„Czerwone i czarne”, reż. Bartosz Szydłowski, Łaźnia Nowa
Tej premiery Łaźni Nowej trochę się bałam. Bartosz Szydłowski zapowiadał bowiem spektakl od trzech lat, z takimi dopieszczanymi i przemyśliwanymi w nieskończoność pomysłami bywa różnie. Temu wyszło na dobre.
XIX-wieczna powieść Stendhala jest wprawdzie ubrana w kostium, ale taki, który nie przeszkadza widzowi XXI wieku odbierać przedstawienia współcześnie. Bo tak właśnie o historii Juliana Sorela opowiada Bartosz Szydłowski, dodając do historii również aktualne wątki.
Już na początku widzimy odciętą głowę Sorela, w kolejnych scenach podczas przesłuchania widzowie towarzyszą sędziom w dochodzeniu do tego, kto stoi za jego śmiercią, śledząc losy ambitnego chłopaka, który chce się wyrwać z nizin społecznych. Marząc o awansie, 19-letni Sorel wstępuje do seminarium, odtąd stając się marionetką w rękach władzy kościelnej i świeckiej. To, co jednego dnia prowadzi go na szczyt, drugiego spycha w otchłań. Dlaczego tak dobrze zapowiadający się młodzieniec stracił głowę? Dlatego, że poznał tajemnice tych, którzy pociągają za sznurki?
Świetnym pomysłem scenicznym było opowiedzenie klasyki literatury w formie przesłuchania, które nie pozwala widzowi nawet na chwilę odwrócić uwagi.
W postać młodego Sorela wcielił się w spektaklu Bartosza Szydłowskiego Vitalik Havryla – który dał się już poznać w brawurowej roli Mozarta w przedstawieniu „Amadeusz” Teatru Nowego Proxima. Reżyser w finale każe mu wyjść z roli bohatera wymyślonego przez Stendhala i tuż przed egzekucją, kiedy punktowe światło wyłania z ciemności sceny tylko jego głowę, wkłada mu w usta monolog wypowiadany w ojczystym języku, jakby młody Ukraiński aktor mówi w imieniu wszystkich współczesnych Sorelów. Czy wszyscy oni, niepokorni, sięgający po zakazany owoc będą musieli za swoją butę i odwagę zapłacić słoną cenę?
Klasyczna XIX-wieczna powieść na scenie Łaźni Nowej przybiera tempo sensacyjnego filmu w przepięknej, hipnotyzującej wręcz, zrobionej z dużym rozmachem i smakiem czarno-czerwonej oprawie. Scenografia, kostiumy i niezwykle istotne w tym przedstawieniu światła to dzieło Małgorzaty Szydłowskiej, której należą się owacje na stojąco. Jej pomysłem jest także koncepcja scenicznego przedstawienia powieści jako procesu sądowego, a ciekawa adaptacja jest dzieło Krzysztofa Szekalskiego.
Oprócz Vitalika Havrylo na scenie Tomasz Augustynowicz, Nina Batovska, Adam Borysowicz, Maciej Jackowski, Barbara Jonak, Grzegorz Łukawski, Wojciech Skibiński, Paweł Smagała, Jerzy Światłoń, Tomasz Talerzak, Olga Wojtkowiak, Błażej Wójcik, Marta Zięba.

„Magiczna rana”, reż. Paweł Świątek, Teatr im. Słowackiego
Dorota Masłowska nie jest moją ulubioną pisarką, ale to co na scenie wyciska z jej książek Paweł Świątek, to całkiem ciekawa i niesamowicie zabawna opowieść. Tym razem z opowiadań tomu „Magiczna rana” reżyser wybrał cztery historie o miłości, a właściwie miłosnych rozczarowaniach.
Na scenie MOS widzimy historię kobiety, która zdradza swojego męża, szukając doświadczeń rodem z powieści romantycznych, emigrantki Zoldany, która odbywa podróż do lepszego świata, by znaleźć tam nie tylko lepsze życie, ale i miłość, małżeństwa sfrustrowanych celebrytów aspirujących do lepszego życia, niż mogą mieć oraz opowieść o Malai, kobiecie, która poświęca życie swojej sprawności fizycznej i urodzie, ale nie może znaleźć miłości na całe życie. Widzimy porażkę romantycznych oczekiwań pokolenia 40-latków, i tych ustawionych życiowo w apartamentach prezentowanych w kolorowych magazynach na papierze jakości premium, i tych, którzy muszą przykombinować, żeby zdobyć kartę Multisport.
Jest śmiesznie, ale i gorzko, bo zarówno pisarka, jak i reżyser wprost wskazują na traumy, kompleksy i oczekiwania, które wnosimy do związków, i które prowadzą do ich niepowodzeń. To magiczna rana, która nigdy nie zarasta.
W gronie wystrojonych w suknie ślubne przyszłych, niedoszłych, niespełnionych panin młodych on – cwaniaczek w siłowni, który wie, jak się zakręcić koło panny, żeby samemu nocy nie spędzić. W tej roli swoje pięć minut ma Rafał Szumera, teatralnej publiczności znany m.in. z roli Lecha Wałęsy w głośnym musicalu „1989”, czy tytułowej roli w przedstawieniu „Debil”.
Ciekawy pomysł sceniczny i koncepcja scenografii nadaje opowieściom o niepowodzeniach i niespełnianiach dużo lekkości. Nie będzie w tym seansie potrzebne pudło chusteczek, choć w znakomitej większości pewnie śmiejemy się tu sami z siebie.
"Magiczna rana" to kolejna odsłona prozy Doroty Masłowskiej w reżyserii Pawła Świątka na krakowskich scenach. Bardzo udana także i tym razem.
Oprócz brylującego w ostatnim akcie Rafała Szumery na scenie MOS także Karolina Kazoń, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Marta Konarska, Marcin Sianko, Wanda Skorny, Natalia Strzelecka.

„Święty Rysiek ze Śląska”, reż. Piotr Sieklucki, Teatr Nowy Proxima
Piotr Sieklucki wie, jak zrobić hit i "Świętym Ryśkiem ze Śląska" potwierdził to po raz kolejny. Przepis jest prosty: znana biografia, życiowa drama i muzyczny akcent, bo głos Piotra Siekluckiego i Katarzyny Chlebny jest w tej recepturze kluczowy. Tym razem na warsztat Sieklucki wziął biografię i twórczość Ryszarda Riedla, lidera Dżemu, choć nie jest to spektakl biograficzny. Jak zaznacza reżyser, tyle w nim Riedla, ile jego samego. „To jest moja opowieść o zakamarkach mojej duszy, o traumach z dzieciństwa szkoły podstawowej, o dojrzewaniu i umieraniu” – mówił przed premierą.
Chociaż Piotr Sieklucki podkreśla, że Dżem to nie jest ani jego muzyczna bajka (bluesa trochę więc Riedlowi podrasował) opowiedział ją bardzo prawdziwie. I tu zapewne tkwi siła tego przedstawienia, za tę prawdę twórcy dostali owacje na stojąco na premierowym przedstawieniu.
Rysiek w przedstawieniu Teatru Nowego Proxima jest niczym Chrystus dźwigający na ramionach swój krzyż nałogu, cierpienia, ale staje się figurą wszystkich skazanych na nędzny los w ruletce gorszego pochodzenia. Bieda, patologia, ojciec alkoholik, niezbyt bystry chłopak, który nawet do końca podstawówki nie doszedł. Są też marzenia i talent, ale każdy psycholog wyłoży jak to z tymi marzeniami w życiu DDA... Obrazka świętej rodziny z Tychów dopełnia figura nieobecnego ojca i ciepiącej matki.
Mroczną opowieść o chłopaku, który nie umiał wymknąć się przeznaczeniu, przekłuwa Katarzyna Chlebny wcielając się w matkę, nauczycielkę i żonę Ryśka. Wchodząc na scenę wnosi w czarną jak polskie złoto opowieść blask amerykańskiego złota (Dlaczego polskie złoto jest czarne, a amerykańskie złoto jest złote? - pyta Rysiek ze sceny).
Na przedstawienia do Teatru Nowego Proxima widzowie przychodzą trochę jak na koncert. Tak jest i tym razem. Nie może przecież być muzycznej biografii bez sztandarowych piosenek. Usłyszycie "Pawia", "Sen o Victorii", "Modlitwę" - to w nich Rysiek Riedel zapisywał swoje tęsknoty i bóle. Świetnie wyśpiewali je, jak zawsze, Piotr Sieklucki i Katarzyna Chlebny.

„Zamach na Narodowy Stary Teatr. Narodziny narodu”, reż. Jakub Skrzywanek, Stary Teatr
Spektakl, na który – jako wielka fanka Jakuba Skrzywanka – bardzo czekałam i który sromotnie mnie zawiódł.
Rzecz się dzieje w Starym Teatrze, gdzie podczas spektaklu „Wyzwolenia” Wyspiańskiego dochodzi do zamachu terrorystycznego. Nie wiadomo kto i po co zaatakował krakowską scenę. Są ofiary. Jest trauma po zamachu i po stracie bliskich. Jest praca z tą traumą i pytania o to, jak ma opowiadać o niej i o samym zamachu sztuka. Czy może puścić wodze fantazji i dać nam – widzom i uczestnikom wytchnienie i uwolnienie, czy musi relacjonować trzymając się faktów, a raczej tego, jak zachowała je pamięć ocalałych. A zachowała różnie.
Spektakl Jakuba Skrzywanka jest manifestem tego, co reżyser planuje wobec narodowej sceny krakowskiej podczas swojej dyrektury, manifestem tego, jak młode pokolenie chce widzieć narodowy teatr. Tylko, że ja poza odrzuceniem cierpiętniczego patriotyzmu Konradów, nie widzę alternatywnej propozycji.
Ma to przedstawienie świetne momenty, np. rozpoczynającą spektakl inscenizację „Wyzwolenia”, ma zabawne jak scena reżyserowania przedstawienia i wzruszające, gdy Dorota Segda wietrzy Stary Teatr, otwierając okno na plac Szczepański. Ale tych kilka dobrych momentów i doskonali aktorzy na scenie nie wypełniają wielkiego balona oczekiwań, który nadmuchał sam Stary Teatr.
