Internet żartuje od kilku lat, że nie ma Bożego Narodzenia bez „Kevina samego w domu”, tymczasem Kościół całkiem poważnie nie może przeżyć tych Świąt bez wspomnienia historii starszej od betlejemskiej nocy o ponad siedem wieków.
Królestwo Izraela przeżywało wtedy poważny kryzys. Wiara w zapewnienie Boga, że zadba o naród, który będzie myślał i żył inaczej niż inne narody, była wystawiona na próbę, bo to nie potomkowie Izraela osiągali sukcesy i mogli być dumni ze swojej siły i bogactwa, ale Asyria, oddająca cześć bogu domagającemu się od swoich czcicieli pierworodnych synów w zamian za udzielane im wsparcie. Król Achaz, potomek Dawida, którego pasterską procę Bóg uczynił orężem mocniejszym od zbroi Filistyna Goliata, może nawet zachował jakieś resztki wiary, ale w głębi serca gotowy był z niej zrezygnować, bo wydawało mu się, że jedynym ratunkiem dla niego i dla jego narodu jest ulec Asyrii, poddać się jej sposobowi myślenia i działania, porzucić nadzieję i ocalić życie. Prorok Izajasz wystąpił wtedy w obronie resztek wiary w sercu Achaza mówiąc: „Proś o znak”, jakby chciał powiedzieć: Bóg obroni w twoim sercu przekonanie, że trzeba iść drogą trudniejszą, mniej oczywistą, ale lepszą – tylko poproś. Achaz odmówił, udając że nie będzie wystawiał Boga na próbę…
Wtedy padają z ust proroka słowa, które może wypowiedzieć tylko człowiek znający upór Boga: „Bóg sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Emmanuel”. Achaz był gotowy oddać swój tron obcemu, zrezygnować z marzeń i wiary, ale nagle wbrew jego woli i kalkulacjom, wydarzyło się coś, co całkowicie pokrzyżowało jego plany. Otrzymał syna. Niemowlę. I ten nowy człowiek przychodzący na świat zburzył plany o odstępstwie, rezygnacji, poddaniu się.
Ewangelista Mateusz przypomni te słowa proroka wypowiedziane do Achaza w kontekście planów Józefa, żeby oddalić Maryję, gdy okazało się, że jest brzemienna. Kościół przypomni nam te słowa najbliższej niedzieli, jakby chciał uporem Boga przezwyciężyć nasze myśli, że może nie warto, że może rację mają ci, co myślą tylko po ludzku, którzy liczą, ile dywizji ma Watykan, a ile Kijów, Moskwa czy Waszyngton…
Bóg jest uparty. Okropnie uparty. Jeśli zasieje w sercu ziarno wiary w życie dla innych, marzenia o pokoju między narodami, przekonanie że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu, nie pozwoli żeby przeciwności, rozczarowania czy trudności tę wiarę wyrwały z serca. Nawet jeżeli nie chcemy, sam da znak, krzyknie do ucha tracącego słuch, rzuci przed oczy nie chcące patrzeć coś, co wiarę wzbudzi, odnowi, umocni.
Nie brońmy się przed bożonarodzeniowym wzruszeniem serca, przed Kevinem, który będąc sam w domu zwycięża cynicznych złodziei, przed tkliwością, która rozbija pancerz mający nas zabezpieczyć przed cierpieniem, ale równocześnie pozbawia nas wrażliwości... Bóg szuka ludzi, którzy wierzą i ufają, że niemowlę może zmienić bieg historii, że jedna decyzja może dźwignąć świat, że to nie potęgi tego świata piszą historię, ale Józef, który jest gotowy przyjąć pannę z dzieckiem jako żonę. Kiedy będziemy łamać się opłatkiem, wierzmy, że drobny gest w duchu miłości ma większą moc niż wszelkie ludzkie kalkulacje.
