Magda Linette idzie jak burza. Ma już na koncie dziewięć zwycięstw z rzędu i w meczu z Naomi Osaką nie stoi na straconej pozycji.
Lech Sidor: Z mojego punktu widzenia, a on niekoniecznie się zgadza z resztą, genezą sukcesu Magdy w Bronksie i niezłego grania w NY, to porażka z Simoną Halep w Roland Garros. To była porażka, którą mądry sportowiec, nawet nie mówię, że tenisista, może przekuć w same korzyści. Magda na przestrzeni paru lat grała fajne mecze, dochodziła do "fizycznej ściany" i odpuszczała. Miała taki moment, że mówiła basta i koniec. Nie wychodziła spoza swojej strefy komfortu. W meczu z Halep, gdzie grały prawie trzy godziny, pokazała, że złamała kilka barier. Mowa tu o wydolności, przełamywaniu strachu przed wielkim zmęczeniem. W Paryżu urodziła się nowa Linette.
Udany zamach na przeciętność.
To był taki zamach na przeciętność, a może nawet - co zabrzmi prowokacyjnie - zamach na bycie nikim wysoko w rankingu. Bo tych dziewczyn między dziesiątym, a setnym miejscem jest masa. One się kotłują i każda z każdą może wygrać. Czy Linette jest 80, czy 30, czy 50 - to nie ma znaczenia. To jeden kocioł. Natomiast w Paryżu pokazała, że może dobrać się do skóry najlepszym. Mecz z Astrą Sharmą w pierwszej rundzie, po wygranym turnieju, mimo brzydkiej pogody, to Magda była pewna, dobrze biegała, świetnie kontrowała. A miała fajną dziewczynę z drugiej strony.
Mecz z Australijką to nie był spacerek...
Ktoś myślał, że będzie łatwo, a one tłukły się. Astra grała jeden z najbardziej czystych forehandów w tourze. Trzeba patrzeć z perspektywy, co robi piłka po koźle, nie patrzeć na zamach. Jak rywalka miała forehand, to z każdej dobrej zagrywki Linette musiała grać w tzw. tempie zero. Czyli zero szans na błąd techniczny w ustawieniu, bo każda taka pomyłka daje błąd własne, albo wystawioną piłkę do zabicia. A tu gra była taka, że Linette świetnie kontrowała. Miała cały czas dobrą minę. Były momenty, że chodziła dyszała, ale zrobiła się z niej zadziora. Udowodniła to wczoraj, w momencie, gdy zrobiło się naprawdę krucho. Miała 0-40 w ostatnim gemie, nie zmieniła taktyki. Grała to samo, co przynosiło jej punkty. Ważna jest wiara we własne możliwości i to tenisowe ego - na pewno potężnie podskoczyło. Wydaję mi się, że jak zagrają z Osaką na większym korcie.
Porażka Huberta Hurkacza, to już zawód, czy należy zachować spokój?
Dla niego było ważniejsze wygranie turnieju ATP, pierwszego w karierze, niż druga runda US Open. Ma 22 lata i długą drogę, by grać w wielkich szlemach. Fajnie taki turniej za 250 pkt wygrać i trochę odetchnąć. Ilu jest zawodników i zawodniczek, którzy nigdy nie wygrali turnieju? Linette na pierwszy triumf czekała 10 lat. Hubert wygrał turniej i jedzie dalej, będzie czas na ATP500, potem ATP1000. Wielki Szlem to jest coś, co nie ucieknie. Jak nie w Nowym Jorku, to w Australii. Widać, że za wygraną w Winston-Salem zapłacił sporą cenę, wysiłek fizyczny, jaki go kosztował był nieprzeciętnie duży, dlatego w meczu z Jeremym Chardym zabrakło mocy. Chardy grał w pierwszym w secie jak głuchoniemy, natomiast potem zaczął pięknie grać w tenisa.
Przeszedł wielką metamorfozę, w piątym secie trafiał skąd chciał i jak chciał.
To jest gość, który ma nieprawdopodobnie szybką rękę i jak ma dobry dzień, to naprawdę z każdego miejsca na korcie może zagrać winnera. Dobrze serwował, o wolejach nie trzeba wspominać, bo to ekstraklasa w tym temacie. Porażka Huberta to nie jest tragedia. Więcej plusów postawiłbym pod zwycięstwem w turnieju w Winston niż minusów po US Open. Szkoda, że to nie jest reguła ATP, bo wtedy grałby w środę. Miałby 72 godziny na regenerację, tu jednak decyduje ITF i gramy połówkami. Raz górna drabinka, raz dolna. Pechem Huberta jest drabinka, do której trafił. Nie możesz pójść do organizatorów i powiedzieć: słuchajcie, wygrałem Winston-Salem i chcę gra we wtorek.
Transmisje z US Open w Eurosporcie i Eurosport Playerze.
