Dzień 27 lutego wydawał się sprzyjać zwycięstwu nad Chorwacją, która już nieraz ukazała swoją siłę, ale zajmowała dopiero czwarte miejsce w rozgrywkach grupy - po Norwegii, Francji i Polsce. Tego dnia dokonał się swoisty sąd nad drużynami pretendującymi do czołówki. Niemcy pokonali Danię, Francja uległa Norwegom, co otwarło dla Polski wielką szansę wejścia do półfinału rozgrywek, pod warunkiem, że wygrają z zespołem chorwackim, albo nawet przegrają z nim różnicą czterech goli.
Wyśmienita okazja wejścia Polaków do półfinału okazała się marzeniem ściętej głowy. Chorwaci rozpoczęli grę ładując w polską bramkę gol po golu. Musi coś mówić fakt, że pierwszy gol został zdobyty przez Polaków dopiero po ośmiu minutach gry, a w drugiej połowie dopiero po dziesięciu, podczas gdy Chorwaci wrzucali nam piłkę na każde swoje życzenie, zyskując już w pierwszej połowie gry pięciopunktową przewagę, a w drugiej dokonali prawdziwej egzekucji, zwyciężając 37 do 24, co zapewniło im wejście do półfinału rozgrywek.
W prawdziwym sporcie piękne i ciekawe jest to, że zawsze można podnieść się z kolan i wygrać
Obraz tej gry można porównać tylko do największych klęsk w historii wojen, jak przegrana Greków z perską armią pod Termopilami w 480 roku przed Chrystusem, albo podobny pogrom Hannibala przez wodza Imperium Rzymskiego Scypiona Afrykańskiego w bitwie pod Zamą w 202 r. przed Chrystusem, który zadecydował o klęsce Kartaginy w II wojnie punickiej.
Wspaniała gra Chorwatów w obronie odcięła skutecznie dostęp Polaków do ich bramki. Fantastyczne, szybkie i pomysłowe ataki Chorwatów, przy bezwolnej obronie polskich zawodników, były deserem dla kibiców, znających kunszt walki i umiejętności wykorzystania słabości przeciwników.
Polacy mieli niewątpliwie słaby dzień, zabrakło też niektórych graczy z powodu kontuzji, ale obraz gry był dla polskich kibiców żałosny. Nadzieje na awans do półfinału zgasły, polska drużyna zagra o siódme miejsce w turnieju.
Nie można powiedzieć, że nic się nie stało. Remis, przegrana jednym punktem, to się każdemu zdarza, ale to było potężne lanie, niemal gra na jedną bramkę. Niestety, tak bywa w sporcie i w życiu. Choć tak wielka porażka przynosi wstyd i upokorzenie, to przecież jeszcze wszystko przed nami. Przez tak długi czas właśnie ta drużyna pokazywała jak pięknie można wygrywać z najsilniejszymi, dlaczego teraz mielibyśmy się od niej odwrócić i nie życzyć jej nowych sukcesów, które - jestem przekonany - niebawem nastąpią.
W prawdziwym sporcie - to znaczy nie w tym, który jest podatny na korupcję i wygrana jest ustawiana według stawki pieniężnej - piękne i ciekawe jest to, że zawsze można podnieść się z kolan, wygrać i puścić w zapomnienie nawet taki horror, jaki przeżyliśmy.