Początkowo ratownicy nie stwierdzili na ich ciałach śladów porażenia. Mimo to śledczy zakładali, że najprawdopodobniej cała czwórka zginęła od pioruna. Teraz mają pewność.
- Nie robiliśmy sekcji zwłok, bo prosiła o to rodzina. Biegły patomorfolog dokonał oględzin zwłok w prosektorium - mówi Józef Palenik, prokurator rejonowy w Nowym Targu. Na ciałach były ślady wskazujące na działanie bardzo wysokiej temperatury. Mogły one być niewidoczne dla ratowników, bo znajdywały się pod ubraniami, m.in. na klatce piersiowej.
- Teraz możemy umorzyć postępowanie w sprawie śmierci tych osób i wydać pozwolenie na ich pochówek - informuje prokurator Palenik.
Czteroosobowa rodzina: 50-letnie małżeństwo, ich 21-letnia córka i jej 22-letni narzeczony - wyszli w góry w środę około godz. 13. Zamierzali przejść do wąwozu Homole w Małych Pieninach. W pensjonacie w Szczawnicy pozostawili 16-letniego syna. Gdy nie dotarli na miejsce po godz. 18, czyli w wyznaczonym czasie powrotu, syn zawiadomił służby ratownicze. Turystów poszukiwali GOPR-owcy oraz ich słowaccy koledzy, a także policjanci - w sumie ok. 80 osób. Zwłoki znaleziono w piątek 27 lipca rano w rejonie szczytu Durbaszka, 300 metrów od schroniska.
Dyrektor MORD-u chce ograniczyć ruch "elek" Przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!