- Odetchnął Pan? Wygrana z Orłem Iwanowice pozwoliła Proszowiance pozostać w grze. Sezon nie jest jeszcze stracony. A po ostatnich niepowodzeniach w meczach wyjazdowych (dwie porażki i remis - przyp. aut.) było tego blisko.
- Cały czas wierzyłem w tę drużynę. Pracuję z nimi i wiem, na co ich stać. Ostatnie wyniki nie były korzystne, ale wiem, gdzie popełniliśmy błędy. Uważam, że zabrakło nam odpowiedniej motywacji przed potyczkami z teoretycznie słabszymi rywalami. Byliśmy chyba zbyt pewni zwycięstw w tych trzech ostatnich meczach.
- Zostańmy jeszcze chwilę przy meczu z Orłem, bo rywale postawili poprzeczkę wysoko. Zaprezentowali się w Proszowicach lepiej niż Słomniczanka, która jest liderem tabeli.
- Tak było, ale trzeba powiedzieć, że straciliśmy dzisiaj dwie bramki przypadkowe. Rywale do przerwy oddali jeden strzał z rzutu karnego. W drugiej połowie naliczyłem tych strzałów dwa. W drugim przypadku piłka odbiła się od Pawła Skalskiego i po rykoszecie wpadła do naszej bramki.
- Wierzył Pan cały czas, że zespół wygra ten mecz. To rywale objęli prowadzenie, potem długo gra Proszowianki wyglądała mało przekonująco. Niby miała piłkę, ale mało z tego wynikało.
- Wierzyłem do końca w wygraną. W szatni w przewie powiedziałem, że jestem ostatnią osobą, która zwątpi w ich umiejętności. Wiem, jak pracujemy i to musiało przynieść efekt. W tej rundzie czołowe drużyny tej ligi nie są w stanie nam się przeciwstawić.
- Powiedział Pan, że o porażkach w ostatnich meczach wyjazdowych zdecydowało niewłaściwe podejście, nastawienie mentalne. Ale myślę, że też kartki i kontuzje dowiodły, że klubowa kadra jest po prostu wąska.
- Rzeczywiście na mecz z Przemszą Klucze wypadło nam czterech zawodników. To jest znaczący ubytek, bo chodziło o zawodników z podstawowego składu. Tych, którzy mieli ich zastąpić, zjadła trema.
- Zaskoczyła Pana wysokość kary za czerwona kartkę dla Kamila Macha?
- Tak, zdecydowanie.
- Cztery mecze przymusowej pauzy nie za jakiś brutalny faul, nie za obrazę sędziego, tylko za zwykłą pyskówkę między zawodnikami. Jak Pan sądzi, skąd tak surowe potraktowanie?
- Może wynika to z tego, że Kamil sam jest trenerem piłkarskim, prowadzi drużyny młodzieżowe. Jako taki powinien na boisku świecić dobrym przykładem. Być może dlatego ta kara jest tak duża.
- Ciągle nie mogą grać Michał Tyrka i Sławomir Jeziorek. Zobaczymy ich na boisku jeszcze w tej rundzie?
- Michała raczej nie. Stwierdzona u niego dolegliwość okazała się poważna. Sławek natomiast doszedł już do siebie po urazie głowy doznanym w meczu sparingowym z Kmitą Zabierzów. Niestety w pojedynku w Pilicy odnowiła mu się kontuzja nogi, z którą zmaga się jeszcze od jesieni. Dlatego nie mógł zagrać z Orłem. Od wtorku wraca jednak do zajęć.
- Już w niedzielę mecz z Bibiczanką. Jak wygląda sytuacja kadrowa?
- Poza Michałem i Sławkiem wszyscy są do dyspozycji. Do gry wraca też Kamil Mach.
- Wygrana w meczu z Orłem spowodowała chyba, że ten cel sportowy, o którym nikt w klubie głośno nie mówi, czyli awans do IV lig, ciągle jest realny. Remis tutaj oznaczałby praktycznie pożegnanie ze złudzeniami. W tej chwili mamy pięć punktów straty do Słomniczanki.
- Przede nami jest jeszcze siedem meczów. Siedem razy trzy to jest 21. Tyle jest punktów do zdobycia i tyle chcemy zdobyć.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 1. Dlaczego wychodzimy na pole?
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto