Na organach w byle czym nie można grać. Buty się liczą. To w zasadzie ciężka fizyczna praca. Bo nie tylko ręce wędrują po klawiaturze (to akurat łatwiejsze), ale jeszcze nogi przyciskają pedały. A one są tak rozstawione, że trzeba się mocno podczas każdego koncertu "nabiegać".
Patrycja Knapik, która gra na organach od 15. roku życia, ma swój patent na buty. - Kupuję je w specjalnym sklepie dla tancerzy. Takie najlepiej się sprawdzają - z obcasem na centymetr. Sznurowane, najwygodniejsze - mówi. Skórzane wytrzymują cztery lata. - Dopiero po tym czasie zrobiła mi się dziura w podeszwie - śmieje się organistka. Drobniutka, 163 cm wzrostu. Nie przeszkadza jej to w wykonywaniu ciężkiego fizycznie zadania, jakim jest gra na organach.
Zapomina o rękach i nogach
Początki były całkiem zwyczajne.
- W domu miałam taki mały keyboard, jednym palcem grałam proste melodie, "Panie dobry jak chleb" i tym podobne. Strasznie mnie cieszyło, że udała mi się melodia - wspomina. Była cudownym dzieckiem. Kiedy poszła do pierwszej klasy szkoły muzycznej, zaproponowali jej trzecią. Potem znowu przeskoczyła kilka klas.
A tych organów pozazdrościła koleżance. Pomyślała sobie "skoro ona może, to dlaczego nie ja? ". Na organach pierwszy raz zagrała podczas nabożeństwa majowego u pijarów. Znali ją, pozwolili spróbować. - Ręce mi się trzęsły z przerażenia - wspomina. Przy graniu śpiewała.
-Sąsiadkom się podobało, mówiły, że fajnie. Poza tym organista musi umieć śpiewać - mówi Patrycja. Teraz uczy się w Archidiecezjalnej Szkole Muzycznej II stopnia w Krakowie. Jej nauczycielem jest Maciej Banek, organista w parafii św. Stanisława Męczennika na Dąbiu. Cierpliwy jak anioł. To wielka zaleta.
- Granie na organach to mozolna praca -podkreśla Patrycja. Teraz ręce już jej się nie trzęsą. Nie myśli o tym, gdzie uderzyć w klawisz.
- Zapominam o rękach, nogach. Zdarza mi się odpłynąć, gdy gram, nawet w kościele podczas mszy albo podczas konkursu - podkreśla.
Przyznaje, że w takich momentach człowiek wydaje się jak obudzony ze snu. - Odpłynęłam i wracam, i nagle nie wiem, gdzie jestem, palce z klawiatury i... koniec. To wcale nie jest zabawne - śmieje się.
Kobiety organistki mają trudniej
W tygodniu gra w zastępstwie w kościele śś. Piotra i Pawła, czasem też na pogrzebach. - Zaczęła jeszcze w liceum. Przyszła na zastępstwo i jakoś się jej te organy od początku słuchały - mówi ks. Marek Głownia, proboszcz w kościele śś. Piotra i Pawła. Ale już poznała smak krytyki.
- Po jednej ze mszy przyszła do mnie pewna starsza pani i zwróciła uwagę, że to, co gram, jest dla kościoła za głośne. Chyba jej nie przekonałam mówiąc, że Bach wiedział co robi - sam grał w kościele... - uśmiecha się Patrycja.
Wie też, że dziewczynom w tym zawodzie nie jest łatwo. - Niektórzy organiści podchodzą do kobiet w tym zawodzie z atencją. Jak do kobiety, której zepsuł się samochód. A niektórzy z niechęcią, traktują nas jak konkurencję - mówi dziewczyna.
W części kościołów, w których chciała pograć, słyszała "nie". Bo zawsze był mężczyzna przy organach.
- Taka mała dyskryminacja. Nie mówią, dlaczego nie, tylko po prostu - nie. Może się boją, że parafianie nie zaakceptują kobiety? Ale przecież siostry zakonne od lat grają w kościołach i nikomu to nie przeszkadza - mówi Patrycja.
Wojna, rozstanie, kwiaty
Kiedy gra, wyobraża sobie obrazy. Przy lżejszych "bachach" - łąkę z kwiatami. Myśli, jak przekazać słodycz i lekkość. W Passaglio c-moll Bacha - scenę rozstania, wyjazdu ("kapitalny utwór, choć smutnawy"). A przy "Aparition" Olivera Messiara widzi wojnę, dramat. To przykład, jak stosunkowo łatwy technicznie utwór może być trudny do zagrania.
Przed występem lubi sobie właśnie tak posiedzieć i przemyśleć. Co ten Bach chciał powiedzieć? Co chciał namalować tym graniem? To jej ulubiony kompozytor. Patrycja uważa, że Bach wiedział, co to znaczy: grać sercem. Ona tak stara się grać - włożyć trochę duszy w te nuty.
- I słyszę, kiedy ktoś gra z sercem, a kiedy "przelatuje".
W kościele to bardzo ważne. - Chcę pokazać ludziom, że pieśnią można się też pomodlić - mówi Patrycja. - To nie jest mój koncert, popis. Muszę się dostosować do tych, którzy śpiewają - podkreśla. A z tym bywa różnie.
- Powiem tak: jedni księża śpiewają bardzo ładnie, a inni się starają - wyjaśnia dyplomatycznie. - A ja staram się w przybliżeniu zagrać to, co się starają śpiewać. Trzeba umieć improwizować... - uśmiecha się.
W trójce najlepszych w Polsce...
Nie ma przesadnego zaufania do własnych zdolności. - Nie staram się na siłę tworzyć mojej wersji Bacha. Po prostu gram nuty, które zapisał - tłumaczy. Sama na razie nie komponuje.- Coś tam próbowałam, ale wszystko to wydaje mi się takie prymitywne w porównaniu do Bacha... Może kiedyś - podkreśla.
Ale to ona została wybrana do trójki najlepszych uczących się organistów w Polsce. Przed nią byli dwaj chłopcy.
- W eliminacjach specjalnie nie zabłysnęłam, więc nie miałam wielkich nadziei - wspomina Patrycja. Ale potem poszła jak burza.
Teraz chce się starać o stypendium ministerialne. Jej marzeniem jest też zagrać na organach w katedrze Notre Dame. - Byłam tam, widziałam. Wspaniałe - rozmarza się. - Marzę też o tym, że będę w tym kiedyś po prostu dobra - mówi krakowska organistka.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+