Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Upór i uprzedzenia. Jak to jest, kiedy ten dyrygent we fraku jest kobietą

Katarzyna Janiszewska
Patrycja Pieczara: - Osoba, która staje przed orkiestrą musi mieć cechy przywódcze, niezależnie od tego, czy jest mężczyzną czy kobietą.
Patrycja Pieczara: - Osoba, która staje przed orkiestrą musi mieć cechy przywódcze, niezależnie od tego, czy jest mężczyzną czy kobietą. fot. archiwum
Jeszcze niedawno dyrygent był typowo męskim zawodem. Dziś coraz więcej pań staje przed orkiestrą. Kobieta z batutą nadal robi wrażenie. I ciągle musi udowadniać, że zasługuje na miejsce, w którym jest.

Nocą po koncercie Ewa Michnik sprząta szafę. Emocje, które się w niej kumulują są tak wielkie, że długo nie może zasnąć. Anna Duczmal też nie śpi, analizuje: co poszło dobrze, co można było zrobić lepiej? Za to Patrycja Pieczara jest szczęśliwa. Dopiero gdy schodzi ze sceny, gdy cichną oklaski i gasną reflektory, w pokoju hotelowym dopada ją samotność. A i tak żadna z nich nie zamieniłyby zawodu dyrygenta na inny.

Makijaż się rozmaże

- Proszę państwa, zaczynamy na cztery, od Allegro przechodzimy alla Breve… Molto marcato ! Takt 25 pierwszy obój - za nisko! Więcej drugich skrzypiec! Śpiewniej, legatissimo, frazować! Dobrze! znakomicie! - za pulpitem, z batutą w ręku drobna, delikatna blondynka o niebieskich oczach. Urocza buzia, w której, gdy się uśmiecha, robią się dołeczki. Jednak gdy staje przed orkiestrą, jej twarz się zmienia. Widać na niej przede wszystkim skupienie. Zaś z całej postaci bije charyzma, siła i zdecydowanie. To właśnie jest niezbędne, by kilkudziesięciu muzyków zagrało tak, jak życzy sobie tego dyrygent. A już tym bardziej, kiedy to kobieta jest dyrygentem.

- Początki były ciężkie - przyznaje Patrycja. - Za każdym razem wychodząc na estradę czułam się niepewnie. Czułam - może właśnie ze względu na swoją płeć - zupełny brak zaufania ze strony zespołu. Ale jeśli dyrygent ma coś do powiedzenia, to uprzedzenia szybko znikają. I tak naprawdę nie widzę powodów, dlaczego ten zawód miałby być męski, trudniejszy dla kobiety. Osoba, która staje przed orkiestrą musi mieć cechy przywódcze, niezależnie od tego, czy jest mężczyzną czy kobietą. Musi być pewna siebie, by orkiestra jej zaufała.

Ewa Michnik, pierwsza dama polskiej dyrygentury, wielka osobowość, profesjonalistka w każdym calu, wielokrotnie słyszała, dlaczego kobieta nie nadaje się do zawodu dyrygenta. A to dlatego, że jest słabsza fizycznie i psychicznie. Że nie umie się opanować, jest mniej dzielna w sytuacjach kryzysowych. Nie potrafi przyjmować na siebie odpowiedzialności. A to, że skupia się na szczególe, nie obejmuje całości zagadnienia. Zaś mężczyzna patrzy szerzej, myśli perspektywicznie. No i kategorycznie powinna zapomnieć o makijażu, bo przy takim wysiłku człowiek się poci. A ściekający z twarzy makijaż wygląda po prostu okropnie.

Wtedy, 40 lat temu, profesorowie niechętnie widzieli w swoich klasach kobiety. Próbowali je zniechęcić, ostrzegali, że nawet jeśli skończą studia może nigdy nie będą pracować w zawodzie dyrygenta. - Pedagodzy - dyrygenci mówili, że to zawód ściśle męski, bardzo odpowiedzialny, któremu kobieta nie może podołać - opowiada Ewa Michnik, która pierwszy koncert poprowadziła w 1968 r.

Dziś jest uznaną dyrygentką, dyrektorką Opery Wrocławskiej gdzie trafiła po przygodzie zawodowej w Operze Krakowskiej. Ma na swoim koncie ponad 2 tys. spektakli, koncertów.

Uczciwość artystyczna

W jednym profesorowie mieli rację: że dyrygowanie to bardzo odpowiedzialne zajęcie. Wymaga niezwykłej odporności, bo towarzyszy mu stres, ogromne napięcie. Na koncercie trzeba być stale skoncentrowanym. Wystarczy, że dyrygent na sekundę odwróci uwagę, nie skupi się, a jego błąd momentalnie odbija się na orkiestrze.

Podczas koncertu, przedstawienia w każdej chwili coś może pójść nie tak: ktoś się pomyli, wejdzie za późno. Najgorsze, co może w takiej sytuacji zrobić dyrygent, to stracić nad sobą panowanie. Każdy błąd jest do naprawienia, pod warunkiem, że zachowa on zimną krew.Ten zawód to ciągłe próby, koncerty do nocy, studiowanie, nauka partytur. Jeśli się tego nie robi, człowiek się nie rozwija.

Dyrygent musi mieć - to oczywiste - słuch, pamięć, poczucie rytmu. Do tego wykształcenie muzyczne, znajomość historii muzyki, stylów, zasad interpretacji. Ale najważniejsza jest uczciwość artystyczna.

Przy wyborze artystów dyrygent powinien się kierować kryteriami artystycznymi. Żadne inne względy nie mogą wchodzić w grę: to, czy kogoś lubi, jakiej jest narodowości, płci, jaki ma kolor skóry. - Mnie zawsze chodzi o obiektywizm - zaznacza Ewa Michnik. - Prywatnych sądów nie przekładam na opinię muzyczną.

Podkreśla, że era dyrygentów-dyktatorów, satrapów krzyczących na orkiestrę, dawno już minęła. Dziś praca dyrygenta nie ma nic wspólnego z podporządkowywaniem sobie kogokolwiek. Trudno jednak mówić o demokracji w orkiestrze. Bo wyobraźmy sobie 50 muzyków, 50 różnych osobowości i każdy chce grać po swojemu. Nic by z tego nie wyszło.

- Celem jest świetny koncert - podkreśla Michnik. - A nie można tworzyć wielkiej sztuki pod przymusem. Dyrygent musi umieć przekonać zespół do swojej koncepcji, zapalić orkiestrę tak, by wszyscy chcieli tworzyć. Powinien również potrafić zaakceptować to, co prezentuje muzyk. Próby są właśnie po to, by wspólnie dojść do ideału.

Bo zdarza się na przykład tak, że dyrygent założy sobie szaleńcze tempo utworu; był Berlinie i tam muzycy tak grali. Ale teraz jest w Bielsku-Białej i to tempo jest dla orkiestry nieosiągalne. I wtedy musi iść na kompromis, przyznać, że inna interpretacja utworu będzie lepsza.

Zadanie dyrygenta polega na tym, by wydobyć z muzyków odpowiedni dźwięk. A do tego z kolei potrzebne są odpowiednie gesty. Innego gestu wymaga muzyka Brahmsa, Beethovena czy Czajkowskiego. Prawa ręka z batutą wyznacza metrum, rytm, długość brzmienia. Gdy muzyka jest energetyczna, batuta ze świstem tnie powietrze, gdy chodzi o to, by zagrać lirycznie - miękko płynie. Lewa ręka wyraża gestem wszystkie niuanse: rodzaj dźwięku, długość frazy, oddech, czy grać słodko, czy agresywnie. Bo to wszystko można pokazać.

Ciarki, muzyka i magia

Anna Duczmal przez cały życie była zakochana w skrzypcach. Dyrygentką została przypadkiem. Wyjechała do Niemiec, by odciąć się od roli córki znanej mamy-dyrygentki, Agnieszki Duczmal. Znalazła pracę w orkiestrze studenckiej. Któregoś dnia przyjechał znany dyrygent z Japonii, zapytał: kto chciałby zadyrygować?

- Kolega, który wiedział kim jest moja mama dla żartu podniósł mi rękę - opowiada Anna Duczmal. - A że jestem osobą honorową podjęłam wyzwanie i stanęłam za pulpitem. I chociaż mam przecież mamę-dyrygentkę, nie wiedziałam, co właściwie robić. Więc po prostu zamknęłam oczy i... zaczęłam dyrygować. Instynkt mnie uratował - śmieje się.

Ale właśnie wtedy, stojąc przed orkiestrą po raz pierwszy w życiu poczuła, że to jest to! Że orkiestra, a nie skrzypce, daje tę pełnię dźwięku. Znany dyrygent podarował Annie swoją batutę. A ona rozpoczęła studia na wydziale dyrygentury. Już 14 lat pracuje w tym zawodzie.

Przed koncertem, jak każdy dyrygent, potrzebuje skupienia, wyciszenia. Myśli tylko o partrurze, którą ma już w głowie, o utworach, ważnych miejscach, układach fraz. Jednak mając dziecko nie tak łatwo odciąć się, zamknąć, odizolować.

- Staram się nie robić cyrku, dzień koncertu to normalny dzień pracy - mówi Anna. - No, może trochę bardziej wyjątkowy. To również duży wysiłek fizyczny. Na początku podczas koncertu potrafiłam stracić kilogram. Teraz waga jest niewzruszona. Organizm dyrygenta,jak organizm sportowca, przystosowuje się.

Patrycja Pieczara jest dopiero u progu kariery. Cztery lata temu obroniła dyplom. Teraz pisze doktorat. W rodzinie nie miała tradycji muzycznych. No, może poza pianinem, które stało w salonie i na którym pogrywał tata - inżynier. Mama jest farmaceutką. Ale posłali córkę najpierw do przedszkola muzycznego, później do szkoły przy ul. Basztowej. No i cztery lata temu Patrycja poprowadziła swój pierwszy koncert Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia.

- Nigdy nie zapomnę tego pierwszego kontaktu ze wspaniałą orkiestrą - mówi. - To było niezwykłe doznanie, które zmieniło całe moje postrzeganie zawodu. Miałam ciarki, gdy podczas dyrygowania usłyszałam brzmienie, które wcześniej było w mojej wyobraźni. Na tym właśnie polega magia.

Nie czuje stresu, w każdym razie trema jej nie paraliżuje. To raczej radosne podniecenie, ekscytacja. Przy dyrygowaniu preferuje oszczędne ruchy. Ale zdarzało się jej, że w muzycznej euforii gubiła batutę. Podczas przedstawienia w Teatrze Wielkim w Poznaniu biała pałeczka poleciała w publiczność, innym razem złamała się, akurat kiedy Don Jose zabija Carmen, więc bardzo adekwatnie do muzyki, bo w niezwykle dramatycznym momencie. Co się wtedy robi? - Nic. Dyryguje się dalej. Można co najwyżej uśmiechnąć się do orkiestry. - Batuta jest tylko przedłużeniem ręki - mówi Patrycja. - Przerwanie koncertu z tak błahego powodu, to absolutny brak profesjonalizmu, to jest po prostu niedopuszczalne!

A jednak frak!

W młodości Ewa Michnik niemal przebierała się za chłopca. Włosy obcięła na krótko, nosiła się po męsku. Szybko zrozumiała, że nie może udawać kogoś, kim nie jest.

- Dziś nie przykładam wagi do ubioru, on nie jest najważniejszy podczas koncertu czy spektaklu - podkreśla. - Dyryguję w spódnico-spodniach, w narzutce dłuższej z tyłu i w czymś, co ma białe mankiety. Tak, aby w ciemnym orkiestronie ręka z batutą była widoczna dla orkiestry.

Patrycja dyryguje w długiej marynarce, spodniach, białej koszuli z dużymi mankietami i w lakierkach. Włosy zaczesuje gładko, w kok. - Na co dzień nie noszę spódnic, więc nie wyobrażam sobie, abym ubrała spódnicę na estradę - tłumaczy. - Choć zdarzają się panie dyrygujące w sukniach, a nawet w szpilkach. To niedopuszczalne. Obserwuje nas orkiestra i nic w wyglądzie dyrygenta nie może jej rozpraszać, czy prowokować.

Anna dyryguje we fraku, specjalnie dla niej uszytym, o bardziej kobiecym kroju. Włosy ma rozpuszczone. Bo głowa, twarz, włosy mają mnóstwo ekspresji, a każdy ruch dyrygenta przekazuje muzykę. Oko podmalowane. Ale to tyle, nie przesadza z makijażem.

- Czy dziś kobietom-dyrygentkom jest łatwiej? - zastanawia się. - Teoretycznie jest. Wiele kobie na całym świecie dyryguje wielkimi orkiestrami. Nadal jednak kobieta-dyrygent jest czymś wyjątkowym. Musi udowadniać, że się nadają, że zasługują na miejsce, w którym jest. Więcej się od niej wymaga. Czasem budzi sprzeciw, zawsze robi wrażenie.

Czas kariery i czas rodziny

Kobiety-dyrygentki mają świetne wyniki, są niezwykle utalentowane. Często są pilniejsze, precyzyjniejsze, odpowiedzialniejsze od mężczyzn. Jak trzeba przygotować utwór, będą siedzieć choćby i pół nocy. Pierwsze lata są fantastyczne: dają wspaniałe koncerty, wygrywają konkursy, dostają zagraniczne stypendia. A później, nagle, robi się o nich cicho.

Gdyby prześledzić co się z nimi dzieje, okaże się, że niektóre wyjechały za granicę, wyszły za mąż, założyły rodzinę.

Wiele kobiet nie chce rezygnować z tak zwanego normalnego życia. By czuć się spełnioną potrzebują dziecka, domu, męża, zakupów, gotowania. Połączenie tego z zawodem dyrygenta jest szalenie trudne.

Ewa Michnik uważa, że ona sama nie jest najlepszym przykładem godzenia życia prywatnego z zawodowym. - Ta praca niezwykle pochłania - mówi. - Siedzę obok bliskiego mi człowieka, a on mówi: jesteś gdzieś daleko. I to jest prawda. Bo myślami jestem w operze, w partyturze Straussa, albo z flecistką, która prosiła mnie, by po południu pomóc jej w ćwiczeniach, a ja odmówiłam, bo wiedziałam, że ta bliska osoba na mnie czeka. Waltornia źle gra, a ja myślę, co zrobić, by grała lepiej.

Tylko wielkie uczucie może sprawić, że druga osoba toleruje te rozterki, rozumie je, pomaga. Trzeba znaleźć mężczyznę, który ma swój cel w życiu. Który nie będzie się czuł pokrzywdzony, wracając do domu o godz. 17 i mając w perspektywie, że żonę zobaczy późnym wieczorem. - Dopiero w drugim związku znalazłam spokój, możliwość pracy idealnej: bez wymówek, wyrzutów sumienia - mówi Michnik.

Gdy Anna była mała mama-dyrygentka, zabierała ją na próby. I teraz ona robi tak samo ze swoim synem. - Jaś ma 5,5 roku, i jeszcze więcej energii niż ja - opowiada. - Próba to jedyny czas, kiedy siedzi spokojnie i zajmuje się sobą: słucha, coś tam rysuje. Pewnie, że mam wyrzuty sumienia, gdy wyjeżdżam i muszę go zostawić na dłuższy czas. Jak każda matka. Ale widzę, że syn szanuje moją pracę, opowiada o tym kim jest mama, co robi.

Anna nie miałaby nic przeciw temu, by posłać syna do szkoły muzycznej. Ostateczną decyzję zostawia jednak jemu. A na razie mały Jaś deklaruje, że zostanie architektem - jak tata. - To, że mamy z mężem różne zawody uważam za bardzo zdrowe - mówi dyrygentka. - Ja potrafiłabym cały dzień siedzieć z głową w partyturze. Potrzebuję kogoś, kto ściągnie mnie na ziemię.

Dla Patrycji nie nadszedł jeszcze czas na zakładanie rodziny. Nie na tym etapie kariery. Dopiero buduje swoją zawodową pozycję, nie może sobie pozwolić na długą przerwę. Więc w tym momencie macierzyństwo byłoby dla niej dość kłopotliwe. Na razie chce maksymalnie wykorzystać czas na dalszy rozwój. Tak, by w przyszłości niczego nie żałować.

- Estrada jest dla mnie bardzo ważna - przyznaje. - Gdy mam dłuższe przerwy w koncertach odchodzę od zmysłów. Brakuje mi tej estradowej adrenaliny, endorfiny, podniecenia, które wydziela się podczas koncertów. Stagnacja mnie męczy.

Życie młodej dyrygentki jest nieprzewidywalne, w ciągłych rozjazdach, trudno przewidzieć gdzie znajdzie się za chwilę, jakie wyzwania na nią czekają.

Kalendarz muzyka często wypełnia się w ostatniej chwili. Może wygrać konkurs, albo dostać świetną ofertę pracy gdzieś na końcu świata. A wtedy być może rzuci wszystko i wyjedzie z kraju. - Niczego nie planuję, niczego nie zakładam i nie wykluczam - mówi Patrycja Pieczara.

***

Dyrygentki
Kobiety przez wiele pokoleń dyrygowały chórami, a potem orkiestrami złożonymi z pań. Pierwszymi kobietami publicznie dyrygującymi pod koniec XIX wieku były: Cécile Chaminade i Ethel Smyth. W Polsce pierwsza w tej roli była Anda Kitschman. Natomiast pierwszą kobietą, która zyskała międzynarodowe uznanie w tej dziedzinie, była Nadia Boulanger. W latach 30. XX w. dyrygowała Filharmonią Londyńską, potem Bostońską i Nowojorską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska