FLESZ - Czterodniowy tydzień pracy w Niemczech?
62-latka nie było w sądzie na ogłoszeniu wyroku. Reprezentował go mec. Piotr Wojtaszak. Mówił, że to, co zrobiono jego klientowi w szpitalu na Śląsku, można określić jako tortury.
- Podawano go eksperymentom, by ktoś na tej podstawie mógł napisać kolejną pracę dla studentów. To np. były elektrowstrząsy, które wykonywano aparaturą z 1979 r. Faszerowano lekami w dawkach, które były nieuzasadnione medycznie i ponad stosowaną zwykle miarę - opowiadał.
Kwestionował słowa prokurator Lidii Jaryczkowskiej, która nie kryła, że w tym szpitalu panowały trudne warunki i czasami bywało zimno.
- Zimno to mało powiedziane. Tam na salach panowała lodowata temperatura - w granicach 5-8 stopni. W umieszczonej tam lodówce była wyższa temperatura - zauważył adwokat. Zwracał uwagę, że jego klient był szykanowany przez personel, zwłaszcza po tym, jak swoją sprawą usiłował zainteresować Rzecznika Praw Obywatelskich i wysyłał do niego pisma z prośbą o interwencję.
Stanisław B. nie był kryształową postacią. Miał za drobne kradzieże wyroki sądów z Wrocławia, Warszawy i Pruszkowa. Trafił za kratki, gdy w krakowskim hipermarkecie ukradł 7 paczek kawy. Okazało się, że jest niepoczytalny, więc Sąd Rejonowy dla Krakowa Podgórza w 2008 r. w oparciu o opinię biegłych medyków, zastosował w stosunku do mężczyzny detencję, czyli tzw. środek zabezpieczający w postaci umieszczenia w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym w Rybniku. Stanisław B. przebywał w nim do lutego 2016 r. Wyszedł na wolność dzięki decyzji Sądu Najwyższego, który rozpoznał kasację wniesioną przez RPO na korzyść mężczyzny.
Sąd Najwyższy bardzo krytycznie wypowiedział się wówczas o postępowaniu krakowskiego sądu rejonowego, bo nie było podstaw, by wobec Stanisława B. stosować najsurowszy środek zabezpieczający. Mógł być leczony w inny sposób, a nie w psychiatryku. Co więcej - nadzór sądu nad wykonaniem tej decyzji był iluzoryczny. Kilkukrotnie przedłużano pobyt mężczyzny w szpitalu, bo biegli przedstawiali sądowi lakoniczną i powielaną opinię, że na wolności może stwarzać zagrożenie. Późniejsza opinia psychiatrów z Instytutu Ekspertyz Sądowych wprost wskazywała, że mężczyzna nie powinien być w psychiatryku, nie powinien tam być poddawany elektrowstrząsom i nie musiał przyjmować tak ogromnych dawek leków. Jego stan zdrowia był stabilny, nie miał ataków, które wymagałyby izolacji, nie stwarzał te zagrożenia dla innych i dla siebie.
Gdy w 2016 r. Stanisław B. opuścił szpitalne mury dzięki prawnemu wsparciu mec. Wojtaszaka, zaczął domagać się pieniędzy za niesłuszne skazania. Trzy takie procesy już wygrał - otrzymał ponad 200 tys. zł odszkodowania. Za bezzasadną izolację w Rybniku domagał się rekordowego zadośćuczynienia w wysokości 11 mln zł.
Argumentował, że stracił tam najlepsze lata życia. Nie założył rodziny, choć przed izolacją miał narzeczoną.
- Uprawiał sport, jeździł po Europie, dawał lekcje tenisa, był oczytany, udzielał się społecznie - wyliczał mec. Wojtaszak. Nie krył, że w 2013 r. zmieniły się przepisy. Czyn, za który odpowiadał jego klient przed sądem, nie był już przestępstwem kradzieży, a jedynie wykroczeniem. - Ale żadna z instytucji nie zajęła się sprawą i Stanisław B. jeszcze kolejne trzy lata siedział w szpitalu - mówił adwokat.
Sąd Okręgowy w Krakowie podzielił argumenty wnioskodawcy i przyznał mu milion złotych za krzywdę. Apelację od tego wyroku złożyli obrońca i oskarżyciel publiczny. Prokurator Lidia Jaryczkowska na sali rozpraw przekonywała, że Stanisław B. dopiero w Rybniku został poddany leczeniu, a stosowane tam metody mieściły się w granicach dopuszczalnych w terapii.
- Gdy pacjent odmówił elektrowstrząsów, bo źle się po nich poczuł, to odstąpiono od ich stosowania. Ze szpitala wyszedł w lepszym stanie, niż gdy tam trafił - zauważyła prokurator. Jej zdaniem sprawa zadośćuczynienia powinna być jeszcze raz rozpoznana przez sąd I instancji, a przyznana kwota miliona zł została ”przeszacowana”.
Mec. Wojtaszak replikował, że opinia biegłych wskazywała na błędy medyków z Rybnika, a jego klient dopiero teraz układa sobie życie, korzysta z dobrowolnej pomocy lekarza i stosuje się do jego zaleceń. - Na szczęście gehenna Stanisława B. się skończyła, choć jego bliscy widzą, że teraz jest smutny, wycofany i w złej kondycji psychicznej - podkreślał.
Sąd Apelacyjny w Krakowie podzielił część argumentów adwokata i podwyższył kwotę zadośćuczynienia do 2 mln zł. Sędzia Krzysztof Marcinkowski zwracał uwagę, że państwo musi ponosić odpowiedzialność za swoje instytucje. - O tym jak funkcjonował szpital niech świadczy fakt, że Stanisławowi B. odmawiano nawet podawania wody, by „mu się leki z ciała nie wypłukały” - mówił sędzia.
Wyrok jest prawomocny.
- Oto najdziwniejsze nazwy polskich wsi. W niektóre aż trudno uwierzyć
- Plaża jak nad morzem! Tłumy na nowym kąpielisku w Małopolsce
- Przedpremiera nowego katalogu IKEA 2021. Czym zaskoczy?
- Prywatny inwestor chce wybudować w Krakowie pięć linii metra
- Trasa Łagiewnicka: Trwa budowa tuneli [ZDJĘCIA]
- Kraków. Co z tą przebudową Krakowskiej jest nie tak?
