- Te rękawy w większości zostały nam po powodzi z 2010 roku. Razem z przekazanymi nam przez starostwo, mieliśmy ich w sumie 33. Każdy długi na 10 metrów, a po napełnieniu wodą wysoki na 60-80 centymetrów - wylicza Łukasz Giemza, prezes OSP Tuchów.
Wykonane ze wzmocnionej tkaniny nylonowej rękawy to bardzo wygodne i łatwe w użyciu, a jednocześnie skuteczne urządzenia, z których każde z powodzeniem zastępuje ponad sto worków z piaskiem. Przy ich montażu nie trzeba się aż tyle natrudzić co z workami, a rozstawienie ich, by chroniły domy przed zalaniem, zajmuje zdecydowanie mniej czasu.
- Do tej pory ludzie traktowali te rękawy jak święte przedmioty w kościele. Nikt nawet nie myślał o tym, aby podnieść na nie rękę, bo wszyscy wiedzieli, że rozstawiane są w interesie tutejszych ludzi, aby chronić ich mienie, a nawet życie - opowiada Kazimierz Kurczab, zastępca burmistrza Tuchowa.
Strażacy kilka razy w ciągu dnia kontrolnie objeżdżali miejsca, gdzie leżały napełnione wodą rękawy.
Pierwszy przedziurawiony ostrym narzędziem znaleźli w piątkowe popołudnie w Burzenie. Początkowo myślano, że to jednorazowy, chuligański wybryk. Kiedy jednak wieczorem strażacy pojawili się w rejonie ul. Piotrowskiego, za mostem na Białej ze zdziwieniem odkryli, że wiele z rękawów zostało pozbawionych aluminiowych zaworów, woda była spuszczona, a trzy ktoś celowo poprzecinał nożem. Jednego, który leżał w tamtym miejscu, strażacy do tej pory nie odnaleźli.
- Po co on komu? Trudno będzie go wykorzystać do innych celów - dziwi się Grzegorz Wąs, naczelnik OSP Tuchów, który wczoraj sprawdzał inne miejsca, gdzie wciąż leży jeszcze kilka rękawów na wypadek gwałtownego podniesienia się poziomu Białej.
Śledztwo w sprawie ustalenia sprawców uszkodzenia i kradzieży rękawów wszczęła już tuchowska policja.
- Mam nadzieję, że uda się ich szybko znaleźć i przykładnie ukarać - mówi Kazimierz Kurczab. Przyznaje, że oburzenie mieszkańców tym, co się stało, jest ogromne.
Wskutek uszkodzenia i kradzieży rękawów tuchowscy strażacy stracili mienie o wartości ponad sześciu tys. zł. - Ale pieniądze w tym przypadku nie są najważniejsze. Pogodę mamy taką, że powódź może przyjść w każdej chwili. Bez tych 50 metrów rękawów walka z wielką wodą będzie o wiele trudniejsza - ocenia Łukasz Giemza.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+