Przy dobrej pogodzie widać stąd Babią Górę, szczyty Tatr i dachy miejskich zabudowań. Przy dobrej wyobraźni można dostrzec, jak przy zbiorach winogron pracują benedyktyni, uwijają się robotnicy Potockich, królewscy parobkowie na Wawelu. A nawet to, jak starszy brat wychodzi o poranku z kamedulskiego eremu, poprawia habit i sprawdza, czy owoce aby gotowe do zbiorów. Czy już jest ten czas.
Pierwsze wino z owoców zebranych na stokach Srebrnej Góry można było pić w 2012 roku. Kiedy Mirek Jaxa mówi o jego smaku i zapachu, używa słowa terroir. Terroir znaczy siedlisko. Czyli wszystkie okoliczności, uwarunkowania, zarówno te z powietrza i ziemi, które potem będzie można wyczuć w kieliszku. A gleby tu wapienne, typowe dla Jury Krakowsko-Częstochowskiej, niepowtarzalne. - To bardzo mocne piętno, które nadaje charakter naszej linii. Są w niej wina pachnące solą, polskim sadem, wapienną glebą, minerałami - wylicza. - Wreszcie naszymi emocjami, ludźmi, którzy tu pracują, i magią miejsca - rozgląda się dookoła z dumą, i choć może brzmi to górnolotnie, nie ma w tym żadnego banału.
Wina są ściśle związane z miejscem, gdzie powstają. Na 24 arach, południowych i południowo-zachodnich stokach, na których zatrzymuje się słońce, w dolinie Wisły. Mirosław Jaxa Kwiatkowski: - To jedna z największych winnic w Polsce. I na razie jedyna, która może na etykietach mieć nazwę Kraków. Znajduje się bowiem w granicach królewskiego miasta.
Źródło: Dziennik Polski