Jasik tym razem był w nietypowej sytuacji.
- Był to bardzo emocjonujący mecz – zauważył. – Przysporzył wielu decyzji na przestrzeni 90 minut. W większości się one obroniły. Uważam, że zarządzanie meczem było niezłe. Po kilku latach spędzonych na poziomie ekstraklasy, choć z drugiego fotela, doświadczenie jest już spore. Nie sądzę, by okoliczności mnie przerosły. Odczucia mam dobre, bo wynik jest niezły. Jeden z asystentów – Łukasz Cebula był na słuchawkach, rozmawialiśmy z trenerem przed zmianami, przed kluczowymi decyzjami, cały czas był kontakt.
A tak Jasik ocenił mecz.
- Jesteśmy zadowoleni z punktu w kontekście tego, jak przebiegał mecz, ale na pewno ten remis nas nie cieszy, bo chcieliśmy wygrać, byliśmy nastawieni na zwycięstwo – mówi. - Byliśmy źli na siebie za to, jak potoczył się ten mecz przed przerwą. Z samej gry pierwsze 20 minut nie wyglądało tak, że Jagiellonia nas zepchnęła, ale potem dwa błędy strukturalne sprawiły, że daliśmy się przeszyć podaniami między wahadłowego, a środkowego obrońcę i straciliśmy dwa gole. Wyzwoliło to trochę niepewności. Bardzo dobrze zareagowaliśmy jednak po przerwie, po niej wyszliśmy nastawieni na odrabianie strat. Czuliśmy na ławce, że ta energia jest. Po fantastycznym strzale Fabiana Bzdyla zdobyliśmy bramkę kontaktową, apotem była kwestia, czy zdobędziemy wyrównującą i ewentualnie trzecią. Przy stanie 2:2 chcieliśmy dalej atakować, zdobyć trzecią bramkę, ale wiadomo z jakiej klasy przeciwnikiem się mierzyliśmy. Trzeba być z tego powrotu zadowolonym, gratulacje i brawa dla zawodników za odrabianie strat i podziękowania dla kibiców, którzy wspierali nas mimo niekorzystnego wyniku. Czuliśmy to wsparcie. Powiedziałem zawodnikom w przerwie, by nie stracili trzeciej bramki, bo nas trybuny poniosą do tego, by zdobyć gola na 1:2 i tak się stało. Remis z mistrzem Polski i według mnie z najlepszą drużyną w naszej lidze nie przynosi wstydu.
Cracovia nie chciała już kolejnego remisu, chciała wygrać, od początku zaskoczyć gości. Nic z tego jednak nie wyszło, bo to „Jaga” panowała na boisku.
- Intensywność była, ale spotkała się z jakością piłkarską Jagiellonii, która odparła nasze ataki – tłumaczy Jasik. – Jednak nasze bieganie, pressowanie cały czas rywala wzmogło jego zmęczenie. Widać było, że ta końcówka rywala sporo kosztowała. Było wiadomo, że po trzech dniach od meczu w Lidze Konferencji Europy nie będzie w stanie grać na pełnych obrotach przez 90 minut. Liczyliśmy na to, że druga połowa będzie pod nasze dyktando i tak było.
Inna Cracovia
W drugiej połowie, a zwłaszcza po godzinie gry widzieliśmy inną Cracovię niż przed przerwą. Co było kluczowe, by tak się stało?
- Zmiany podniosły drużynę – nie ma wątpliwości szkoleniowiec. - Wejście Fabiana, Ajdina, Biedzryckiego, Śmiglewskiego. To zmiany nas poniosły.
Debiutował w Cracovii Martin Minczew, bułgarski napastnik.
- Martin zagrał pierwszy mecz i nie było mu łatwo – mówi Jasik. – Ale mało brakowało do tego, by dał nam bramkę. Trzeba się cieszyć, że mamy szeroką kadrę, jakościowych zawodników na ławce. Jeszcze dwóch – trzech można było wpuścić i poziom by się zwiększył. Minczew wszedł na lewą „dziesiątkę”, gdy Mick van Buren był napastnikiem. Szukał sobie wolnych przestrzeni, nowemu zawodnikowi może zawsze łatwiej znaleźć miejsce w bocznym sektorze niż w środkowym.
Zmiana Jugasa
Tym razem nie było miejsca dla Jakuba Jugasa, zastąpił go Arttu Hoskonen.
- To była decyzja ze względów sportowych – tłumaczy trener Jasik. – Mamy innych zawodników, „Hosko” wszedł i „dźwignął” mecz. Zawodnik, który siedzi na ławce i widzi, że wynik jednego, drugiego meczu nie jest korzystny, to liczy na to, że wejdzie. Każdy chce grać. Dobra postawa „Hosko” została nagrodzona i dlatego znalazł się w składzie.
