Obudził go huk fajerwerków. Jeż ledwo uszedł z życiem
Prawie rok temu w Krynicy-Zdroju inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Krynicy-Zdroju otrzymali zgłoszenie, o jeżyku, który utknął w metalowej siatce ogrodzeniowej przy kortach tenisowych. Temperatura była kilka stopni poniżej zera, a zwierzak nie ruszał się.

Inspektorzy wraz ze strażnikami miejskimi przeprowadzili interwencję w ciągu 15 min. Okazało się, że jeż prawie się nie rusza.
- Zwierzę nie dość że włożył głowę w oczko metalowej siatki ogrodzeniowej, z której nie mogło się wydostać, to jeszcze weszło między metalową siatkę ogrodzeniową, a siatkę cieniującą zamontowaną na ogrodzeniu. Bez pomocy człowieka jeż nie miał by szans na przeżycie i umarłby w ogromnych cierpieniach - informują inspektorzy TOZ w Krynicy-Zdroju.
Jak przekazują inspektorzy, wcześniej w okolicy kortów były puszczane fajerwerki, które wybudziły jeża z hibernacji i doprowadziły do tego, że zbudzone i słabe zwierzę ratowało się ucieczką. Po bardzo szybkiej i sprawnej interwencji, która trwała niecałe 10 minut, jeżyk został umieszczony w transporterze na ciepłym owiniętym w koc termoforze i przewieziony do Lecznicy Weterynaryjnej ArsVet w Krynicy-Zdroju.
W czasie badania okazało się, że jeżyk miał około 21 tygodni, waży zaledwie 567 gramów! Był wychłodzony, wychudzony, ma liczne otarcia w okolicy pyszczka, łapek i znaczne zaczerwienienia w obrębie wewnętrznej strony ud i pachwin, co świadczyło o odmrożeniach, które w późniejszym czasie spowodowały martwicę ciała.

W badaniu kału stwierdzono jaja pasożytów. Z powodu złego stanu zwierzęcia odrobaczenie nie było możliwe. Rokowania były bardzo złe.
Walka o życie jeża uratowanego przez TOZ w Krynicy-Zdroju
Jeż to dzikie, prawem chronione zwierzę, które boi się ludzi. Tym samym leczenie takiego zwierzęcia i opieka nad nim są bardzo trudne, wymagają doświadczenia i dużej cierpliwości. Kilkukrotnie Towarzystwo kontaktowało się z ośrodkami, które pomagają jeżom, ale z uwagi na jego stan, nikt nie podjął się leczenia jeża.
- Walczyliśmy z licznymi ramami, odmrożeniami, obrzękami, brakiem apetytu, niedożywieniem i bólem. Walczyliśmy o każdy kawałek małego ciałka jeżolka, który musiał cierpieć przez ludzi pozbawionych sumienia i rozumu. Żeby uratować malucha nasza inspektor co kilka godzin karmiła i poiła jeża. Podawała leki, witaminy. Przez pierwsze 4 tygodnie codzienne zmieniała specjalistyczne opatrunki na ranach - relacjonują inspektorzy.
Jeż nigdy nie wróci do naturalnego środowiska
Rokowania były złe. Odmrożenia oraz rany na ciele i łapkach były tak duże, że doszło do obrzęków łapek, a później do martwicy. Udało się uratować trzy całe łapki. Wiktorek był rehabilitowany, łapki były masowane. Na lewą łapkę miał zrobionego bucika, który pozwolił mu nauczyć się chodzić od nowa.

Po leczeniu i rehabilitacji na łapce, która została bez paluszków, pogrubiał naskórek i wytworzyła się twarda podeszwa, na kikucie łapki, co utrudnia jeżolkowi poruszanie się. Z tego powodu decyzją lekarza weterynarii jeż nie mógł zostać przywrócony do natury.
Towarzystwo zwróciło się z wnioskiem do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i otrzymało zgodę na opiekę nad Wiktorkiem do końca jego życia. Przedstawili tę historię ku przestrodze.

- Mamy nadzieję, że historia Wiktorka zachęci ludzi do przemyślenia i odstąpienia od zakupu petard i fajerwerków na zawsze.
Koszty interwencji, leczenia opieki oraz utrzymania Wiktorka ponosił i ponosi nasz Oddział - dodają.
- Tak powstawała zapora w Rożnowie, która ratuje Sądecczyznę przed powodzią
- Akurat mieli przerwę. Nie mieli pojęcia, że robią im zdjęcia do Google Street View
- Kuba Wojewódzki odwiedził popularny kurort. Zachwyciła go Krynica-Zdrój?
- Wielkie otwarcie klubu Odnova w Nowym Sączu. Był tort i tłumy gości
- Tłumy na otwarciu lokalu Pizza Hut w Nowym Sączu
