy spotkał Józefa Piłsudskiego, propagującego podczas odczytów utworzenie polskich sił zbrojnych. Spotkanie z nim spowodowało metamorfozę u beztroskiego pisarza i malarza. W jednym z listów do brata napisał krótko: „czuję się żołnierzem - znalazłem wodza”. Od tego czasu pozostał mu wierny, aż do śmierci.

W lipcu 1914 r., przewidując wybuch wojny, opuścił Francję i powrócił do Bobowej. Tu zastał go rozkaz komendanta polecający stawić się na krakowskich Oleandrach, by formować oddziały. Po krótkim szkoleniu był wśród 160 legionistów, którzy jako 1. Kompania Kadrowa przekroczyli granice Królestwa Polskiego z zadaniem wywołania tam powstania. Jako piechur walczył w legionach do 10 sierpnia 1914 r. Wtedy to po zarekwirowaniu konia zgłosił się do rotmistrza Władysława Beliny-Prażmowskiego, tworzącego 1. Pułk Ułanów Legionów Polskich. I już jesienią 1914 r. został dowódcą 1. plutonu w 1. szwadronie, otrzymując awans na porucznika.

Legionowy adiutant

Jako ułan Długoszowski walczył w Legionach do sierpnia 1915 r., kiedy to na rozkaz Piłsudskiego miał tymczasowo porzucić służbę w kawalerii i towarzyszyć mu, jako oficer ordynansowy, w Warszawie na spotkaniach z przedstawicielami obozu niepodległościowego. Musiał ze swej roli wywiązać się wzorowo, gdyż we wrześniu 1915 r. został oficjalnie mianowany adiutantem Piłsudskiego.

Stanowisko to oznaczało łączenie działalności o charakterze politycznym, organizatorskim z wykonywaniem zadań na pierwszej linii frontu. Gdy podczas boju pod Kostiuchnówką w lipcu 1916 r. huraganowy atak artylerii rosyjskiej zniszczył wszystkie połączenia telefoniczne i nie można było nawiązać kontaktu z tzw. redutą Piłsudskiego, a wszyscy wysłani gońcy wracali, nie mogąc dotrzeć tam pod morderczym ogniem, Piłsudski zdecydował się wysłać Wieniawę.

Świadkowie tych wydarzeń pisali potem: „wszyscy zdawali sobie sprawę, że tylko on może wykonać to zadanie, ale może też nie wrócić z wyprawy”. Mimo ciężkiego ostrzału, Wieniawa doręczył rozkaz Berbeckiemu i wrócił z meldunkiem sytuacyjnym dotyczącym położenia pułku. Relacjonując ten fakt we wniosku o nadanie Virtuti Militari, Janusz Głuchowski pisze, iż zrobił to z właściwą sobie brawurą, odwagą i poczuciem żołnierskiego obowiązku. Natomiast Piłsudski podsumował rzecz stwierdzeniem: „Za to go lubię, że gdy był mus, mogłem na niego liczyć”.

Podczas kryzysu, jak i inni, odmówił złożenia przysięgi, jednak pozostawiono go na stanowisku zastępcy dowódcy pułku. Dopiero gdy samowolnie objął dowództwo 1. Pułku Ułanów Wojsk Polskich im. Józefa Piłsudskiego, został wcielony do armii austriackiej i zdegradowany do stopnia szeregowego.

Pierwszy ułan, dyplomata

W listopadzie 1918 r. podjął służbę u boku Piłsudskiego, zostając jego pierwszym adiutantem osobistym. Stanowisko to wymagało taktu, dyskrecji i inteligencji, ale też zdolności dyplomatycznych. To on prowadził rozmowy z dowódcami jednostek, a w czasie przewrotu był łącznikiem między prezydentem Wojciechowskim a Piłsudskim. Brał też udział w słynnym spotkaniu na moście Poniatowskiego.

Jego udział w przewrocie majowym nie tylko był znaczący, ale w świetle najnowszych badań wręcz pierwszoplanowy. Wieniawa-Długoszowski należał bowiem do ścisłego kierownictwa akcji. Dojście piłsudczyków do władzy pociągnęło za sobą awanse wielu z nich. Długoszowski, mimo nalegań, nie włączył się do tworzenia nowych władz.

Piłsudski ponawiał jednak wysiłki i według wspomnień Józefa Becka odmowy Długoszowskiego doprowadzały marszałka do wybuchów gniewu. Spełniając jego prośbę, komendant powierzył mu dowództwo 1. Pułku Szwoleżerów. W tym okresie Wieniawa aktywnie uczestniczył w życiu kulturalnym stolicy.

Dzięki temu już za życia został otoczony legendą. O nim to znany poeta okresu międzywojennego Antoni Słonimski pisał: „ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek”. Jego życzliwość, prawość, szczerość, jeździecki talent oraz niepohamowany humor jednały mu wszystkich. Począwszy od marszałka Józefa Piłsudskiego, po szatniarza w restauracji „Ziemiańskiej”.

Miarą jego popularności w tym czasie była anegdota krążąca po Warszawie, w której panienka, napotykając idącego z Wieniawą Józefa Piłsudskiego, pytała koleżankę, „kim jest ten starszy Pan, z którym idzie Wieniawa?”.

Do legendy przeszły jego wybryki podczas przyjęć. Inna sprawa, że te, które krążyły o nim po Polsce, miały w sobie jedynie ziarno prawdy, jak ta o wjeździe na koniu do warszawskiej restauracji „Adria”. Trzeba jednak uznać, iż przejazd przez centrum Warszawy dorożką w czapce woźnicy, z woźnicą siedzącym z tyłu w czapce generalskiej, był przejawem frywolnego zachowania. W 1932 r. objął dowództwo 1. Brygady Kawalerii. Wiązało się to z awansem do stopnia generała brygady.

Zmierzch kariery

Śmierć marszałka Józefa Piłsudskiego była dla niego osobistą tragedią. Gdy wódz był już nieprzytomny, Wieniawa czuwał przy jego łożu śmierci, będąc obecny również przy jego zgonie 12 maja 1935 r. Z ramienia prezydenta Ignacego Mościckiego to właśnie on został osobą odpowiedzialną za przygotowanie pochówku na Wawelu, a podczas jego trwania dowodził reprezentacją pułków kawalerii.

Po śmierci Józefa Piłsudskiego Wieniawa-Długoszowski stopniowo był odsuwany na dalszy plan. 14 maja 1938 r. nadeszła chyba najsmutniejsza dla niego chwila, musiał rozstać się z wojskiem. Potem został ambasadorem Polski we Włoszech. Dał się poznać jako doświadczony dyplomata. Po rozpoczęciu agresji hitlerowskiej przesyłał do kraju cenne raporty o sytuacji w Rzymie.

Tu też we wrześniu 1939 r. zastała go wiadomość o wyznaczeniu go przez internowanego Ignacego Mościckiego na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Niestety, ze względu na brak zgody Francji na tę nominację, jego kandydatura upadła. Po klęsce Polski piastował nadal stanowisko ambasadora. Otoczył opieką uchodźców i podjął interwencję w sprawie uwolnienia profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Tylko dzięki niemu placówka ambasady polskiej w Rzymie istniała jeszcze przez osiem miesięcy po upadku Polski. Po likwidacji ambasady udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie 1 lipca 1942 roku popełnił samobójstwo. Jego prochy w 1990 r. zostały sprowadzone do Polski i pochowane na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska