Ale jak pisze nasza dziennikarka, na dotowanej przez władze miasta wystawie zabrakło wszystkiego, czym także żył Kraków. Wspomnę choćby o proteście zorganizowanym przez stowarzyszenie „Nic on nas bez nas”, przeciwko przywróceniu strefy ograniczonego ruchu na Kazimierzu, gdy kilkadziesiąt osób zablokowało ruch w centrum. Albo kiedy mieszkańcy osiedla Na Wzgórzach protestowali przeciwko budowie drogi tuż pod oknami jednego z bloków. Wymieniać można sporo, zapominać nie powinniśmy. Niestety z jakichś powodów te - przecież także fotogeniczne - protesty nie znalazły się na wystawie, promowanej min. na miejskich przystankach. W zamian zobaczyliśmy wpisane w Bazylikę Mariacką proaborcyjne błyskawice, co przez część krakowian zostało uznane za prowokację. I to za nasze wspólne pieniądze, bo to właśnie one wsparły wystawę.
Rządzący naszym miastem lubią dużo mówić o tolerancji i dialogu. Słyszmy raz po raz, że „Kraków jest miastem otwartych bram”, że wszystko co się w nim dzieje, to „nasza wspólna sprawa”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że często to tylko deklaracje. Bo przecież - posługując się retoryką tolerancji i inkluzywności - jeśli plakat z proaborcyjnymi symbolami wpisanymi w ważny dla chrześcijan obiekt sakralny obraża choć jedną osobę, to powinniśmy się zastanowić, czy jego publikacja na opłacanych przez nas wszystkich nośnikach jest na pewno zasadna. No chyba, że chodzi o prowokację.
